piątek, 27 marca 2015

Rozdział 21


Justin's POV :

Godzina 14:13. Siedzę i oglądam jakieś durne bajki z Jazzy. Myślę ciągle o tym co niedawno miało miejsce. Dawno w taki sposób się nie pieprzyliśmy. Lily chyba jeszcze nie doszła do siebie po tym, nie zeszła na dół i nadal leży. Uśmiechnąłem się na tą myśl.
-Kiedy wrócimy do domu?- zapytała Jazzy zapatrzona w ekran, bawiąc się w rękach materiałem mojej koszulki. pogłaskałem ją po policzku.
-Może nawet dziś- po co my mamy dłużej tu siedzieć? Lily pomarudzi i przestanie. No chyba nie ma zamiaru zostawać tu tak długo? Nic to jej nie da...Po chwili usłyszałem ciche kroki na schodach. Odwróciłem się i zobaczyłem Lily. Przyszła do nas i wzięła Jazzy na kolana.
-Dziś wracamy do domu- powiedziałem patrząc na nią. Spojrzała na mnie lekko zakłopotana.
-Dziś? P-przecież jutro doktor Jason...- przerwałem jej
-Nie potrzebuję go, nic o mnie nie wie. Najlepiej będzie jeśli więcej się z nim nie spotkasz.- powiedziałem tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Jak mam się z nim nie spotykać?- Szerzej otworzyłem oczy ze zdziwienia, teraz mi będzie pyskować?- On chce ci pomóc.
-Dość tego cyrku Lily. Jazzy zbieraj się, jedziemy do domu- zmrużyłem na Lily oczy. Wkurwiła mnie.

Lily's POV:

Jazzy poszła na górę. Kiedy chciałam też iść Justin złapał mnie za rękę.
-I lepiej nie kombinuj- patrzył na mnie groźnie, a ja nie wiem co mam teraz zrobić. Zadzwonić do Patie? Nie, to zły pomysł. Może z nim pojadę? Powrót do domu nie musi oznaczać końca leczenia Justina. Przecież mam numer jego telefonu. Nadal będzie przyjeżdżał. Chwila, zaraz... Kto tu kombinuje?
-Ty też- odpowiedziałam mu. Chciałam już iść na górę, kiedy on mnie złapał za ramię.
-Dziwka- usłyszałam i za chwilę poczułam piekący ból na prawym policzku. Zachłysnęłam się powietrzem.
-Jak mogłeś? Nienawidzę cię!- zaczęłam mówić, prawie krzykiem ze łzami w oczach...Potwór!
-Że co?!- zaczął się śmiać, ale wiedziałam, że gotuje się z wściekłości.
-Odszczekaj to!- Złapał mnie brutalnie za włosy z tyłu głowy, ciągnąc je niemiłosiernie. Przysunął swoje usta bardzo blisko moich. Zaczął patrzeć na mnie władczo.
-Wiesz co? Myślę, że przyda ci się solidna kara. Jesteś ostatnio bardzo pyskata, prawda?- Głupkowato się uśmiechnął. Szybko, w miarę możliwości pokręciłam głową na nie.
-Ooo taak kotek. Mogę ci powiedzieć jedynie to- Nachylił mi się do ucha- że będzie bolało.- Spoważniał i zmrużył oczy.
-A teraz idź się zbierać...Im dłużej będę musiał czekać, tym gorzej dla ciebie. Nie testuj mojej cierpliwości.- Puścił mnie a ja prawie biegiem rzuciłam się w stronę schodów. Weszłam do pokoju i trzęsącymi się rękoma, zaczęłam pakować swoje rzeczy...Napisałam krótki liścik do Patie, żeby się nie martwiła, chociaż nie jestem pewna czy faktycznie nie ma powodów do zmartwień.
-Lily!- Usłyszałam z dołu jego głos
-Już idę- wzięłam swoje rzeczy i do końca nie będąc pewna, ruszam w stronę schodów. Po chwili widzę ich, czekających na mnie i idziemy do samochodu. Kiedy już jesteśmy gotowi, odjeżdżamy. Jedziemy w ciszy. Mogę wyczuć, że jest zły. Nawet Jazzy nic nie mówi, bawiła się telefonem.
-Wiesz, że Jazzy będzie w domu?- zapytałam niepewnie i cicho. Skoro ona będzie to jak on chce mnie ukarać?
-Na prawdę?- zapytał kpiąco i sarkastycznie.
-T-to jak- przerwał mi
-Jakoś- rozmawiał ze mną, zawzięcie patrząc przed siebie. Jest zły, nawet nie chce ze mną rozmawiać. Jak zawsze jestem wszystkiemu winna. Kurwa! Nie wzięłam teczki. Szlag! Niepewnie poprawiłam się na fotelu.
-J-Justin- prawie szepnęłam jakby to mogło wpłynąć choć minimalnie na jego złość.
-Co- wdech, wydech
-Możee moglibyśmy s-się wróc- natychmiast mi przerwał
-Nie- powiedział z zaciśniętą szczęką. Było widać że walczy z samym sobą, aby zaraz mi czegoś nie zrobić. świetnie, brawo! Nie dość, że nie wrócę po teczkę, to jeszcze go bardziej zdenerwowałam...
Dojechaliśmy pod dom i wysiedliśmy. Wzięłam swoją torbę, a za chwilę złapałam Jazzy za rączkę, bojąc się jak mała dziewczynka.

