piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 25

Justin's POV:

Odstawiłem pustą szklankę do zlewu, po czym poszedłem do salonu gdzie siedziała Lily i oglądała telewizje.

Poszedłem do niej i usiadłem obok. Spojrzała na mnie, po czym przejechała opuszkami palców po mojej ręce.
-Kiedyś mówiłeś, że pojedziemy na wakacje- powiedziała cicho z lekkim uśmiechem
-Mam dużo pracy- przytaknęła lekko smutna i zabrała rękę, po czym chwyciła pilot i przełączyła na inny program
-To kiedy pojedziemy?- powiedziała z nadzieją
-Jak będę miał mniej pracy- odpowiedziałem z irytacją w głosie. To chyba jest logiczne.
-Spokojnie. Tylko pytam- powiedziała ze spuszczoną głową. Siedzieliśmy w ciszy, która mnie denerwowała.

Oczywiście telewizor był włączony, ale między nami było jakieś spięcie.
-Kurwa Lily. Czy ty musisz zawsze narzekać?!- podniosłem lekko głos.
-P-przecież nic nie powiedziałam.- szepnęła bawiąc się palcami.
-Siedzisz oburzona na cały świat. Przecież muszę pracować!- spojrzałem na nią ze złością. Nic, zero reakcji.
-Rozmawiaj ze mną do jasnej!- już mi podnosi ciśnienie.
-A-ale jest w porządku. Pojedziemy jak będziesz miał mniej pracy.- widziałem jak szybko otarła łzę z policzka.
-Myślisz, że nie widzę? Okłamujesz mnie, że wszystko dobrze a ty kiedy nadarzy się okazja ryczysz? Idź do mojego gabinetu- Powiedziałem stanowczo. Jęknęła z niezadowoleniem.
-Przecież nic się nie stało, Justin
-Nie dyskutuj ze mną! Już cię tu nie ma. Zaraz do ciebie przyjdę.- kiwnęła głową po czym wstała, i poszła tam gdzie kazałem.

Poszedłem do kuchni. Wyjąłem z szafki dwa opakowania tabletek i ruszyłem w stronę swojego gabinetu. Kiedy otworzyłem drzwi zobaczyłem skuloną Lily, która opierała się o ścianę. Zobaczyła mnie po szym szybko wstała i otarła łzy z policzków. Żuciłem opakowania na biurko. Zobaczyłem zmieszanie na twarzy Lily.
-Może zechcesz otworzyć któreś?- powiedziałem patrząc na nią intensywnie. Spojrzała na mnie szybko ze strachem.
-Otwórz!- powtórzyłem głośniej. Podeszła do biurka, po czym zaczęła otwierać jedno opakowanie.
-Dobrze, a teraz wyjmij- mówiłem zły. Lily powoli wyjęła saszetki.
-Myślę, że nie muszę pytać gdzie są brakujące tabletki. Więcej tego gówna mi nie dawaj.- Burknąłem, na co ona potaknęła smutno i zaczęła kierować się do wyjścia. Zagrodziłem jej drogę, łapiąc ją w tali.
-Ej ej... A ty gdzie?- zapytałem zszokowany tym, że sobie tak po prostu chciała opuścić to pomieszczenie.
-D-do Jazzy.- Mruknęła pod nosem. Pomyślałem chwilę, po czym pozwoliłem jej wyjść. Wyjąłem telefon, po czym wybrałem połączenie do mojej mamy.

Lily's POV:

Szybkim krokiem...Nie, poprawka. Można nazwać to biegiem. Biegiem ruszyłam na górę do łazienki w naszej sypialni, po czym przemyłam twarz chłodną wodą i odetchnęłam głęboko. Wytarłam twarz ręcznikiem, po czym spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Kiedy stwierdziłam, że po łzach ani śladu poszłam do pokoju Jazzy, gdzie znajdował się też Justin. Wzdrygnęłam się kiedy go zobaczyłam. Jazzy odwróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie.
-Co miałaś powiedzieć?- Justin spojrzał na małą, po czym przeniósł wzrok na mnie. Jazzy do mnie podeszła, po czym wtuliła się we mnie mocno i zaczęła cicho chlipać.
-psie-psieplasiam- powiedziała smutno, na co ja od razu zareagowałam. Wzięłam ją na ręce i mocno do siebie przytuliłam.
-Shh... Już dobrze Jazzy.- Zaczęłam ją uspokajać, głaszcząc ją uspokajająco po główce.
-Juź n-nie będe- wydukała, po czym jeszcze bardziej przytuliła się do mnie, a głowę schowała w zagłębienie mojej szyi.
-Wiem, będziesz grzeczna, prawda?- pokiwała głową w miarę możliwości, po czym usiadłam z nią w objęciach, na jej mini łóżeczku.
-To może teraz zrobimy coś pysznego, co?- Spytałam ją, chcąc poprawić małej humor. Justin wyprzedził jej odpowiedź.
-Jazzy jedzie zaraz do babci, nie mała?- Zapytał ją, na co ona pokiwała głową.
-Taak. Do pieśka teź- uśmiechnęła się.
-Bierzesz jakieś zabawki ze sobą?- zapytałam ją, chcąc pomóc jej się spakować
-Tego tyjko- powiedziała i wskazała palcem na misia leżącego na końcu łóżka.


Justin's POV:


Po zawiezieniu małej do mojej mamy, oczywiście nie obyło się bez wywiadu na temat mojego zachowania w stosunku do Lily, zacząłem rozmyślać nad Lily i jej ostatnimi przewinieniami. Trochę się jej wszystkiego nazbierało. Zacząłem myśleć co zrobię po powrocie...Od czego zacznę, jak i gdzie. Krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach, a ja robiłem się coraz bardziej nakręcony. Zacisnąłem mocno ręce na kierownicy, po czym ruszyłem w stronę do domu, myśląc tylko o tym co niedługo się zdarzy.Wysiadłem z samochodu, po czym przyciskiem na kluczykach zamknąłem samochód. Spiesznym krokiem szedłem w stronę drzwi od domu, po czym wszedłem do środka i zamknąłem je za sobą. Zacząłem zdejmować buty, ale moja uwaga była głównie poświęcona na rozpromienionej twarzy Lily. W dłoniach trzymała telefon i czytała coś z niego. Zdjąłem całkowicie buty i poszedłem do niej. Siedziała na stole w kuchni, ale kiedy mnie zobaczyła szybko zeskoczyła i odłożyła telefon. Stałem przed nią
-Cześć. Jesteś głodny?- Obdarzyła mnie przelotnym spojrzeniem, po czym zaczęła oddalać się ode mnie. W porę złapałem ją ręką w trali, uniemożliwiając jej dalsze ruchy. Chwyciłem jej telefon ze stołu, po czym odblokowałem.
-Zostaw Justin- powiedziała pod nosem.- I puść mnie- zrobiłem to, ale próbowałem rozgryźć co tak zawzięcie czytała w tym telefonie. Oderwałem na chwilę wzro od telefonu, aby zobaczyć do kąd poszła, po czym ponownie wróciłem wzrokiem do telefonu. Wszedłem w wiadomości a po przeczytaniu tego nazwiska moje oczy automatycznie się zmróżyły. Kliknąłem na wiadomość od tego nadawcy i od razu ścisnąłem telefon, po czym po przeczytaniu całej wiadomości odłożyłem głośno telefon na stół.
Lily!!- wydarłem się głośno...

Lily's POV:

Lily!!- wzdrygnęłam się i próbowałam się uspokoić co w ogóle mi nie wychodziło biorąc pod uwagę fakt, że cała się trzęsłam. Przeczytał to i mimo tego, że to nie moja wina oberwę. Ja wiem, że tak się stanie. cZEMU?!
-Tak?- starałam się zachować pozory i zapytałam zwyczajnie.
-Chodź tu!- Znów krzyknął. Na drżących nogach wstałam i zaczęłam iść w jego kierunku.
-No podejdź- powiedział już nie tak głośno jak przed chwilą. Patrzył się na mnie tępo, a ja rozważałam nad opcją: Uciekaj przez okno.
-Co się stało?- Spytałam go cicho mając odrobinę nadziei na to, że im ciszej go zapytam o cokolwiek, tym mniej zły na mnie będzie.
-Zdejmij spodnie- Powiedział już opanowanym tonem i nawet wysilił się na "uśmiech grozy" jakkolwiek to brzmi.
-P-po co?- Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Bałam się bo nie ważne co każe mi zrobić w tym momencie, na pewno będzie bolało.
-Zdejmuj!- powiedział to tak stanowczo i władczo, że powoli zaczynały mi się uginać kolana, ale nie chciałam żadnej krzywdy, dlatego postanowiłam przeciągać to w nieskończoność. Sama nie wiem czy z kożyścią dla mnie, czy też nie. W duchu modliłam się żeby, na przykład ktoś teraz do nas przyszedł. Chodź to bardzo mało prawdopodobne, bo do Justina może przyjść albo Ryan, albo ktoś z pracy, a teraz szczerze w to wątpię. A do mnie? Kogoś w ogólę obchodzę? A Isabel, też nie? Nawet na moje sms'y nie odpisuje. Z taką myślą moje samopoczucie spadło conajmniej o dziewięćdziesiąt procent.
-Masz trzy sekundy Lily. Jeśli nie zrobisz tego, zrobię to sam. I obiecuję ci, że jeśli już się pofatyguję ze zdjęciem ci tych spodni będziesz mnie błagała na kolanach, żebym przestał robić to co planuję ci zrobić.- Jego oczy natychmiastowo pociemniały a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
-Jeden- zaczął opanowanym i władczym tonem. Poczułam się taka malutka i bezbronna w tym momencie, stojąc tak przed nim. Stchurzyłam. Zaczęłam powoli odpinać drżącymi rękoma guzik od jeansów. Lekki uśmiech zwycięstwa zawitał na jego twarzy. Po chwili odpięłam rozporek. Nie miałam aż tyle odwagi, żeby zsunąć z siebie spokdnie.
-Co dalej?- zapytał.
-Nie m-mogę- powiedziałam przerażona.
-Nie możesz, czy nie chcesz Lily? Bo to różnica- powiedział z powagą wymalowaną na jego twarzy. Chwilę milczałam i jedna łza spłynęła na mój policzek.
-Też tak myślę- powiedział i zaczął energicznie ściągać mi spodnie.
-Przetestowałaś właśnie moją cierpliwość, na twoją nie kożyść.- Kiedy opuścił już je do kostek, podniósł mnie, po czym przerzucił sobie mnie przez ramię. Zacisnęłam mocno powieki chcąc powstrzymać łzy, ale po prostu płynęły i słychać było jak kapały na podłogę. Nawet nie mogłam kopać, gdyż uniemożliwiły mi jeansy. Weszliśmy do jego...Gabinetu? Postawił mnie na podłodze, ale zanim to nastąpiło całkowicie zsunął mi rurki.
-Pochyl się nad biurkiem.- powiedział a na jego twarzy w tym momencie nie mogłam wyczytać żadnych emocji. Na drżących nogach podeszłam do biórka.
-No dalej- wycedził przez zęby.- Oprzyj łokcie na blacie, nachyl się i patrz na biurko.- powiedział władczo a ja stałam osłupiała przed tym biórkiem, zastanawiając się nad jego słowami. W końcu, powoli umiejscowiłam wewnętrzną stronę moich dłoni na powierzchni biurka, co spowodowało zetknięcie się zimnego blatu z moją skórą. Następnie dołączyły moje łokcie, tak jak mi kazał. Wiedziałam co nastąpi. Za chwilę zdejmie mi majtki i potraktuje jak szmatę. Przeleci mnie a potem zostawi zapłakaną.
-Wypnij się bardziej- zażądał. Uchyliłam usta a kropla łzy kapnęła na biurko. Poczułam jak przesuwa mi koszulkę w stronę moich piersi, odsłaniając tym samym moje plecy. Po chwili zrobiło mi się chłodno i niewygodnie w tej pozycji. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk odpinania paska i jedyne co mogłam w tym momencie to oparcie głowy o moją rękę. Łzy zaczęły płynąć a ja tępo patrzyłam się w ciemną przestrzeń pomieszczenia. Przymnęłam oczy i czekałam aż zsunie mi majtki. Na samą myśl moje policzki zaczęły przybierać nieco ciemniejszą barwę, gdyż mimo tego, że to jest mój mąż takie sytuacje jak ta należą do tych krępujących. W tym momencie nie myś.... Uchyliłam usta i zachłysnęłam się powietrzem....
-AAaa!- pisnęłam i natychmiast się wyprostowałam. Ból moich pośladków był niemiłosierny, jakby coś przecięło moją skórę.
-Kładź się- usłyszałam jak mówi do mnie tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Nie p-proszę- wychlipałam, ale obawiając się jego reakcji z powrotem umiejscowiłam dłonie na blacie.
-Powiedziałem kładź się- stanowczym ruchem docisnął moje plecy do biurka, a następnie uderzył mnie paskiem dwa razy mocniej niż poprzednio. Łzy zaczęły wypływać z coraz to większą ilością. Ponownie poczułam okropny ból na pośladkach. Krzyknęłam i zacisnęłam mocno oczy. Kolejny raz.
-Błagam przestań- wypowiedziałam szybko, płacząc jednocześnie. Nie jestem w stanie znieść więcej.
-Jakie przestań? Rozkręcam się dopiero kotek- powiedział i mogłam wyczuć jak się przy tym uśmiecha w złości. Za chwilę znów poczułam ten ból. Jakby ktoś przypalał mi skórę w dolnej parti ciała. Zanim wymierzył mi kolejny raz zsunęłam się lekko z biurka, próbowałam w jakiś sposób uniknąć kolejnego bólu, który i tak z każdą minioną sekundą nasilał się.
-Popraw się- powiedział szybko na co ja jedynie zaskomlałam. Pomijając ból, ta pozycja była męcząca, już nie miałam siły. Szarpnął mnie za włosy. Na co jęknęłam
-Mówię do ciebie! Popraw się i masz mi się nie z suwać!- Zrobiłam co kazał, utrzymując się na drżących nogach.
-Boli- wychlipałam zapłakana. Prychnął
-A myślisz, że po co jest to wszystko? Ma boleć a ty masz się nie ruszać- Uderzył po raz kolejny. Tak mocno. krzyknęłam i zacisnęłam ręce w pięści.
-Proszę..Przzestań!

W pokoju było słychać tylko mój płacz, świst powietrza, plask i mój krzyk. Płacz, świst, plask, krzyk. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy tak było. W końcu przestał a ja opadłam na podłogę.
-Wstawaj- Powiedział pewny siebie
-Bła-agam już nie-e- zapowietrzałam się. Poczułam jak łapie mnie za ramię i za włosy. Krzyknęłam i w taki sposób podciągnął mnie do góry. Dostałam ciarek. Wzdrygnęłam się i zaczął ciągnąć mnie w stronę kuchni. Za włosy, które trzymał, zmusił mnie do oparcia głowy na blacie kuchennym. Ciasno wplątał swoje palce, do tego stopnia, że nie mogłam poruszyć głową. Usłyszałam jak otwiera szafkę i wyjmuje coś. Rzucił naprzeciwko moich oczu tabletki. Podniósł moją głowę, nadal ciasno trzymając moje włosy.
-Otwórz!- Zażądał. Drżącymi palcami zaczęłam otwierać opakowania.
-Wyrzuć do zlewu wszystko- Nie! Wymierzył mi klapsa ręką. Gorący, nieprzyjemny prąd przeszedł przez moje pośladki.
-Teraz!- Zaczęłam wyjmować po kolei tabletki do zlewu, a on odkręcił wodę. Patrzyłam jak nowe, lepsze życie oddala się ode mnie z każdą sekundą...


HEJ :)
BARDZO BĘDĘ WDZIĘCZNA ZA KOMENTARZE ;)

czwartek, 2 lipca 2015

!!!

Hej 
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest...Nawet nie wiem od czego zacząć. Może postaram się wam "wyspowiadać". 

Ostatni raz u spowiedzi świętej byłam w "długo temu xD" obraziłam was następującymi grzechami:
-Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo długo nie dodawałam rozdziału.
-Nie dawałam znaku życia.
-ehh...

Żałuję i obiecuję poprawę....

Przepraszam..... 

Żebyście mnie totalnie nie znienawidzili, to postaram się pobawić w sąd a na swoją obronę mam poniższe argumenty: 

Przez jakiś czas na prawdę miałam w głowie pustkę. To nie tak, że idę sobie po zakupy i myślę co by tu napisać. Ja na prawdę siadałam przed laptop i to co pisałam wcale mnie nie satysfakcjonowało. Nie podobało mi się i nie chciałam tego publikować żeby was tylko "zaspokoić" nowym wpisem. Potem zbliżał się koniec roku, a że moje oceny takie a nie inne, starałam się z wielu przedmiotów wyciągać na lepszą ocenę. Przez długi czas nie wchodziłam nawet na bloga. No a ten początek wakacji, spędziłam praktycznie ciągle poza domem.

Dlatego bardzo proszę, aby sąd nie był dla mnie aż tak ostry :)

PS: ROZDZIAŁ DODAM JUTRO PO POŁUDNIU... Dziękuję za wyrozumiałość.

środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 24

Justin's POV:

Obudziłem się i spojrzałem na zegarek. 09:32. Zerknąłem obok. Pusto. Usiadłem na łóżku i przetarłem twarz i włosy ręką. Wstałem, założyłem spodnie, po czym wyjrzałem zza drzwi od sypialni, w której się znajdowałem. Głucha cisza. Poszedłem w stronę pokoju Jazmyn. Po cichu uchyliłem drzwi. Zajrzałem dyskretnie, po czym pociągnąłem szybko drzwi do siebie zdziwiony. Jazzy tam nie było. Poszedłem jeszcze raz do sypialni, założyłem koszulkę i wziąłem telefon. Zauważyłem małą karteczkę na stoliku, której wcześniej nie dostrzegłem.

"Poszłam z Jazzy na zakupy"

Przeczytałem i zgniotłem karteczkę, po czym zszedłem na dół. Włączyłem telewizor, żeby coś mi w tle grało. Poszedłem do kuchni i wyciągnąłem sok z lodówki, po czym otworzyłem szafkę górną, aby sięgnąć szklankę. Zobaczyłem tam to gówno. Położyłem sok, nie będę ukrywał, że dosyć głośno i sięgnąłem jedno z opakowań. Chwilę popatrzyłem na opakowanie, po czym, w celu przeczytania ulotki, otworzyłem małe pudełko. Wyciągnąłem ulotkę, a resztę zrzuciłem na blat, nie dbając o to czy spadnie, czy nie. Zacząłem czytać, ale coś mi raczej nie wyszło, bo po chwili prychnąłem i chciałem schować ulotkę z powrotem, ale coś mi się nie zgadzało. Zmarszczyłem brwi. Wyjąłem saszetkę i zobaczyłem, że wśród wszystkich tabletek, jedno miejsce jest puste. Zacisnąłem zęby. Schowałem wszystko z powrotem i jak gdyby nigdy nic odłożyłem na miejsce. Popatrzyłem tępo na uchwyt szafki, który znajdował się przed moimi oczami. Szarpnąłem uchwyt i wziąłem leki, po czym otworzyłem tą, w której znajdował się kosz. Już miałem wyrzucić, ale po chwili zastanowienia pogratulowałem sobie w myślach. Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie, po czym ponownie otworzyłem szafeczkę i odłożyłem leki.

Lily's POV:

-Jeście to!- Jazzy pisnęła na dziale ze słodyczami i chwyciła paczkę żelek.
-Już ci starczy słodyczy. I tak dziś przegięłaś z ich ilością. Idziemy do kasy.
-No to chociaź to!- Pokazała mi półeczkę z chipsami.
-Nie proś mnie o chipsy. Są niezdrowe. Idziemy do kasy.- Powiedziałam już zmęczona.
-Ale..- przerwałam jej.
-Nie ma ale. Cały koszyk jest pełny, a w domu na pewno masz jeszcze jakieś słodycze. Chodź- zmieniłam kierunek z wózkiem i zaczęłam kierować się w stronę kasy.
-Tego nie mam!- wrzasnęła, na co się odwróciłam. Stała z paczką jakiś cukierków.
-Jazmyn! Powiedziałam nie.- Skarciłam ją ale ona w ogóle nie reagowała.
-Odłóż to i chodź- powiedziałam do niej, ale ona tylko tupnęła i ani drgnęła.
-Dostaniesz karę dziś. A teraz chodź, bo wcale mi się nie uśmiecha stać tu przez cały dzień.
-Nic nie dostanę! Chcę to i juź!- z każdą sekundą była coraz to głośniejsza, a ja już nie chciałam dłużej się pogrążać w sklepie. Podeszłam do niej i mimo sprzeciwów z jej strony zabrałam paczkę jakiś cukierków i wzięłam ją na ręce. Wyrywała się ale nie dałam za wygraną. Zapłaciłam za wszystkie zakupy, po czym wreszcie udało mi się wyjść z tego sklepu. Zaczęłyśmy się kierować w stronę domu.
-Więcej za mną na zakupy nie będziesz chodzić. Co to było za zachowanie? Jesteś nieznośna.
-A ja cię nie lubię!- krzyknęła i mnie wyprzedziła. Nie odzywała się do mnie do końca drogi. Zrobiło mi się przykro na te słowa. Weszłyśmy do domu i zamknęłam drzwi za sobą, a Jazzy od razu pobiegła na górę.
-Cześć- powiedziałam do Justina, który był w kuchni, z tego co widziałam jadł i przeglądał jakieś papiery.
-Siadaj- powiedział bez uczuciowo. Czyżby leki przestały działać? Podeszłam do stołu przy którym jadł i coś gryzmolił w papierach, po czym usiadłam. Patrzyłam na niego, a po chwili on również spojrzał na mnie.
-Co ją ugryzło?- Zapytał jakby to było przeze mnie. No niby po części, ale inaczej się nie da.
-Byłyśmy w sklepie i Jazmyn chciała cukierki. Krzyczała, że mam jej kupić i pyskowała na cały sklep, powiedziała do mnie: Nie lubię cię i..- przerwał mi.
-A w czym problem? Czemu jej nie kupiłaś tych cukierków?- spojrzenie miał oschłe, na co lekko się spięłam.
-Justin, ja jej kupiłam wiele innych rzeczy.- spojrzałam lekko spod byka, coś w stylu: SERIO?
-No chyba, że tak, ale widziałem to spojrzenie.- lekka panika zaczęła przejmować moje myśli.
-Jazzy chodź tutaj na chwilę- Justin ją zawołał, wstając od stołu, wkładając naczynia do zlewu. Usiadł z powrotem i znowu pisał. Po chwili zeszła Jazmyn, nadal zła.
-Co?- burknęła
-Nie mówi się co, tylko słucham. Może zechcesz opowiedzieć mi co wydarzyło się na zakupach, hmm?- spojrzał na Jazzy jednym z tych swoich tatusiowych spojrzeń grozy.
-N-nic, bo mama mi nie chciała kupić cukierków. A ja..- przerwał jej
-A tamta torba na blacie? Podaj mi ją Jazmyn- Jazzy spojrzała w tamtą stronę i zrobiła to co kazał.
-A teraz wyjmij wszystkie rzeczy z torby- powiedział pewny siebie, a w Jazzy dało się wyczuć przegraną. Patrzyliśmy oboje uważnie na Jazzy, która wypakowywała prawie same słodkości. Kiedy już wypakowała wszystko, spojrzała lekko zasmucona to na mnie, to na Justina.
-Zauważyłaś coś Jazmyn?- Zapytał tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Jak widzisz, tu są prawie same cukierki, żelki, pianki i chrupki. Nie sądzisz, że jest tego dużo?- zapytał i uniósł brew.
-N-no tr..- powiedziała zawstydzona i lekko zażenowana, tym, że jej duma właśnie ucierpiała.
-No dużo. Myślę, że za dużo. Dlaczego nie słuchasz się mamy? Czemu ją obrażasz? Nie lubię cię? Co to miało znaczyć? Albo będziesz grzecznie się słuchać na zakupach, albo już więcej nie pójdziesz- widziałam jak miała lekko załzawione oczy.
-Ostatnio jesteś niegrzeczna. Wydaje mi się, że jakaś kara będzie tutaj na miejscu- Zaśmiałam się w myślach, jeszcze niedawno to samo mówił do mnie. Czyli mam kolejny dowód na to, że traktuje mnie jak dziecko. Super.
-Ja i mama jeszcze się zastanowimy nad karą dla ciebie. Możesz iść- Powiedział nie odwracając wzroku od Jazzy. Teraz już łza spłynęła jej na policzek i poruszyła się z zakłopotaniem i poniżeniem, po czym pobiegła na górę.
-I nie biegaj po schodach!- Krzyknął i z powrotem wrócił do papierów. Bym zapomniała.
-Napijesz się czegoś?- Zapytałam i wyjęłam sok z lodówki dla siebie, po czym nalałam do szklanki i upiłam łyk.
-Tak, soku.- Powiedział nie patrząc na mnie, za co dziękowałam i wyjęłam szklankę, po czym wyjęłam dyskretnie leki i zrobiłam to samo co wczoraj. Na szczęście nic nie szeleściło, ani nie wydawało dźwięków, które mogły by jakoś specjalnie zwrócić uwagę. Otworzyłam tabletkę i wsypałam środek do szklanki z sokiem. Chwilę odczekałam, robiąc cokolwiek, aby nic nie wyczuł, że coś kombinuję. Czekając chwilę na pewno dokładnie się nie rozpuści zawartość tabletki, ale chociaż trochę. Podałam mu szklankę z sokiem i uśmiechnęłam się lekko, po czym poszłam do salonu i położyłam się na kanapie, zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami.

Justin's POV:

Kiedy upewniłem się, że Lily poszła, wstałem i wylałem po cichu do zlewu pół zawartości w szklance. Wylałem jeszcze trochę, a po chwili mogłem zauważyć biały proszek na dnie. Uśmiechnąłem się do siebie i ze złości i z tego faktu, że ona myśli, że tak łatwo jej pójdzie. Oj Lily, Lily... Już więcej nie wezmę tego badziewia.


Hej :)
Jedyne co powiem to przepraszam...
Przepraszam również za długość x(

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 23


Lily's POV:

Kiedy kuchnia była wysprzątana na błysk, usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam i je otworzyłam. Przyjechała Patie z Jazzy.
-Dziękuję, że się nią zajęłaś. Może wejdziesz?- Zapytałam z nadzieją.
-Mama!- pisnęła radośnie Jazzy i objęła mnie, po czym szybko podreptała szukać Justina. Tak myślę.
-Nie, będę już jechać. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia. A jak tam wizyta?
-Przepisał lekarstwa. Dobrowolnie nie chciał wziąć, ale wsypałam mu do szklanki z sokiem.- Patie się zaśmiała.
-Dobrze. Wpadnijcie niedługo.- Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i objęłyśmy się na pożegnanie, po czym zamknęłam drzwi. Poszłam do salonu, gdzie Justin bawił się z Jazmyn.
-A panna głodna nie jest?- Zapytałam Jazzy
-Niee- zaprzeczyła szybko głową i zaczęła gilgotać Justina
-A jadłaś coś u babci?- pokiwała głową na tak. Usiadłam koło nich i wzięłam Jazzy na kolana. Justin przypatrywał się nam, po czym się przysunął bliżej.
-Moje dwie księżniczki. Kocham was bardzo.- Powiedział i pocałował nas obie w policzek, a Jazzy się zaśmiała. Albo leki działają, albo dostał jakiegoś olśnienia. Podoba mi się jego zachowanie. Odetchnęłam z ulgą w myślach.
-My cię też...Nie Jazzy?- powiedziałam lekko nieswojo. Jego zachowanie jest inne niż dotychczas i trochę trudno mi uwierzyć, że te wszystkie lata cierpienia i przyszłe lata, mogą załatwić jakieś tabletki.
-Idziemy się kąpać? Trzeba umyć tego brudaska.- Powiedział do Jazzy i śmiesznie trącił palcem jej nosek.
-Ale juź? Za wcieśnie!- Mocniej się mnie uczepiła i zanurzyła głowę między moim ramieniem, a głową.
-O nie, na pewno nie za wcześnie. Już 20:00. Idziemy moja droga- Justin wstał i chciał wziąć ode mnie Jazzy, ale ona jeszcze mocniej się do mnie przytuliła. Justin spojrzał na mnie i lekko zaczął pociągać za moją spódniczkę, dając mi w ten sposób znak, żebym poszła za nim. Wstałam z Jazzy i zaczęłam iść z nim.
-Gdzie idziemy? Bawić się?- Zapytała przecierając lekko oczy.
-No widzisz. Już jesteś zmęczona. Dziewczynki w twoim wieku już dawno śpią.- Justin powiedział i wziął ją, a raczej próbował wziąć, bo nie chciała się ode mnie oderwać.
-Nie!- pisnęła, kiedy próbował ją ode mnie odciągnąć. Chwilę pomyślałam i po chwili się odezwałam.
-Mam pomysł Jazzy. Wykąpiemy cię teraz, a potem będziemy się wygłupiać i oglądać bajki. Co ty na to?- Widziałam, że przetwarza świeże informacje w swojej główce i zmarszczyła brewki.
-Jakie bajki?- spytała podstępnie
-Jakie chcesz- Minęła chwila i wyciągnęła rączki do Justina.