Justin's POV:

Otworzyłem drzwi do domu i przepuściłem je pierwsze. Muszę mieć je na oku. Zamknąłem drzwi i oparłem się o ścianę. Nie zdejmowałem jeszcze butów ani kurtki, patrzyłem na Lily. Niepewnie zaczęła zdejmować buty i buty Jazzy.
-Jazzy pobawisz się chwilę sama na górze?- Lily spojrzała na mnie ze strachem w oczach.
-Jazzy, a chcesz ze mną zrobić obiad?- zmrużyłem na nią oczy, wiem co kombinuje.
-TAAK- Pisnęła radośnie, zawsze lubiła babrać coś w kuchni. Przeszedłem obok Lily i szepnąłem jej przelotnie.
-Potem się tobą zajmę i tak.- spięła się i poszła z Jazzy do kuchni. A ja poszedłem po papiery do pracy i usiadłem na kanapie, przeglądając je.
-Mama? Czemu tatuś dziś krzyczał na ciebie u babci?- usłyszałem to pytanie i niecierpliwie czekałem na odpowiedź.
-N-nie kochanie...On...On po prostu miał zły dzień w pracy. Nie zawracaj sobie tym głowy Jazzy. Wszystko jest dobrze.- Muszę przyznać, że dobrze wybrnęła z sytuacji, no może poza jąkaniem się...Zawsze jak się boi, albo jest bezradna to się jąka. Poniekąd to to jest urocze. Jeszcze dodać do tego te jej różowe policzki kiedy jest w sytuacji bez wyjścia i te jej oczy, takie niewinne. Boże, nie! Nie myśl teraz o tym, wieczorem, ale nie teraz! Odłożyłem papiery i poszłem do kuchni. Cholera! Ma teraz na sobie króciutkie spodenki, które idealnie opinają to co mają. A do tego top, niby zwykłe ubranie, a jak wygląda. Wieczorem się zajmę nią odpowiednio.
-A co to tak pięknie pachnie?- pogilgotałem Jazzy i podszedłem do Lily.
-Nie wiedziałam co zrobić, a Jazzy chciała spaghetti, no to będzie.- Przytuliłem ją od tyłu i uśmiechnąłem się zadziornie.
-Ah, czyli spełniasz zachcianki?- Na samą myśl w moich spodniach nagle robi się ciasno. Zacząłem składać lekkie pocałunki na jej szyi, kiedy ona mieszała.
-Zależy jakie- oh, żebyś tylko wiedziała jakie
-Masz ochotę na loda?- zapytałem ją, powstrzymując śmiech
-Nie, zresztą już nie ma lodów.- teraz to już się śmiałem
-Lily, kochanie...Wiesz o jakim lodzie mowa.- wyprostowała się
-Takiego też nie chcę- odsunęła się ode mnie i dała łyżkę do posmakowania dla Jazmyn, tego co razem zrobiły.
-Mmm, pyszne!
-Teraz weź talerzyki i sztućce i rozłóż na stole- powiedziała Lily do niej...

Kiedy już zjedliśmy, Jazzy poszła spać i w końcu mogę się zająć tym czym powinienem. Zacząłem iść w stronę naszej sypialni i wszedłem do niej. Było pusto, Lily musi być w łazience. Usłyszałem cichy płacz. Pomyślałem, że to może Jazzy, ale to była Lily. Wszedłem do łazienki i zobaczyłem ją zapłakaną przed lustrem, patrzącą się na swój nadgarstek. Zdjęła bandaż, miała już praktycznie strupki. Podeszłem do niej. Przestraszyła się i natychmiast otarła łzy. Odwróciła się przodem do mnie, a ręce schowała za plecy. Patrzyła zapłakanymi i przestraszonymi oczami w moje.
-P-proszę, nnie- zaczęła kręcić głową na nie. Przecież ja nawet nic nie zrobiłem.
-O co ty mnie prosisz, hmm?- stałem na przeciwko niej, nie chciała patrzeć mi w oczy i patrzyła wszędzie tylko nie na mnie...a szkoda.
-Nie rób mi nic
-Dlaczego?- odgarnąłem jej pasek włosów za ucho.-Przecież byłaś nieznośną, małą i pyskatą dziwką- zaśmiałem się...że ona ma jeszcze czelność mówić mi co mam robić.
-Nie mów tak na mnie Justin- miała znów łzy w oczach- Nie jestem dziwką- spuściła głowę na dół i znów zaczęła płakać.
-Jesteś nią tylko i wyłącznie wtedy, kiedy nie jesteś posłuszna mężowi kotek. Tak nie można.- powiedziałem i podszedłem do drugiego lustra i zacząłem zdejmować bluzkę.
-Skoro jestem taka niedobra, to czemu nie pozwolisz mi odejść?- powiedziała cichutko, a ja podszedłem do niej, jakoś...opanowany, może to dla tego, że to jest oczywiste, że ona jest moja, była i będzie?
-Bo należysz do mnie...Kocham cię i jesteś moj- przerwała mi
-A-ale ja nie rozu- teraz ja jej przerwałem już zły i poirytowany.
-Lily, Ty. Jesteś. Moja. I tylko moja!- Powiedziałem do niej surowo, żeby zapamiętała na długo. Znów płakała, tyle, że już nie dbała o to czy widzę, albo słyszę. Objąłem ją i oparłem brodę o jej głowę. Była niziutka w porównaniu do mnie, co mi pasowało, ale nie pogardziłbym też Lily w wersji na przykład 175cm.
-Jesteśmy małżeństwem, mamy dziecko i się kochamy...Chyba nie pozwolisz, żeby coś co ci się nie spodobało, popsuło wszystko, prawda kotek?- widziałem, że niepewnie kiwa głową na tak. Złapałem za jej różowy policzek i lekko głaskałem.
-Na dobre i na złe, pamiętasz?- powiedziałem...



Hej :D
Dziękuję, za cierpliwość.
Przepraszam, że to było tak długo...