Kiedy wykąpaliśmy małą, oczywiście nie obyło się bez mokrych ubrań, wykąpałam się ja, a potem Justin. Poszliśmy do sypialni i wszyscy się położyliśmy do łóżka.
-Teraz bajki!- Jazzy wyszła spod kołdry założyła ręce w buncie a ja się zaśmiałam.
-Taa już.- włączyłam jej program, który sobie zażyczyła i położyłam się na płasko. Jazzy siedziała w środku, uważnie oglądając bajkę, Justin leżąc patrzył a to na nią, a to na mnie. Na chwilę zamknęłam oczy.
-Ile bajek mogę widzieć?- spytała Justina, a on się zaśmiał.
-Obejrzeć a nie widzieć. Jedną.
-Ale ja nie chcę śpać. To mogę dwie, nie?
-Lepiej oglądaj i się nie kłuć ze mną, bo to jest ostatnia bajka jaką twoje oczka dziś zobaczą.
-Nie- odpowiedziała zła. Wnioskuję po jej tonie.
-Tak, ale jak chcesz to nawet teraz mogę skrócić to twoje oglądanie.
-Nie!- pisnęła
-Shh, mama śpi- powiedział. Nie śpię.- Przytul ją i idź spać.
-A ciemu mama ma takie włosy a ja takie?- zapytała mając w ręku kosmyk moich włosów.
-Bo jesteś w tatusia- Justin się zaśmiał.
-A ciemu mama ma takie oci a ja takie oci?- zapytała ciekawa i wpełzała pod kołdrę.
-Mówiłem ci, że jesteś w tatusia. Zobacz. Ja też mam ciemne oczy.
-A ciemu tak?
-Bo tatuś tak chciał i się starał, żebyś była do niego podobna.
-Ale jak?
-Już dość tych pytań. Śpisz tu czy tam?
-Idę śpać tam, bo tu są ludzie, którzy za wcieśnie chodzą śpać. Ja was nie rozumiem.- Powiedziała w drodze do swojego pokoju, ciasno trzymając misia. Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Justin też. Co za agentka.
-I co się śmiejecie? Za moich ciasów to ludzie chodzili spać aż o dwudziestej sióśtej.- machnęła rączką jak prawdziwa dama i zniknęła za drzwiami. A my śmialiśmy się jeszcze bardziej.
-Chyba nasłuchała się opowiadań mojej mamy- powiedział Justin, gasząc lampkę, kładąc się na miejscu Jazzy.
-Aż o dwudziestej szóstej się kładli. Widzisz? Nie to co my- powiedziałam w żartach. Justin się chytrze uśmiechnął.
-Dziś możemy położyć się spać aż o sześćdziesiątej- powiedział z błyskiem w jego ciemnych jak to pomieszczenie oczach. Moje policzki zaczęły mnie piec i dziękowałam za zgaszone światło.
-Co masz na myśli?- Zmienił pozycję i teraz znajdował się nade mną, a jego nogi były ułożone między moje. Nachylił się, żeby szepnąć mi coś do ucha.
-Mam na myśli kochanie się z moją żoną całą noc- Zamknęłam oczy i pozwoliłam mu się oddać...

Hej :D
Trochę któtki, ale następny po prostu będzie szybciej. Ten rozdział trochę taki familijny :D podoba się? Proszę o komentarze ;)



wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 22


Lily's POV:

Wstałam, widząc tylko kołdrę i poduszkę koło mnie, co oznaczało, że on jest w pracy...albo na dole. Wstałam i poszłam do łazienki. Umyłam zęby i poszłam wziąć szybki i orzeźwiający prysznic. Czysta i odświeżona w szlafroku, poszłam do pokoju po czystą bieliznę oraz ubrania. Wyciągnęłam z szafki bieliznę, a następnie z innych szuflad wyciągnęłam Zwykłe jeansowe spodenki i do tego zwykły szary top na ramiączka. Idąc do łazienki, przelotem zerknęłam na zegarek 09:27. Podeszłam do lustra, po czym pomalowałam rzęsy, a na policzki nałożyłam niewielką ilość różu. Spięłam włosy w wysokiego, luźnego koka, który po części wyglądał byle jak, no ale tak właśnie mi się podobało. Wychodząc z łazienki, z zamiarem pójścia do pokoju Jazzy, założyłam na nogi skarpetki i poszłam do niej. Po cichu uchyliłam drzwi, z racji takiej, iż może ona jeszcze smacznie spać. Leżała zawinięta kołdrą jak naleśnik, nie ruszając się, co mogło oznaczać, że albo śpi, albo nie żyje. Na tę myśl, aż się skarciłam w głowie. No pewnie, że śpi. Zostawiłam drzwi lekko uchylone i zeszłam na dół, aby zająć się przygotowaniem śniadania. Już miałam iść do kuchni, ale zdecydowałam się najpierw zobaczyć czy Justin jest w swoim pokoju "od pracy". Niepewnie zapukałam do drzwi nie słysząc żadnej odpowiedzi więc niepewnie umieściłam rękę na klamce i lekko uchyliłam drzwi. Pokój był pusty. Nie mam pojęcia czemu, ale z ulgą odetchnęłam, że go nie ma. W dobrym humorze poszłam do kuchni i włączyłam radio, ale nie na tyle głośno, żeby Jazzy się obudziła. Wyjęłam wszystko co potrzebne mi było do wcześniej już przemyślanego śniadania i zabrałam się do roboty. Tanecznym krokiem przygotowywałam jedzenie, aż na schodach nie zauważyłam zaspanej Jazmyn. Szła z misiem w jednej rączce a drugą przecierała zaspane oczy i ziewała przeciągle. Usiadła przy stole gdzie po chwili usiadłam i ja, jedząc.
-Ktoś tu się nie wyspał, co?- zaśmiałam się- Dlaczego?- zapytałam ciekawa, zajadając.
-Nie mogłam wcioraj zasnąć
-Trzeba było przyjść do nas- powiedziałam upijając łyk herbaty. Mała tylko wzruszyła ramionkami po czym oparła się o stół.
-Na co moja księżniczka ma dziś ochotę?- Zapytałam podnosząc się z siedzenia i odstawiając do zlewu używane przeze mnie naczynia.
-Hmm... Może płatki z mlekiem- Powiedziała, bujając wiszącymi nogami, z krzesła.
-Okej, robi się.- wzięłam mleko z lodówki i nalałam odpowiednią ilość do miski, po czym wstawiłam do mikrofali. Czekając, oparłam się o blat i zaczęłam patrzeć na Jazzy.
-Do kogo ty podobna Jesteś?- zapytałam ciekawa jej odpowiedzi. Ona się uśmiechnęła, po czym szepnęła z dumą i zadziornym uśmieszkiem.
-Do tatusia- zaśmiałam się ze sposobu w jaki to powiedziała, po czym zaczęłam się z nią droczyć.
-A do mamusi nie?- uniosłam brwi pytająco, nadal rozbawiona. Pokiwała przecząco głową.
-Hmm, może zmienisz zdanie jak cię wygilgotam, co?- Ona wstała z krzesła, po czym śmiejąc się zaczęła zaprzeczać.
-Oj, chyba tak- zaczęłam się do niej zbliżać.
-Nie!- pisnęła ze śmiechem i rzuciła się biegiem do salonu, a ja zaczęłam ją gonić. Po chwili ją dogoniłam i złapałam tak, że nie mogła się wykręcić.
-Aaa, mam cię. I co teraz?- zaczęłam ją gilgotać a ona się wierciła i śmiała wniebogłosy. Po chwili usłyszałyśmy dźwięk otwieranych drzwi. Przyszedł Justin.
-Jestem!- puściłam Jazzy a ta od razu pobiegła do niego i się przytuliła. Też poszłam do nich.
-Czeeeść mała!- Zdejmował kurtkę a jazzy schowała się za jego nogami.
-Pomuś mi!- Justin zdezorientowany popatrzył na nią, a potem na mnie.
-Mama mnie gilga!- On na nią popatrzył, a potem chytrze się uśmiechnął.
-A może i ja cię wygilgam?- Mała szybko zaprzeczała głową i schowała się za stołem w kuchni. Justin poszedł za nią. Zaczęłam iść na górę.
-Lily!- krzyknął, a ja aż się wzdrygnęłam, nie wiedząc o co mu chodzi.
-Chodź tu natychmiast!- czemu on tak nagle krzyczy? Nie ukrywam, że się właśnie boję. Niepewnie szłam w ich kierunku. Jazzy stała obok Justina nie rozumiejąc o co chodzi, podobnie jak ja.
-Jazzy idź na górę kochanie- powiedział próbując zachować spokój. Nie, nie, tylko nie to...To nie wróży nic dobrego. Jazzy mnie ominęła i szybko poszła na górę.
-Lily, do mnie- powiedział ze świdrującym spojrzeniem, które oznaczało, że mam kłopoty, i to spore.
-Co się stało?- Na prawdę nie wiedziałam o co chodzi.
-Gdybym nie przyszedł w porę to cały dom poszedłby z dymem!- zaczął się wydzierać, a ja już wiedziałam o czym mówi. O kuźwa!
-J-ja nnie chciałam, zapomniałam- spuściłam głowę na dół z zażenowania. Jak mogłam zapomnieć o mleku?
-Ja wiem, że ty nie chciałaś, ale czy ty na prawdę nie myślisz?! Boże! Już samej w domu na chwilę cię zostawić nie można?!- wydzierał się wściekły, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Nie były one spowodowane przez niego, tylko przeze mnie, przez to, że się rozczarowałam samą sobą. Chodzi o fakt. Gdybym poszła na górę to mogłoby się to źle skończyć. Jak mogłam być taka bezmyślna!!
-Ja nie wiem. po prostu się zagapiłam i...- urwałam w połowie. Tak na prawdę nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie.
-I co?- zapytał z kpiną, rozczarowaniem, ale i ze złością- Lily, jesteś tak roztrzepana! Idź już lepiej, zanim oberwiesz.- Powiedział wściekły a ja tylko przytaknęłam i pobiegłam, nie mogąc powstrzymać płaczu, na górę, do sypialni. Wpadłam tam, zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam cicho szlochać w poduszkę. Miał rację...Jestem beznadziejna. Jestem roztargniona i nie mogę upilnować nawet takich błahych rzeczy jak zagrzanie mleka. Wszystko moja wina. Z tych rozmyśleń, po prostu zasnęłam...

Otworzyłam zaspana oczy i sięgnęłam ręką telefonu. Otworzyłam szeroko oczy, była już 15:08, ale nie to przykuło najbardziej moją uwagę. 4 nieodebrane połączenia. Jedno od nieznanego numeru a trzy kolejne od Patie. Był tam też sms: Czemu wyjechaliście?! Czy to Justin tego zażądał? Lily martwię się. Oddzwoń...
No to klapa. Sms wysłany został wczoraj o godzinie 20:16. Powinnam do niej zadzwonić. Zanim jednak to zrobiłam, usłyszałam jakieś rozmowy na dole. Podeszłam szybko do lustra, żeby sprawdzić mój stan. Jakbym miała jednym słowem opisać mów wygląd, powiedziałabym: PŁAKAŁAŚ. Byłam rozmazana od tuszu i nie wyglądałam najlepiej. Poszłam szybko do łazienki, a następnie przemyłam twarz wodą, starając się pozbyć resztek tuszu, po czym pomalowałam oczy na nowo. Zeszłam na dół i zobaczyłam Patie, rozmawiającą z Justinem. Jazzy oglądała bajki i bawiła się misiami.
-Cześć Lily- Patie podeszła do mnie po czym mnie uściskała, a ja odwzajemniłam jej uścisk.
-Przepraszam cię, za to że nie oddzwoniłam, ale miałam wyciszony telefon. Właśnie chciałam do ciebie dzwonić...- przerwała mi.
-W porządku. Porozmawiałam z Justinem i już wszystko wiem. Zamierzacie nadal skorzystać z pomocy psychologa?
-Tak- odpowiedziałam a Justin spiorunował mnie wzrokiem.
-Jeszcze nic o tym nie rozmawialiśmy. Zresztą, nie jestem chory! Ludzie, to już pokłócić z żoną się nie można?!
-Justin opanuj się. Jazmyn za ścianą a ty krzyczysz. Widziałam bardzo dobrze tą waszą "kłótnię" i mogę ci przysiądz, że to nie była tylko kłótnia.- Patie surowo patrzyła na niego, a on po prostu spuścił wzrok na dół. Wyglądał na zakłopotanego. I nie jestem pewna czy w moim, jakże ciekawym, życiu, widziałam kiedyś jego zakłopotanego. Role się odwróciły...
-Przepraszam was na chwilę, ale muszę zadzwonić- przypomniało mi się o nieodebranym połączeniu od jakiegoś nieznanego numeru. Poszłam na górę do sypialni, gdzie znajdował się telefon i zaczęłam oddzwaniać. Po dwóch sygnałach ktoś odebrał.
-Halo?- Jakiś męski głos. Nie miałam pojęcia do kogo on należy.
-Przepraszam, dzwonił pan na ten numer. Z kim mam przyjemność rozmawiać?- byłam zdezorientowana.
-Jason Grey.
-Ah, tak, przepraszam. Dzwonił pan odnośnie naszego dzisiejszego spotkania?
-Otóż to. Czy byłaby możliwość spotkania się dziś u mnie w biurze? Z mężem oczywiście.
-Tak, tak. O której godzinie mamy tam być?
-Gdzieś około 17:00 Pasuje Lily?- trochę mi niezręcznie rozmawiać z nim na ty.
-Dobrze, a czy mogę prosić cię o adres?- zaśmiał się
-Oczywiście...

Justina nie musiałam długo namawiać na to spotkanie, gdyż była tam Patie. Przy niej robi się potulny jak piesek. Patie zabrała Jazzy do siebie za co jej byłam ogromnie wdzięczna. Dostaliśmy lekarstwa dla Justina od Jasona. Oczywiście wizyta nie obyła się bez chamskich odzywek Justina. Właśnie siedzimy w samochodzie i w ciszy wracamy do domu. Na miejscu wyciągnęłam wszystkie leki na stół i zaczęłam odnosić się do wskazówek dr.Jasona jak je zażywać. Justin oczywiście olał kompletnie sprawę i jakby nigdy nic poszedł do swojego gabinetu. Dostał trzy opakowania leków. Mam nadzieję, że je weźmie. Wzięłam się za robienie kolacji, po czym w trakcie wyjęłam odpowiednią dawkę leków i położyłam na talerzyku. Mam nadzieję, że to coś zmieni. A jeśli nie? To co wtedy? Będę musiała żyć tak jak teraz? W strachu i niepewności, myśląc czy mi się dostanie z bóg wie jakiego powodu? Z tych wszystkich rozmyśleń rozbolała mnie głowa... Rozstawiłam talerze na stole i poszłam w stronę pokoju Justina. Zapukałam cicho.
-Chodź- weszłam i zobaczyłam go pogrążonego w papierach. Oderwał wzrok od czynności, którą do tej pory robił i skupił wzrok na mnie.
-K-kolacja- powiedziałam niepewnie, obawiając się jak zareaguje na to, że mu przeszkadzam.
-Już idę kotek- mrugnął do mnie. Zaczerpnęłam głośniej powietrze.
-Do...Dobrze- wyszłam z pokoju trochę oszołomiona. Mrugnął do mnie. Rany...Kiedyś robił to ciągle. Od razu poprawił mi się humor na te wspomnienia. Wesoło poszłam do kuchni i usiadłam do stołu, zaczęłam jeść, a po chwili dołączył do mnie Justin. Zaczęliśmy jeść. Przypomniało mi się o tabletkach dla niego. Niepewnie wstałam i podeszłam do talerzyka z tabletkami, po czym podsunęłam go Justinowi. Spojrzał na talerz, a potem na mnie.
-Nie wezmę tego- patrzył na mnie bez żadnych emocji.- Nie jestem kurwa chory, żeby brać to gówno.- Spuściłam wzrok na tabletki.
-Skoro tak, może weźmiesz jutro.- zabrałam od niego talerz.
-Chcesz herbatę? Albo soku?- zapytałam odwrócona od niego, przodem do blatu.
-Soku- przytaknęłam. Żeby go czymś zająć, zaczęłam go wypytywać jak w pracy. Zaczął mi opowiadać. Wlałam sok do szklanki, po czym dyskretnie "otworzyłam" tabletkę a następnie sprawnie wsypałam proszek do szklanki z sokiem dla Justina. Zrobiłam też tak z drugą. Bez żadnego odgłosu wymieszałam zawartość szklanki. A on nadal zdawał mi relację ze swojej pracy. Gratulując sobie w duchu za sprawną akcję, poczułam przypływ adrenaliny. A co będzie jeśli się zorientuje? Usiadłam koło niego. Znów zaczęliśmy jeść.
-Coś ty takich wypieków dostała?- zapytał z uniesioną brwią. O nie. Nie, nie. To przez strach i adrenalinę jaka we mnie buzowała. Niespokojnie poprawiłam się na krześle.
-Gorąco mi trochę- kiwnął głową i dalej zaczął jeść. Uwierzył. uff.
Po chwili zauważyłam jak jego ręka sięga po szklankę z "miksturą". Napił się i spojrzał na nią.
-Co to za sok?- O kuźwa!
-A co?- zapytałam zbyt szybko. Cholera..
-Jakiś taki dziwny. Ale może być- zaczął pić dalej.

Kiedy już zjedliśmy, zaczęłam sprzątać po kolacji a Justin poszedł dalej zajmować się papierami. Mam nadzieję, że to pomoże. To jest ratunek dla nas obu...


Hej :D
Rozdział dłuższy w ramach przeprosin, że tak długo... Trochę mało się dzieje, ale mam nadzieję, że się podoba.
Proszę o komentarze ;)

sobota, 4 kwietnia 2015

Informacja

Hej :D
Chciałabym was poinformować o moim pomyśle na nowe opowiadanie...
Jak na razie jest tylko prolog, który mam nadzieję, że was zaciekawi. Jeśli przeczytacie to byłabym wdzięczna za jakikolwiek komentarz, gdyż jeśli się nie spodoba, to nie ma sensu, żebym dalej to pisała :D
Proszę o szczere opinie ;)

LINK:    http://kidnapped-for-him.blogspot.com/


*Kolejny rozdział do Pain is my middle name (Pimmn) wkrótce

piątek, 27 marca 2015

Rozdział 21


Justin's POV :

Godzina 14:13. Siedzę i oglądam jakieś durne bajki z Jazzy. Myślę ciągle o tym co niedawno miało miejsce. Dawno w taki sposób się nie pieprzyliśmy. Lily chyba jeszcze nie doszła do siebie po tym, nie zeszła na dół i nadal leży. Uśmiechnąłem się na tą myśl.
-Kiedy wrócimy do domu?- zapytała Jazzy zapatrzona w ekran, bawiąc się w rękach materiałem mojej koszulki. pogłaskałem ją po policzku.
-Może nawet dziś- po co my mamy dłużej tu siedzieć? Lily pomarudzi i przestanie. No chyba nie ma zamiaru zostawać tu tak długo? Nic to jej nie da...Po chwili usłyszałem ciche kroki na schodach. Odwróciłem się i zobaczyłem Lily. Przyszła do nas i wzięła Jazzy na kolana.
-Dziś wracamy do domu- powiedziałem patrząc na nią. Spojrzała na mnie lekko zakłopotana.
-Dziś? P-przecież jutro doktor Jason...- przerwałem jej
-Nie potrzebuję go, nic o mnie nie wie. Najlepiej będzie jeśli więcej się z nim nie spotkasz.- powiedziałem tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Jak mam się z nim nie spotykać?- Szerzej otworzyłem oczy ze zdziwienia, teraz mi będzie pyskować?- On chce ci pomóc.
-Dość tego cyrku Lily. Jazzy zbieraj się, jedziemy do domu- zmrużyłem na Lily oczy. Wkurwiła mnie.

Lily's POV:

Jazzy poszła na górę. Kiedy chciałam też iść Justin złapał mnie za rękę.
-I lepiej nie kombinuj- patrzył na mnie groźnie, a ja nie wiem co mam teraz zrobić. Zadzwonić do Patie? Nie, to zły pomysł. Może z nim pojadę? Powrót do domu nie musi oznaczać końca leczenia Justina. Przecież mam numer jego telefonu. Nadal będzie przyjeżdżał. Chwila, zaraz... Kto tu kombinuje?
-Ty też- odpowiedziałam mu. Chciałam już iść na górę, kiedy on mnie złapał za ramię.
-Dziwka- usłyszałam i za chwilę poczułam piekący ból na prawym policzku. Zachłysnęłam się powietrzem.
-Jak mogłeś? Nienawidzę cię!- zaczęłam mówić, prawie krzykiem ze łzami w oczach...Potwór!
-Że co?!- zaczął się śmiać, ale wiedziałam, że gotuje się z wściekłości.
-Odszczekaj to!- Złapał mnie brutalnie za włosy z tyłu głowy, ciągnąc je niemiłosiernie. Przysunął swoje usta bardzo blisko moich. Zaczął patrzeć na mnie władczo.
-Wiesz co? Myślę, że przyda ci się solidna kara. Jesteś ostatnio bardzo pyskata, prawda?- Głupkowato się uśmiechnął. Szybko, w miarę możliwości pokręciłam głową na nie.
-Ooo taak kotek. Mogę ci powiedzieć jedynie to- Nachylił mi się do ucha- że będzie bolało.- Spoważniał i zmrużył oczy.
-A teraz idź się zbierać...Im dłużej będę musiał czekać, tym gorzej dla ciebie. Nie testuj mojej cierpliwości.- Puścił mnie a ja prawie biegiem rzuciłam się w stronę schodów. Weszłam do pokoju i trzęsącymi się rękoma, zaczęłam pakować swoje rzeczy...Napisałam krótki liścik do Patie, żeby się nie martwiła, chociaż nie jestem pewna czy faktycznie nie ma powodów do zmartwień.
-Lily!- Usłyszałam z dołu jego głos
-Już idę- wzięłam swoje rzeczy i do końca nie będąc pewna, ruszam w stronę schodów. Po chwili widzę ich, czekających na mnie i idziemy do samochodu. Kiedy już jesteśmy gotowi, odjeżdżamy. Jedziemy w ciszy. Mogę wyczuć, że jest zły. Nawet Jazzy nic nie mówi, bawiła się telefonem.
-Wiesz, że Jazzy będzie w domu?- zapytałam niepewnie i cicho. Skoro ona będzie to jak on chce mnie ukarać?
-Na prawdę?- zapytał kpiąco i sarkastycznie.
-T-to jak- przerwał mi
-Jakoś- rozmawiał ze mną, zawzięcie patrząc przed siebie. Jest zły, nawet nie chce ze mną rozmawiać. Jak zawsze jestem wszystkiemu winna. Kurwa! Nie wzięłam teczki. Szlag! Niepewnie poprawiłam się na fotelu.
-J-Justin- prawie szepnęłam jakby to mogło wpłynąć choć minimalnie na jego złość.
-Co- wdech, wydech
-Możee moglibyśmy s-się wróc- natychmiast mi przerwał
-Nie- powiedział z zaciśniętą szczęką. Było widać że walczy z samym sobą, aby zaraz mi czegoś nie zrobić. świetnie, brawo! Nie dość, że nie wrócę po teczkę, to jeszcze go bardziej zdenerwowałam...
Dojechaliśmy pod dom i wysiedliśmy. Wzięłam swoją torbę, a za chwilę złapałam Jazzy za rączkę, bojąc się jak mała dziewczynka.

Justin's POV:

Otworzyłem drzwi do domu i przepuściłem je pierwsze. Muszę mieć je na oku. Zamknąłem drzwi i oparłem się o ścianę. Nie zdejmowałem jeszcze butów ani kurtki, patrzyłem na Lily. Niepewnie zaczęła zdejmować buty i buty Jazzy.
-Jazzy pobawisz się chwilę sama na górze?- Lily spojrzała na mnie ze strachem w oczach.
-Jazzy, a chcesz ze mną zrobić obiad?- zmrużyłem na nią oczy, wiem co kombinuje.
-TAAK- Pisnęła radośnie, zawsze lubiła babrać coś w kuchni. Przeszedłem obok Lily i szepnąłem jej przelotnie.
-Potem się tobą zajmę i tak.- spięła się i poszła z Jazzy do kuchni. A ja poszedłem po papiery do pracy i usiadłem na kanapie, przeglądając je.
-Mama? Czemu tatuś dziś krzyczał na ciebie u babci?- usłyszałem to pytanie i niecierpliwie czekałem na odpowiedź.
-N-nie kochanie...On...On po prostu miał zły dzień w pracy. Nie zawracaj sobie tym głowy Jazzy. Wszystko jest dobrze.- Muszę przyznać, że dobrze wybrnęła z sytuacji, no może poza jąkaniem się...Zawsze jak się boi, albo jest bezradna to się jąka. Poniekąd to to jest urocze. Jeszcze dodać do tego te jej różowe policzki kiedy jest w sytuacji bez wyjścia i te jej oczy, takie niewinne. Boże, nie! Nie myśl teraz o tym, wieczorem, ale nie teraz! Odłożyłem papiery i poszłem do kuchni. Cholera! Ma teraz na sobie króciutkie spodenki, które idealnie opinają to co mają. A do tego top, niby zwykłe ubranie, a jak wygląda. Wieczorem się zajmę nią odpowiednio.
-A co to tak pięknie pachnie?- pogilgotałem Jazzy i podszedłem do Lily.
-Nie wiedziałam co zrobić, a Jazzy chciała spaghetti, no to będzie.- Przytuliłem ją od tyłu i uśmiechnąłem się zadziornie.
-Ah, czyli spełniasz zachcianki?- Na samą myśl w moich spodniach nagle robi się ciasno. Zacząłem składać lekkie pocałunki na jej szyi, kiedy ona mieszała.
-Zależy jakie- oh, żebyś tylko wiedziała jakie
-Masz ochotę na loda?- zapytałem ją, powstrzymując śmiech
-Nie, zresztą już nie ma lodów.- teraz to już się śmiałem
-Lily, kochanie...Wiesz o jakim lodzie mowa.- wyprostowała się
-Takiego też nie chcę- odsunęła się ode mnie i dała łyżkę do posmakowania dla Jazmyn, tego co razem zrobiły.
-Mmm, pyszne!
-Teraz weź talerzyki i sztućce i rozłóż na stole- powiedziała Lily do niej...

Kiedy już zjedliśmy, Jazzy poszła spać i w końcu mogę się zająć tym czym powinienem. Zacząłem iść w stronę naszej sypialni i wszedłem do niej. Było pusto, Lily musi być w łazience. Usłyszałem cichy płacz. Pomyślałem, że to może Jazzy, ale to była Lily. Wszedłem do łazienki i zobaczyłem ją zapłakaną przed lustrem, patrzącą się na swój nadgarstek. Zdjęła bandaż, miała już praktycznie strupki. Podeszłem do niej. Przestraszyła się i natychmiast otarła łzy. Odwróciła się przodem do mnie, a ręce schowała za plecy. Patrzyła zapłakanymi i przestraszonymi oczami w moje.
-P-proszę, nnie- zaczęła kręcić głową na nie. Przecież ja nawet nic nie zrobiłem.
-O co ty mnie prosisz, hmm?- stałem na przeciwko niej, nie chciała patrzeć mi w oczy i patrzyła wszędzie tylko nie na mnie...a szkoda.
-Nie rób mi nic
-Dlaczego?- odgarnąłem jej pasek włosów za ucho.-Przecież byłaś nieznośną, małą i pyskatą dziwką- zaśmiałem się...że ona ma jeszcze czelność mówić mi co mam robić.
-Nie mów tak na mnie Justin- miała znów łzy w oczach- Nie jestem dziwką- spuściła głowę na dół i znów zaczęła płakać.
-Jesteś nią tylko i wyłącznie wtedy, kiedy nie jesteś posłuszna mężowi kotek. Tak nie można.- powiedziałem i podszedłem do drugiego lustra i zacząłem zdejmować bluzkę.
-Skoro jestem taka niedobra, to czemu nie pozwolisz mi odejść?- powiedziała cichutko, a ja podszedłem do niej, jakoś...opanowany, może to dla tego, że to jest oczywiste, że ona jest moja, była i będzie?
-Bo należysz do mnie...Kocham cię i jesteś moj- przerwała mi
-A-ale ja nie rozu- teraz ja jej przerwałem już zły i poirytowany.
-Lily, Ty. Jesteś. Moja. I tylko moja!- Powiedziałem do niej surowo, żeby zapamiętała na długo. Znów płakała, tyle, że już nie dbała o to czy widzę, albo słyszę. Objąłem ją i oparłem brodę o jej głowę. Była niziutka w porównaniu do mnie, co mi pasowało, ale nie pogardziłbym też Lily w wersji na przykład 175cm.
-Jesteśmy małżeństwem, mamy dziecko i się kochamy...Chyba nie pozwolisz, żeby coś co ci się nie spodobało, popsuło wszystko, prawda kotek?- widziałem, że niepewnie kiwa głową na tak. Złapałem za jej różowy policzek i lekko głaskałem.
-Na dobre i na złe, pamiętasz?- powiedziałem...



Hej :D
Dziękuję, za cierpliwość.
Przepraszam, że to było tak długo... 



poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 20

PROSZĘ KOMENTOWAĆ


Lily's POV:

Justin wyszedł, a psycholog zwrócił się do mnie.
-Wystawiłem diagnozę dla pani męża, ale ciężko było to określić. Trzy godziny rozmowy to zbyt mało, ale udało mi się stwierdzić.- Powiedział poważnym tonem, a ja obawiałam się co jest powodem zachowania Justina.
-I co? Co pan stwierdził?
-Oh przejdźmy na ty, mów mi Jason- lekko się uśmiechnęłam.
-A mi proszę mówić Lily.- On odwzajemnił uśmiech.
-No więc, według mnie twój mąż ma objawy psychopatii. Uwydatnia się też u niego osobowość schizoidalna.- Otworzyłam szerzej oczy a moje dłonie zaczęły się z nerwów lekko trząść.
-C-czy można jaśniej?- Nie mam pojęcia co to jest, ale nie brzmi kolorowo. Czyli jest psychiczny? Ożeniłam się z psychopatą? Matko!
-Już ci tłumaczę. Psychopatia to rodzaj zaburzenia osobowości. Tradycyjnie psychopatia kojarzy się z agresją i przemocą. Jej objawy to między innymi słaba kontrola zachowania, brak wyrzutów sumienia, manipulowanie i skłonność do oszustwa, rzadkie odczuwanie lęku, na ogół brak poczucia winy.- Dokładnie analizowałam jego wypowiedź. Praktycznie wszystko się zgadzało.
-N-no dobrze, aa to drugie?- patrzyłam na niego lekko w szoku.
-Osobowość schizoidalna?- przytaknęłam głową
-Osoby, które na nią chorują są często postrzegane jako łagodne i spokojne, ale to tylko pozory. Najczęściej nie doświadczają wstydu, no i tak jak poprzednio poczucia winy. Osoba "schizoidalna” jest zwykle chłodna emocjonalnie. Występuje Ograniczona zdolność wyrażania przyjaznych, ciepłych uczuć, wyraźna niewrażliwość.
-Oh...T-to co teraz?- moje ręce ze stresu stały się zimne, a krew w moich żyłach krążyła szybciej.
-Na początek proponuję leki uspokajające. Przepiszę odpowiednie. Najlepiej by było rozpocząć terapię od razu. Będę was odwiedzał od poniedziałku do piątku. Proszę wspólnie ustalić odpowiednią porę na spotkania. A tu zostawiam ci moją wizytówkę, ah i proszę wziąć tą teczkę- zostawił wizytówkę na stole i posłał mi uśmiech.  Odwzajemniłam. Wręczył mi teczkę, na której widniał pogrubiony napis "DIAGNOZA" w której znajdowały się różne ważne informacje na temat "choroby", jakiej według niego Justin ma. Odprowadziłam go do drzwi. Zobaczyłam
samochód Justina, a chwile później jego idącego w stronę drzwi.
-Bardzo Panu dziękuję- zmarszczył brwi, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
-Jason- no racja.
-No tak- Justin wszedł do domu i patrzył na nas.
-Witam ponownie Panie Bieber.- wyciągnął w jego stronę rękę, a Justin, niechętnie, ale odwzajemnił.
-Pańska żona jest już o wszystkim poinformowana.- Ponownie odwrócił się w moją stronę, ale tym razem odezwał się Justin.
-Gdzie Jazzy?- Zapytał ponuro.
-Jeszcze nie wróciły.- faktycznie długo ich nie ma. Jest już prawie 13:00. Spojrzałam na Jasona.
-Do jutra Lily- lekko się uśmiechnął
-Do jutra Jason- Również się uśmiechnęłam. Pożegnałam się z nim i zamknęłam drzwi. Przeniosłam spojrzenie na Justina i uśmiech zniknął z mojej twarzy. Chyba jest zły.
-Lily na górę- wyglądał jakby powstrzymywał swoją złość.
-Co? po co?- Zamknął oczy, by po chwili otworzyć zupełnie czarne tęczówki.
-Na górę! Do pokoju- krzyknął, a ja się wzdrygnęłam na jego ton. Nie chciałam żeby się wściekał, więc posłusznie poszłam w wyznaczone przez niego miejsce. Poszłam do łazienki i zastanawiałam się dlaczego kazał mi tu przyjść. Po chwili usłyszałam kroki po schodach.
-Lily?- Zawołał. Nie widział mnie.
-W łazience- Odkrzyknęłam.
-Chodź- poszłam do niego, siedział na łóżku. Poklepał miejsce obok, po czym usiadłam. Pewnie chce porozmawiać o diagnozie. Spojrzałam mu w oczy. On patrzył na mnie intensywnie, nie uśmiechał się, ale nie wyglądał też na złego.
-Lily. Możesz coś dla mnie zrobić?- złapał mnie za rękę.
-co?- Przysunął się trochę, po czym szepnął.
-Kochaj się ze mną- byłam zaskoczona. Nie wiem czy tego chcę.
-J-ja n...- przerwał mi.
-Proszę. Potrzebuję cię kochanie.- powiedział, po czym pogładził mnie palcem po policzku.
-Justin, cieszy mnie to, że nie bierzesz mnie siłą, ale ja nie chcę.
-Czemu?- Spytał z bólem w oczach
-Nie mam na to teraz ochoty, zresztą Jazzy z Patie mogą przyjść w każdym momencie.- Gdy wstawałam, pociągnął mnie tak, że spadłam na jego kolana. Przytulił mnie i zaczął głaskać po głowie.
-Proszę Lily, daj mi to.- wymruczał mi do ucha, a ręką zjechał na mój pośladek. Nie wiem co mam robić. Z jednej strony niezbyt mi się chce, ale on mnie prosi. On prosi. Może faktycznie powinnam. Nie chcę żeby się denerwował. W sumie jestem jego żoną. Nie chcę żeby zajmował się inną.
-Ale jak powiem dość to dość, tak?- Muszę się upewnić, że nie będzie brutalnie. Uśmiechnął się i przytaknął. Spuściłam głowę w dół na swoje splątane palce, a on założył mi kosmyk spadających włosów na oczy, za ucho.
-Aa jeśli będzie bolało to przestaniesz?- ponownie przytaknął i położył mnie na łóżku. Zawisł nade mną i zaczął całować moją szyję.
-Będę delikatny.- Nie wiem skąd u niego ta zmiana zachowania. No w sumie po części wiem. Znam diagnozę. Mam nadzieję, ze te leczenie wyjdzie mu na dobre... Zdjął mi bluzkę i stanik, po czym zaczął całować prawą pierś, a lewą masował. Cicho jęknęłam, z racji, iż było całkiem przyjemnie. Zjechał językiem w dół na mój brzuch. Zostawiał mokre ślady od języka. Lizał mnie jak i całował w okolicy pempka, rozpinając moją czarną, zwiewną spódniczkę. Kiedy już zdjął ponownie wrócił do całowania i ssania moich piersi. Kciukiem zaczął zataczać kółka, przez materiał majtek, na mojej kobiecości. Znów niekontrolowany jęk wydobył się z moich ust. Z pocałunkami przeszedł na moje usta, całując je zachłannie. Odsunął lekko materiał moich majtek, po czym ostrożnie wsunął we
mnie palec. Zamknęłam oczy czując się jak kiedyś podczas seksu. Było na prawdę przyjemnie. Zaczął nim poruszać, a ja nie panując na tym, wygięłam się lekko. Dołożył drugi palec. Przyjemność była ogromna.
-Tak dobrze, prawda kotek?- zapytał patrząc na mnie z pożądaniem, lekko się uśmiechając.
-Taak- przeciągnęłam jękiem.
-Jesteś tak cudownie mokra lily. Chcę cię posmakować.- wymruczał mi do ucha. Ostrożnie wyjął ze mnie palce, a następnie dokładnie oblizał jeden. Drugim dotknął moich ust. Był mokry od mojego podniecenia.
-Otwórz usta. Zobacz skarbie jaka pyszna jesteś.- Włożył mi palec do buzi.
-Ssij go- zrobiłam co kazał, będąc w stanie ogromnego podniecenia. Zaczął całować mnie na podbrzuszu,po czym zębami, powolnym ruchem zdjął majtki. Złapał za moje uda i powoli rozsunął mi nogi. Pocałował mnie tam i zaczął
językiem zataczać kółka. Pojedyncze jęki zaczęły wydobywać się z moich ust, a ja coraz bardziej się wyginałam. W tym samym czasie ponownie wsunął we mnie dwa palce i zaczął nimi poruszać, nie przestając używać języka. Czułam się niesamowicie. Nic w tym momencie mnie nie interesowało, oprócz tego przyjemnego uczucia, które właśnie dawał mi Justin.
-Ju-ustin- Jeszcze raz jęknęłam i po chwili osiągnęłam szczyt. Doszłam. Zaczęłam głęboko i nierówno oddychać. Justin zaczął całować moją szczękę, głaszcząc mnie po włosach jednocześnie. Nachylił się do ucha.
-Shhh...Spokojnie kochanie.- Zaczęłam się uspokajać. Po chwili Justin zaczął zdejmować spodnie jak i bokserki. Całował mnie w usta i wchodził we mnie powoli. Zaczął się powoli we mnie poruszać a ja co jakiś czas wydobywałam z siebie jęk. Poruszał się już trochę szybciej, ale chciałam więcej.
-Szzybcieej- wyjęczałam, a on zareagował natychmiast. Nie sprawiał mi bólu, wręcz przeciwnie, było mi bardzo przyjemnie.
-Oh, Lily, jesteś cudowna- całował mnie w czoło, w nos, w szczękę i w usta, głaszcząc mnie przy tym po głowie. Znów przyspieszył swoje ruchy, a ja próbowałam się do nich dopasować.
-Grzeczna, śliczna dziewczynka- wysapał mi do ucha. Po chwili doszłam czując nieziemską przyjemność. Justin doszedł chwilę po mnie, po czym opadł na mnie. Za chwilę położył się koło mnie i mnie całował, na co odwzajemniłam pocałunek.
-I jak? Przyjemnie prawda?- głaskał mnie po głowie, łobuzersko się uśmiechając. Przytaknęłam mu. Już zapomniałam jak to jest czerpać przyjemność z seksu. Mimo tego, że źle mnie traktuje, cieszę się, że się zgodziłam. Był znów jak kiedyś. Czuły i kochany. Lepiej się tym nacieszyć, póki znów nie stanie się potworem...



HEJJ :D
No i jest nasz 20 rozdział... Jak się okazuje, Justin jest psychiczny xD Przepraszam za rzadkie dodawanie rozdziałów, ale wynagrodzę wam to ;D Jakiś anonimek napisał, że często piszę, że im więcej kom tym szybciej a tak nie jest...No więc, przyznam, że mi się zdarzyło, ale to jest kwestia braku czasu. Czasem planuję, np. O mam wenę, napiszę rozdział bo jest dużo komentarzy... no to do roboty. I się okazuje, że mam jutro sprawdzian, czy jakiś wyjazd mam. Czasem chcę, ale dzieją się rzeczy których nie jestem w stanie przewidzieć xD Jakkolwiek to brzmi, przepraszam i mam nadzieję, że zrozumiecie... W ferie zimowe postaram się założyć nowego bloga. Spróbuję prowadzić dwa...Mam pomysł w głowie, który musi ujrzeć światło dzienne :D Pozdrawiam :* 25 OBSERWATORÓW... KOCHAM WAS :***

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 19

CZYTASZ-KOMENTUJESZ!
IM WIĘCEJ KOMENTARZY TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ...

Lily's POV:

Nie mam zamiaru uprawiać z nim seksu! Patrzę cała roztrzęsiona na jego rękę, która trzyma moją i po chwili lekko pociąga za nią w swoją stronę.
-No dalej kotek...Chodź- przygląda mi się, a mi robi się coraz bardziej ciepło i niezręcznie. Już dawno nie czułam się przy nim swobodnie nago.
-N-nie chcę- uśmiechnął się do mnie, po czym podszedł i położył rękę na moim policzku.
-Lily...Nie wiedziałem, że z ciebie aż taka wstydnisia- pokręcił głową, uśmiechnięty.
-Ja tylko...- przerwał mi
-No chodź już- widziałam, że przewrócił na mnie oczami, rozbawiony całą sytuacją. Nadal nie wykonałam żadnego ruchu. Justin nie tracąc już dłużej czasu, szybko złapał mnie w tali i w zgięciu kolan, po czym mnie podniósł i zaniósł do pokoju. Zobaczyłam zamknięte drzwi. Ciekawe czy zamknął je na klucz. Położył mnie delikatnie na łóżko, po czym sam położył się na mnie. Chyba dopiero teraz dotarło do mnie, że on na prawdę chce uprawiać teraz seks. Rozchylił mi energicznie nogi i delikatnie mnie tam dotknął. To podziałało na mnie niczym kubek zimnej wody. Zaczęłam się wiercić, w celu uniknięcia jego dotyku.
-Justin! ja...- znów mi przerwał
-Shh...Nie zrobię ci krzywdy. Chcę cię tylko posmakować.- Powiedział zadziornie się uśmiechając, zaczynając całować moją szyję.
-Ja nie chcę- próbowałam go odciągnąć. Uśmiechnął się i dalej kontynuował całowanie, ale teraz zajmował się moim obojczykiem.
-Nie chcę rozumiesz? Przestań!- podniosłam głos, na co on natychmiast na mnie spojrzał i zmróżył oczy.
-Dobra, sama tego chcesz. Próbowałem zrobić tak, aby było nam miło, ale widzę, że i tak będziesz stawiała opór. A teraz czy chcesz czy nie, wejdę w ciebie raz a porządnie. A tylko piśnij słowo Lily- wypowiedział te słowa z jadem i złością. Nie dam mu się! Już dość cierpiałam! Jak nie chcę to nie!...Ponownie zaczął rozchylać mi szerzej nogi, a ja mocno strzeliłam mu w policzek. Muszę mu pokazać, że cierpię, że to co robi wcale nie jest miłe, a skoro słowa nie wystarczą to może to pomoże..Wciągnął powietrze głośno i szybko, patrząc się na mnie zszokowany. Zsunął mi nogi i poszedł szybszym krokiem do łazienki. Nie rozumiem co się obecnie dzieje. Dałam mu z liścia a on od tak idzie sobie? I już? Nie powiem, ze mi to nie odpowiada. Wstałam szybko i podeszłam do mojej torby z ubraniami i wyjęłam bieliznę. Szybko ją wciągnęłam i oparłam się o ścianę obok...Ja Lily Bieber, uderzyłam męża w twarz. O kuźwa!.. Zaczęłam szybciej oddychać. Już kiedyś to zrobiłam, ale to było raczej w żartach. Walnęłam Justinowi w twarz. I on zaraz tutaj przyjdzie! M-może lepiej pójdę na dół? Zaczęłam iść na palcach w stronę drzwi, ale się zatrzymałam. Nie, nie idę. Jestem ciekawa co on tam robi i jaki będzie jak wróci. Będzie zły? O, na pewno! Co ty idiotko sobie myślisz? Dałaś w mordę i pocałuje cię za to?! Jestem głupia. Jestem niedobra! Położyłam się do łóżka i szczelnie przykryłam się kołdrą. Odwróciłam się tyłem do łazienki. Zamknęłam oczy. GŁUPIA SUKA! Moje myśli ciągle sprowadzały się do tych słów. Musiałam to zrobić. Do niego nie dociera słowo przestać, albo nie mam ochoty. Musiałam tak postąpić. Łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach. Nie powinnam się obwiniać, ale nigdy tak nie robię. Nie chcę krzywdzić innych! Jestem niedobrą żoną! Nie powinnam być na tym świecie! Otworzyłam oczy i zaczęłam płakać cicho. Skuliłam się na łóżku. Usłyszałam otwieranie drzwi od łazienki, po czym poczułam obok siebie zapadanie materaca, co oznaczało, że położył się obok mnie. Wytarłam nos ręką. Nie mogę teraz płakać... Grobowa cisza. Leży za mną, czuję jego oddech. Blisko mojego ucha...
-Co to było?- zapytał niskim, lekko zachrypniętym tonem. Nie wydawał się zły, co było dziwne. Ale nie było mu do śmiechu...Znów cisza.
-Hmm? Odwróć się- nie jestem pewna czy to jest dobry pomysł. Może będę udawać, że śpię?...Nie, to nie przejdzie. Poczułam rękę na tali, która powoli mnie obracała w jego stronę. Odwrócił mnie, ale głowę miałam nisko ułożoną na poduszce. Dzięki temu mogłam uniknąć jego wzroku.
-Odpowiesz mi?- Przejechał palcem po moim czole, zjeżdżając na policzek, aż do brody.
-Uderzyłam cię- zaszkliły mi się oczy. Nie chciałam nikogo krzywdzić...Nawet jego. Podniósł mi dwoma palcami brodę.
-Popatrz na mnie.- leniwie podniosłam na niego wzrok.- Ty płaczesz?- Zapytał, a kąciki jego ust minimalnie się uniosły. No tak, przecież on to lubi...kiedy płaczę.
-Dlaczego?- był zdziwiony.- Bo cię uderzyłam.- Kąciki jego ust, które przed wypowiedzeniem mojego zdania były skierowane ku górze, natychmiast opadły.
-Dlatego? Przecież ja...- nie dokończył. Tym razem to on próbował patrzeć wszędzie tylko nie na mnie. Wziął głęboki oddech i spojrzał się na mnie intensywnie. Choć była już noc, to i tak mogłam wiele dostrzec przez światło księżyca. Zaczął bawić się moimi włosami, palcami.
-Czujesz się przy mnie bezpiecznie?- Zupełnie zmienił temat. Wiem co wtedy chciał powiedzieć. "Przecież ja...Nieraz cię biłem"... Zmienienie tematu było łatwiejsze niż wypowiedzenie takich słów.
-Szczerze?- kiwnął głową na tak, kontynuując bawienie się włosami.-
-Nie- jego wyraz twarzy posmutniał, ale co mam mu powiedzieć? Tak Justin, a co mi grozi przy tobie? Chyba, że nie!
-Czemu?
-Ty pytasz czemu? Jeszcze pięć minut temu, o mało co byś mnie wziął bez mojej woli...zresztą kolejny raz.- Zmarszczył brwi i zacisnął szczękę.
-Mam potrzeby i potrzebuję aby ktoś się tym zajął. Tym kimś jesteś ty- nadal miał poważny wyraz twarzy. To co powiedział totalnie mnie dobiło.
-Ah, czyli moje potrzeby się nie liczą? Liczysz się tylko ty? I co? Jeśli nie mam ochoty to mam się podporządkować pod ciebie? A co ze mną?
-Nie mów, że ci się to nie podoba Lily, wiem co jest dla ciebie dobre.- Tak, bicie i gwałt.
-Nie. Kiedy bierzesz mnie siłą, wcale mi się to nie podoba.- byłam już wściekła za to co on wygaduje!
-Na prawdę nie masz ochoty teraz na seks?- pyta za zdziwieniem.
-Nie!- krzyknęłam szeptem.
-A co ze mną?- Widziałam złość wymalowaną na jego twarzy
-Tego nie wiem, ale wiem, że masz nie szlajać się po żadnych burdelach...Zrób to chociaż dla Jazzy! Jakby się ktoś o tym dowiedział to na pewno cicho by nie było. Prędzej czy później zrozumie znaczenie słowa dziwka.- Zasłonił mi dłonią buzię, aby mnie uciszyć. Patrzyłam na jego oczy, które z mordem patrzyły się na mnie. Ciemniejsze niż noc, niż smoła, niż czerń. Widziałam w nich jedynie blask bijący od księżyca. Przypomniały mi się czasy kiedy wpatrywałam się w nie godzinami.
-Lily mówię do ciebie!- wydarł się szeptem.
-No co?
-Zapamiętaj sobie, raz na zawsze. Nigdy, przenigdy cie nie zdradziłem, nie zdradzam i kurwa nie zamierzam, zrozumiano? O czym ty do cholery mówisz? Czy do ciebie kurwa nie dociera fakt, że kocham tylko ciebie szmato?!- Cisza...Zaniemówiłam, a z oczu zaczęły płynąć łzy. Jak on mógł? Justin chyba też zaczyna żałować tego co powiedział. Wywnioskowałam to z jego miny, ale powiedział co powiedział i stało się. Odepchnęłam jego rękę i szybko wstałam na równe nogi.
-Jak możesz?- Posmutniał, zupełnie go nie rozumiem.- Ty draniu! Właśnie widzę jak mnie kochasz!- z szeptu przeszłam na pełen żalu i negatywnych emocji ton. On również wstał. Palcem wskazującym, wskazałam na niego.
-Nie podchodź do mnie- łzy zamazywały mi obraz. Na palcach, ale szybko, w celu uniknięcia hałasu podbiegłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę. Zamknięte! Odwróciłam się do niego. Wystraszyłam się widząc go tuż za mną. Zerknęłam na łazienkę, w celu domyślenia się, czy zdążę dobiec do łazienki i się zamknąć. Marne szanse, ale co mam do stracenia?.
-Lily nie- Powiedział spokojnie. Złapał mnie od tyłu i mnie podniósł. Wyrywałam się, ale to na nic. Usiadł na łóżku i ułożył mnie sobie na nogach. Nadal z nim walczyłam, ale złapał mnie mocno, tuląc mnie ciasno do siebie, sprawiając, że nie mogę ani się wyrwać, ani uciec, ani poruszyć. Płakałam mu w klatkę piersiową . Docisnął, nie za mocno moją głowę do niej i głaskał po głowie.
-No już..Shhh- zaczął się delikatnie ze mną w rękach bujać. Nie powiem, że to nie pomagało. Ale nadal czułam się okropnie.
-Przepraszam Kotek- pocałował mnie w czoło, nie przerywając bujania.
-Nie jestem szmatą- wypłakałam te słowa. Cały czas mnie głaskał po włosach.
-Nie, nie jesteś- ponownie mnie pocałował- Shh, nie płacz już. Zdenerwowałem się...dlatego tak powiedziałem, ale wcale tak nie myślę. Lily kocham cię.- teraz zaczął głaskać mnie po policzku.
-Czemu ci nie wierzę?-spytałam go, patrząc mu prosto w oczy.
-Bo już mi nie ufasz. Zbyt dużą krzywdę ci wyrządziłem.- Ooo... Mów dalej, to coś nowego.
-Ja nadal nie wiem czemu- powiedziałam niepewnie bojąc się reakcji. Spojrzał na mój zabandażowany nadgarstek, na którym znajdował się napis JB, ale nadal był owinięty w bandaż, po czym wziął tą rękę w swoją. Zahaczał lekko palcem o bandaż.
-Sam nie wiem- zamknął na chwilę oczy, po czym otworzył. Jakoś mu nie wierzę, że nie wie dlaczego wyrządza mi krzywdę.
-Nie chcę teraz o tym rozmawiać...czy możemy iść spać?- zapytał z oczami pełnymi żalu.
-Tak, ale nie rób niczego, czego bym nie chciała- puścił mnie
-Nie będę- położyliśmy się, a on szczelnie okrył mnie kołdrą, po czym przytulił. Czuję się dziwnie po tej rozmowie. Ten wieczór był tym z gorszych, mimo tego że nie doszło do żadnej krzywdy fizycznej. Źle mi jest teraz leżeć tak z nim, pomimo, że to on wtula się we mnie a ja nie. Darowałam już sobie odpychanie go ode mnie, ponieważ nie wiem jak może na to zareagować. Ale też dlatego, że jestem zmęczona. Jutro ma przyjść psycholog i nie chcę wyglądać jak strach na wróble, muszę spać. Więcej spać.


Justin's POV:
Otworzyłem zaspany oczy. Obok nie dostrzegłem Lily. Zerknąłem na zegarek. 11:42. Kurwa! Dziś muszę być w pracy na spotkaniu z klientami. Szybko poderwałem się na równe nogi i wskoczyłem wziąć prysznic. Po prysznicu ubrałem się w bardziej eleganckie ubrania i wyszedłem z pokoju. Drzwi były zamknięte. Pewnie Lily zobaczyła kluczyk na szafce przy łóżku... Schodząc na dół usłyszałem głos jakiegoś mężczyzny. Ah no tak, psycholog. Zszedłem na dół do kuchni w celu zjedzenia jakiegoś śniadania.
-Dzień dobry Panie Bieber- powiedział do mnie i wyciągnął do mnie dłoń. Odwzajemniłem ten gest. Zobaczyłem psychologa z Lily sam na sam. Moja mama pewnie poszła się przejść z Jazzy. Nie widzę ich butów w przedpokoju...
-Może zechce pan usiąść? Chyba wiem jak panu pomóc.- Taa, jasne. Uśmiechnąłem się do niego sztucznie.
-Widzi pan, mam ważniejsze sprawy na głowie. Na przykład utrzymanie rodziny.- Działa mi na nerwy.
-A to nie jest utrzymanie rodziny? Z tego co wiem to Pańska żona rozważała wziąć z panem rozwód.- Bezczelny sukinsyn! uniosłem brwi i zrobiłem oczy typu: Kto? Ja?!
-Jeśli pan chce, to ja mogę panu postawić diagnozę...o wiele szybciej niż pan mi- Lily się na mnie spojrzała. No co?
-Justin!- skarciła mnie łagodnie.
-Taka prawda kochanie. Chyba nie wątpisz w moje możliwości, prawda?- Chytrze się uśmiechnąłem. Spuściła głowę.
-Pan już chyba wystarczająco dobitnie pokazywał swoje możliwości na skórze żony. Mam rację?- Zrobił minę: I co? Zgasiłem cię!
-Pójdę już. Czas to pieniądz, a ja zarabiam 10 tysięcy na godzinę.- teraz to ja go zgasiłem. Lekko uśmiechnąłem się zwycięsko. Brakowało mi jeszcze tylko jednego. Podszedłem do Lily, nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek, patrząc intensywnie na niego. Tak, 1:0 dla Biebera.
-Przekażę żonie wszystkie ważne informacje- powiedział i próbował wyglądać na obojętnego, ale wiem że go wyprowadziłem z równowagi.
-Tak, koniecznie- tak bardzo się cieszę, że aż stypa. Nie mam już czasu na śniadanie. Chwyciłem jakieś jabłko i wyszedłem z domu, po czym odjechałem...



Hej :D 
No i jest 19... Justin miewa humorki no nie? Mam mnóstwo nauki, dlatego teraz tak nawalam, ale postaram się to zmienić. Nowy semestr- więcej czasu. Sami wiecie jak jest xD
A co do tygodnia z rozdziałami, to dam wam znać kiedy będą ;) Proszę o komentarze. Jest was coraz mniej...Nie wiem czy nie chce wam się komentować, czy ubywa czytelników. Nie, żebym tylko narzekała xD Dziękuję tym, którzy komentują i obserwują :*

niedziela, 25 stycznia 2015

INFORMACJA

Hej :D
Nawalam... Mam zapierdziel w szkole. Rozdział chciałam dodać już wcześniej, ale nie miałam wystarczająco czasu, aby go napisać. Postaram się go dodać jutro wieczorem ;) Przepraszam..

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 18

CZYTASZ-KOMENTUJESZ :D
IM WIĘCEJ KOMENTARZY TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ


Lily's POV:

Usiadłam na przeciwko Justina, obok Patie. Psycholog siedział z boku, mając wszystkich na widoku. Boję się tego wszystkiego.
-Dzień dobry. Jestem doktor Jason Grey- Uśmiechnął się do mnie, po czym uścisnął moją dłoń. Wyglądał bardzo młodo. Dałabym mu około 25 lat. Na pewno należał do tych przystojnych doktorków z dobrego domu. Włosy miał w kolorze jasnego brązu, natomiast oczy miał niebieskie. Był wysportowany i dużo wyższy ode mnie, zresztą żadna nowość.
-No więc...Witaj Justin, od dziś będę starał się ci pomóc.- Justin zmarszczył brwi.
-Nie potrzebuję pana pomocy. Nie jestem chory i myślę, że pańska obecność tutaj jest bezsensowna. Niech pan nie traci czasu i robi swoje.- Justin powiedział i wstał, po czym zaczął opuszczać salon.
-Myślę jednak, że bez powodu tu nie jestem. Zapraszam do nas panie Bieber.- Zatrzymał się będąc odwrócony do nas tyłem. Prychnął, po czym pokręcił głową z rozbawieniem by za chwilę się odwrócić. Wrócił na swoje miejsce i patrzył na niego z chytrym uśmieszkiem, który oznaczał, że się z niego naśmiewa.
-Słyszałem co nie co o tobie i twoim problemie od panie Patie, ale chciałbym żeby opowiedziała mi na parę pytań, że tak powiem, pokrzywdzona.- O mnie mówi? Tak, to chyba o mnie.
-Panno Lily, czy agresja u pana Biebera pojawiała się często?- spojrzał na mnie. Kiedy myślałam Justin prychnął sarkastycznie mówiąc pod nosem słowo wymienione przez psychologa "agresja". Już próbuje pokazać mu kto tu rządzi.
-Myślę, że codziennie.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Zauważyłam, że coś notuje. Justin uważnie na mnie patrzył. Ale nie dam się zastraszyć. Jeśli to ma mu pomóc to muszę powiedzieć o wszystkim.
-Dobrze...Jakim sposobem najczęściej wyładowywał złość na panią?
-Zwykle był to siarczysty policzek.
-Czy coś poza tym?
-Tak
-Na przykład co?
-Na przykład bicie, ale też...- zacięłam się, nie wiem czy mam mu to też mówić. Czuję się skrępowana. Nie znam go i ciężko mi o tym mówić. Ale chyba powinnam.
-Proszę kontynuować
-Też gwałt- zaczęłam bawić się palcami od rąk, czując się jak ośmiolatka.
-Czy mogłaby pani powiedzieć jak często?
-Co dwa, może trzy dni- zmień temat proszę...
-Przepraszam was...Czy mogę zostać sam na sam z panną Lily?- o matko, chyba się zorientował. Może i to nawet lepiej.
-Oczywiście- powiedziała Patie i wyszła z Justinem z salonu. Sama nie wiem, czy teraz jest lepiej jak wyszli, czy gorzej.
-Zdaję sobie sprawę, że ciężko pani o tym mówić, ale to jest na prawdę dla mnie bardzo ważne. Muszę zadać parę prywatnych pytań. Czy zachowanie pani męża podczas gwałtu różniło się od tego codziennego?- Serio? Czy to jest takie istotne? Po co mu to?
-Tak, ale nie zawsze
-Były może sytuacje, gdzie w łóżku zamiast być brutalny, zachowywał się jak dobry, przykładowy mąż? I oczywiście na odwrót?
-Tak- jeśli chodzi o to o czym myślę. Na przykład, raz mnie bił a potem w łóżku głaskał mnie po włosach. O to mu chodzi?
-Mąż często ma wahania nastroju?- za często
-Tak- Tak jak przy poprzednich moich odpowiedziach, zaczął zapisywać coś w swoim notesie.
-Bardzo pani dziękuję. Myślę, że na razie mi to wystarczy. Przyjdę jutro, mniej więcej o tej samej godzinie.
-Dziękuję, do widzenia- ponownie uścisnął moją dłoń, po czym odprowadziłam go do drzwi. Usłyszałam kroki po schodach i zobaczyłam Patie.
-Już poszedł?
-Tak. Gdzie Jazzy?
-Bawi się z psem w ogrodzie. Lily skarbie, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że sprowadziłam psychologa, ale innej opcji nie widziałam, a chyba nie chcesz odesłać Justina do więzienia, prawda?- widziałam smutek w jej oczach. Powiem jej prawdę co myślę na ten temat.
-Nie, nie chcę. Jest ojcem mojego dziecka i nie chce, żeby był za kratkami.- uśmiechnęła się blado.
-Dziękuję ci Lily.- przytuliła mnie- Ale nie mogę zrozumieć czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś.
-Bałam się, często mnie zastraszał. Możemy teraz o tym nie rozmawiać?- Na prawdę już dziś zbyt dużo razy odtwarzałam historie z mojego nędznego życia.
-Dobrze, przepraszam Lily. Pójdziesz po Jazzy? Zaraz będzie obiad.
-Tak jasne.- uśmiechnęłam się do niej i wyszłam do ogrodu. Zobaczyłam Justina, bawiącego się z córką. Podeszłam do nich.
-Za chwilę będzie obiad. Chodź Jazzy- podałam małej rękę, a ta złapała. Justin przy wejściu do domu złapał mnie za ramię.
-Jazzy idź do babci i powiedz, że zaraz z mamą przyjdziemy.- pokiwała głową a mnie przeszły ciarki na plecach, sama nie wiem czemu, przecież nic mi teraz nie zrobi...tak myślę.
-O co cię pytał jak poszedłem?- spojrzał mi w oczy i nie umiałam skłamać.
-O seks- zdziwił się, po czym się zaśmiał.
-Oh, do prawdy? Powiedziałaś mu jaki dobry jestem?- Nachylił się i pocałował mnie w nos. Oh tak...mąż ma zbyt często wahania nastroju. Usiedliśmy wszyscy przy stole i jedliśmy.


Justin's POV:

Godzina 22:13. Siedzę w salonie i oglądam jakieś durne rzeczy w telewizji. Jazzy już dawno śpi, moja już też za chwilę idzie spać, albo już śpi. Ciekawe jak tam Lily. Jeśli do niej pójdę i będziemy rozmawiać, moja mama nas na pewno nie usłyszy. Śpi na dole. Wstałem, wyłączyłem telewizor i poszedłem na górę. Otworzyłem drzwi do pokoju gdzie przebywała i jej nie było, pomyślałem łazienka. Bingo. Chciałem zapukać, ale zauważyłem, że drzwi nie są domknięte. Uchyliłem szerzej drzwi żeby zobaczyć Lily. Usłyszałem jedynie spadający strumień wody pod prysznicem. Wszedłem do łazienki i zdjąłem swoje ubrania. Z chytrym uśmiechem podszedłem do drzwiczek prysznicowych. Lily stała do mnie tyłem, zupełnie nie wiedząc, że tu jestem. Nuciła coś pod nosem i myła swoje seksowne ciało. Już dłużej nie mogłem czekać. Szybkim ruchem przesunąłem drzwiczki i wszedłem do środka. Lily wyglądała na zszokowaną co było dosyć zabawne.
-Co ty tu do cholery robisz?- Natychmiast zasłoniła ciało swoimi drobnymi rękoma...Przynajmniej próbowała.
-Biorę prysznic z moją żoną- powiedziałem rozbawiony.
-Wynocha Justin. Nie chcę cię tu...Sio- machnęła ręką na wyjście spod prysznica.
-Ale ja chcę cię...tu i teraz- podszedłem do niej jeszcze bliżej ma co ona się oddaliła ode mnie, ale o ile dobrze widzę pod tym strumieniem wody, opiera się o ścianę. Znów podszedłem.
-Aha...i co teraz?- spojrzałem na nią z pożądaniem, jakie rosło we mnie z sekundy na sekundę.
-Wychodzę- spojrzała na mnie wystraszona, nie wiem czemu i podeszła do drzwiczek, ale zablokowałem je swoją ręką. Nie otworzy, nie ma tyle siły.
-Puść Justin- Powiedziała z rezygnacją w głosie.
-A co za to będę miał?- poruszałem brwiami na co się lekko uśmiechnęła.
-Yyy...Więcej miejsca pod prysznicem?- odpowiedziała, drocząc się ze mną.
-Lily, nie odpowiadaj mi pytaniem na pytanie- zrobiłem się poważniejszy. Nie spodobało mi się to.
-Pytam poważnie Lily. Co za to będę miał?- widziałem lekki strach w jej oczach.
-Wypuść mnie stąd- pisnęła i zaczęła odpychać moją rękę od drzwiczek, ale ona ani drgnęła. Po chwili już się chyba poddała bo przestała ciągnął za rękę. Spuściła głowę i westchnęła. Spojrzała na mnie.
-Co chcesz w zamian za wypuszczenie?- przewróciła oczami. Oj wiele kotek.
-Na kolana i robisz mi loda- uchyliła usta, żeby cokolwiek powiedzieć, ale jej to nie wyszło.
-Żartowałem kotek- zobaczyłem ulgę wymalowaną na jej twarzy. Zresztą nawet jeśli na prawdę zażądałbym loda, to nie chciałaby go zrobić? Nie kocha już mnie?
-Całus wystarczy- powiedziałem i schyliłem się, żeby było jej łatwiej. Pocałowała mnie w policzek i odwróciła się przodem do wyjścia. O nie, nie kochana, tak to ja bawić się z tobą nie będę. Spojrzała na mnie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-No już...zrobiłam co chciałeś- zaśmiałem się. Wskazałem na policzek
-Nie tu chciałem...Tu- i pokazałem na usta. Ponownie się nachyliłem. Lily mnie pocałowała i gdy już chciała się oderwać ja przytrzymałem jej głowę. Oblizałem koniuszkiem języka jej boskie usta, ale nie chciała mi dać do nich dostępu.
-Lily- mruknąłem jej w usta.
-Justi...- Bingo...języczek w środku, misja zakończona. Kiedy już pozwoliłem jej się oderwać ode mnie, ponownie zwróciła się ku wyjściu z kabiny. Tupnęła lekko nogą.
-Justiiin- przeciągnęła oburzona moje imię i zrobiła minę obrażonej.
-No już wysiadamy- odwróciła się do mnie
-Nie...Ja wysiadam, ty zostajesz- puściłem rękę i wyszła, ale ja zaraz po niej. Westchnęła głośno zrezygnowana. Zaczęła się wycierać.
-Chodź, ubiorę cię- uwielbiałem ją ubierać...no i rzecz jasna rozbierać.
-Nie
-tak...Nie odmawiaj mi Lily. Jesteś moją żoną i mam zamiar cię teraz ubrać do snu- czy ona zawsze musi to robić?
-Umm...J-ja- czy ona się mnie wstydzi? To niedorzeczne! Zaśmiałem się na tę myśl
-Lily kwiatuszku, czy ty się mnie wstydzisz?- uśmiechałem się do niej jak głupi w tym momencie.
-Tak, to znaczy nie...J-ja- no nieźle
-Oh mała- podszedłem do niej i złapałem za jej ręcznik, ale jeszcze go nie zdjąłem. Przytrzymywała go swoimi rączkami.
-Zaraz cię ośmielimy. Nie bój się mnie mała, nie ugryzę cię i ty to wiesz- dobitnie podkreśliłem słowa "nie ugryzę cię i ty to wiesz". Z tego co pamiętam, to pokłóciliśmy się o to niedawno.
-A teraz zdejmuj ten ręczniczek i pokaż co ty tam masz- Szarpnąłem jej ręcznik i uśmiechnąłem się. Stała naprzeciw mnie ze spuszczoną głową i zarumienionymi policzkami, próbując zasłonić się rękoma. Muszę przyznać, że to co widzę, w pełni mnie podnieca. Jest taka seksowna.
-Lily przestań, przecież cię nie raz widziałem.- skarciłem ją, ale uśmiech mi nie mógł zejść z twarzy. Czego ja się dziś naćpałem? Podszedłem do niej i złapałem ją za brodę, aby podniosła na mnie wzrok.
-Jesteś piękna wewnątrz jak i na zewnątrz. Kocham cię taką jaka jesteś i kocham twoje ciało takie jakie jest. Nie wiem czy to co teraz mówię wpłynie na twoją nieśmiałość w stosunku do mnie, ale zamierzam się teraz z tobą kochać- Szybko podniosła na mnie wzrok i znów zaniemówiła.
-Nie pieprzyć, nie rżnąć i nie posuwać.- nachyliłem się do jej ucha, aby jej szepnąć...
-Kochać Lily. Chodź do pokoju kotek. Nie martw się, pomogę ci przełamać twoją wstydliwość- Jest zszokowana, ale się wstydzi więc to dla tego. Pomogę jej. Jestem jej mężem i tak nie powinno być, że ona się mnie wstydzi, dlatego jej pomogę, a nawet bardziej niż pomogę. Uśmiechnąłem się zadziornie, podniecony i złapałem ją za rękę, aby iść do pokoju.

Lily's POV:

O KUŹWA!



Heej :D
Trochę ostatnio nawalam z terminami, jeśli chodzi o dodawanie rozdziałów. Postaram się wam to jakoś wynagrodzić...Co powiecie na tydzień z rozdziałami w ferie? Nic nie obiecuję, ale jeśli wam to sprawi radość i mi wybaczycie to myślę, że warto się postarać, aby to wypaliło. Co wy na to? :D A co do rozdziału to Justin coś w humorku dziś XD Ciekawi co na to wszystko Lily? Pozdrawiam xoxo

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 17

CZYTAJĄC, PROSZĘ KOMENTUJ!



Lily's POV:

Ktoś mnie delikatnie potrząsa. Co jest? Otwieram zaspana oczy i widzę Patie. Leżę na jej łóżku w jej sypialni.
-Lily kochanie, emm...Justin jest na dole- powiedziała niezbyt pewnym głosem
-Co? Czemu?- podniosłam się do pozycji siedzącej. Przecież ona zabrała mnie stamtąd dlatego, że był tam Justin.
-Spokojnie, nic ci nie zrobi. Chciał się z tobą zobaczyć- powiedziała i pogłaskała mnie po policzku na którym widniał siniak po wczorajszym starciu z ręką Justina.
-Nie wiem czy ja chcę go widzieć- wymamrotałam w tym samym momencie wszedł do pokoju.
-Mamo, możesz nas na chwilę zostawić samych?- zapytał, tym samym zbliżając się w naszą stronę. Po jego minie mogłam wywnioskować, że jest przybity, ale jego wzrok był surowy.
-Lily- spojrzała na mnie a ja skinęłam głową na znak pozwolenia. Uśmiechnęła się blado i wychodząc szepnęła coś niezrozumiałego dla mnie do Justina. Nie było to chyba coś miłego gdyż Justin od razu spuścił głowę na dół jak jakiś pięciolatek. Patie wyszła i zostaliśmy sami. Siedzę na łóżku i nie ukrywam, że trochę mi nieswojo. Co on chce zrobić? Powoli podchodzi do mnie i siada obok. Żadne z nas się nie odzywa. Justin patrzy ze skupieniem przed siebie, a ja bawię się swoimi palcami u rąk, które w tym momencie są takie interesujące. Justin przenosi na mnie swój wzrok. Ze skupieniem patrzy na mnie.
-Musiałaś jej wszystko powiedzieć?- patrzy intensywnie na mnie i zaczynam się go bać. Mówi szeptem chyba żeby Patie nie słyszała
-J-ja...Nie będę się tobie tłumaczyć- O Boże, ja na prawdę mu to powiedziałam. Przybliżył się do mnie i powoli zaczął ściskać mnie za włosy.
-Jak możesz być przeciwko mnie? Jesteś kurwa moją żoną.- wysyczał mi do ucha i ciągnął coraz mocniej. Złapałam za rękę Justina, która ciągnęła moje włosy. Chcę płakać i krzyczeć, ale nie zrobię tego. Nie chcę żeby Patie zobaczyła ponownie co robi jej syn. Jedyny syn. Jak dotąd myślała grzeczny i poukładany syn. Ona jest zdruzgotana i zaniepokojona, ale jednak mam nadzieję, że przemówi mu do rozsądku.
-Lily skarbie, w porządku?- Patie zawołała.
-Tak w porządku- skłamałam. Justin się trochę opanował po słowach Patie i poluźnił lekko uścisk.
-Właśnie Justin- oczy mi się zaszkliły- Jestem twoją żoną. Bijesz mnie i gwałcisz a ja mimo tego nadal z tobą jestem.- Jego wyraz twarzy natychmiast się zmienił. Zrobił się surowy, ale w jego oczach dostrzegłam smutek.
-Nie gwałcę cię, a biję tylko wtedy kiedy na to zasłużysz- Czy on wie co mówi?
-Czy ty się słyszysz? Jak to kiedy zasłużę? Co ja ci złego kurwa robiłam!?- poniosło mnie lekko i krzyknęłam, ale na szczęście Patie nie weszła. Justin był przytłoczony lecz nadal z kamiennym wyrazem twarzy
-Jak to mnie nie gwałcisz? Przypomnieć ci?- pojedyncze łzy zaczęły wypływać.
-No słucham- uniósł brem zdezorientowany o co mi chodzi.
-Jezu... Czy ty na prawdę tego nie wiedziałeś?! Pamiętasz, kiedy wróciłam z imprezy? Chciałeś mnie zgwałcić- na te wspomnienia moje ręce zaczęły dygotać. Spojrzał na moje trzęsące się dłonie. I złapał za nie, delikatnie pocierając. Bipolarny sukinsyn. Może mnie zaraz pobije, a potem pocałuje i powie jak to mnie kocha ?!
-Ale cię nie zgwałciłem- szepnął zdenerwowany ale i przejęty tą sytuacją. On na prawdę nie wiedział? Czy tylko udaje?
-Nie zrobiłeś tego bo miałam okres. Parę dni później na wieść o tym, że mi się skończył od razu się na mnie rzuciłeś wbrew mojej woli. I nie tylko wtedy. Już nie pamiętam kiedy uprawiałam z tobą seks dobrowolnie.
-Oj nie mów, że nie pamiętasz. Dwa dni temu, kiedy przerzuciłem cię przez kolano. Gdybym kontynuował to byś miała orgazm po trzech minutach.- uśmiechnął się chytrze. On jest niepoważny! Adrenalina rośnie. Gdyby mnie teraz nagrali i pokazali ten filmik jutro to na pewno nie uwierzyłabym własnym oczom, że to ja mu to wszystko wygarniam.
-Łał...Nie no dziękuję. Dziękuję ci za okazanie mi łaski, do tego stopnia, że nigdy nie sprawiasz mi przyjemności z wyjątkiem tego razu, kiedy to w połowie rozkoszy mnie zostawiłeś...Ah, zapomniałabym- wyciągnęłam swoje ręce z jego i wstałam nadal patrząc na niego. On był najwyraźniej wstrząśnięty i oszołomiony. Myślę, że z takiej racji, że dawno mnie w takim wcieleniu nie widział.
-Zapomniałabym o tym, że po fakcie iż mnie zostawiłeś, nie pozwoliłeś mi się nawet dotknąć...Co się z tobą dzieje?!- teraz to już na maksa krzyczałam a wodospad łez s pływał po policzkach. Patie weszła.
-Zostaw mnie!- uniósł się Justin na Patie, która chciała go wygonić z pokoju. W sumie nie musi iść bo mam zamiar wieczność przesiedzieć w łazience użalając się nad sobą i całą sytuacją.
-Patie, jak chce to niech tu siedzi- spojrzałam na niego z obrzydzeniem a on najwyraźniej ze smutkiem spojrzał na mnie.
-Lily myś...-przerwał jej Justin.
-Mamo, daj nam chwilę
-Lily wołaj jakby co- powiedziała i wyszła. Justin jeszcze raz na mnie spojrzał. Wziął głęboki wdech.
-Lily...- dawno nie widziałam jego w takim stanie. Ale to i tak nie można porównać do tego co ja czułam przez te wszystkie lata. Chciał do mnie podejść ale ja uciekłam do łazienki, która znajdowała się w tym samym pokoju. Zamknęłam się. Przynajmniej tu jest trochę spokoju. U mnie w łazience jakiś wariat pozbył się zamka. Oparłam się plecami o drzwi, po czym zsuwając się po nich, schowałam twarz w kolana. Usłyszałam ciche ocieranie się o drzwi co oznaczało, że Justin po drugiej stronie zrobił to samo co ja. I teraz, kiedy byłam pewna, że nie dostanie się do mnie i, że jestem bezpieczna zdobyłam się na odwagę, żeby go zapytać.
-Czemu mi to robisz? Co ja ci takiego zrobiłam, że mnie aż tak nienawidzisz huh?- łzy nadal gromadziły się w moich oczach. Usłyszałam westchnięcie.
-Już ci mówiłem, że cię kocham Lily- powiedział smutno z nutą poirytowania.
-No właśnie widzę. Pocałunki, zaufanie, poczucie kochanym, bezpieczeństwo, a przede wszystkim dbanie i opieka. Czy tak nie okazuje się miłości?- mówiłam już nieco ciszej, wyżalając mu się i rozmyślając jednocześnie nad tym wszystkim.
-Codziennie rano wstaję i żałuję, że się budzę, trzęsąc się ze strachu jak zakończy się dzisiejszy dzień. To nazywasz miłością? Jak ty to wszystko widzisz huh? Czy kiedy ja płaczę to co? Cieszysz się czy jak? Bo ja cię kompletnie nie rozumiem.
-To nie tak...-westchnął- Im bardziej cię pragnę, tym bardziej chcę zadawać ci ból- O Matko! Co?!- Rozczula mnie gdy tak płaczesz...Gdy mogę całować twoje mokre od łez, zaróżowione policzki.
-Jesteś jakimś sadystą!- płacz przemienił się w ryk. Teraz to już i tak moje życie nie ma sensu...Martwię się o Jazmyn. Jak Justin może być jej ojcem. Z wyglądu taka podobna do niego. Z charakteru taka delikatna i potulna do wszystkiego...Teraz już nie panuję nad łzami.
-Lubisz mnie w takim stanie?- otworzyłam wściekła i przygnębiona drzwi na co Justin również wstał i spojrzał na mnie. Otworzył usta w szoku. Zdaję sobie sprawę z tego jak wyglądam. Rozmazany makijaż, potargane włosy, cała zaryczana.
-No dalej. Upokorz mnie bardziej, przecież to lubisz. Masz moje policzki takie jak lubisz- wpadłam w szał, a on stał i patrzył na mnie intensywnie.
-Takie zaróżowione, a może zbyt mało co?- zgłupiałam. Uderzyłam się z plaskacza.- Tak dobrze? Czy nadal zbyt blade hmm?- kiedy nastawiałam się zadać sobie kolejny cios, Justin złapał mnie za obydwie ręce i przywarł mnie delikatnie do ściany, pewnie abym nie uciekła. Patrzył skupiony w moje zapłakane oczy z moimi nadgarstkami, które przygwoździł po obu stronach mojej głowy.
-shhh...Lily nie płacz, proszę.- oparł moje czoło o swoje i zamknął oczy. Minę miał surową, ale wewnątrz się powoli kruszył.
-Ile razy ja prosiłam? Pewnie nawet nie zliczę.- pocałował mnie w policzek, ale potem odwróciłam głowę nie mogąc dłużej na niego patrzeć. Sadysta nie mąż. Do pokoju weszła Patie.
-Justin, psycholog jest na dole i czeka.- Psycholog? D-dla nieggo? Dziękuję ci Patie. Może ten koszmar się skończy i Justin zmieni się na lepsze? Justin spojrzał na mnie groźnie. Oh...wspomnij Patie o jego bipolarności dobrze?
-Wiedziałaś o tym?- zmrużył na mnie oczy. Pokiwałam głową na nie.
-Chodźcie już.- jak to chodźcie? ja? po co ja tam?
-Czy muszę iść?- jak ja wyglądam! Patie! ugh... nie chcę tam iść, przecież ja nic nie zrobiłam
-Tak, musisz wszystko opowiedzieć- Nie, nie, nie i nie...Znów znając swoje nerwy się rozryczę na te wspomnienia. Usłyszałam jak Justin przeklnął cicho pod nosem i oburzony zszedł z nami na dół...




HE HEJ :D
Przepraszam, że trochę czekaliście, ale mam też życie osobiste....No więc jest rozdział już 17. Jak to leci xD Jak wrażenia? DZIĘKUJĘ ZA TAK OGROMNĄ ILOŚĆ OBSERWATORÓW I WYŚWIETLEŃ <3

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 16

CZYTASZ - KOMENTUJESZ

Lily's POV:

Po skończonym prysznicu schodzę na dół w celu przygotowania kolacji. Justin jest w gabinecie i pracuje, a ja zabieram się za robienie naleśników. Jazzy ze skupieniem ogląda bajki, a ja jestem pełna nadziei, że córka niczego nie słyszała kiedy byłam z nim na górze. Na samą myśl się rumienię, tyle, że na tyłku. Szczerze mówiąc zaskoczona byłam, że przełożenie mnie przez kolano będzie karą. Fakt, czułam się jak dziecko, poniżone dziecko, które dostaje lanie dlatego, że robi cyrk w sklepie, kiedy nikt nie chce kupić mu wymarzonej zabawki...Nie chce o tym myśleć. Siniaki na brzuchu dają o sobie znać.


Justin's POV:

Siedziałem przy biurku nad papierami, ale szczerze to myślami byłem gdzie indziej. Zbyt łagodnie potraktowałem Lily. Lanie. Serio Justin? Pieprzenie, które miało dać przyjemność tylko mi, a jednak było jej dobrze. Chodziło mi o coś kompletnie innego. może powinienem dokończyć po kolacji?
-Justin!- usłyszałem jej wołanie. Pochowałem papiery i poszedłem do kuchni.
-Ymmm, pięknie pachnie- wymruczałem jej do ucha i przytuliłem ją od tyłu. Jej ciało momentalnie zrobiło się sztywne.
-Boli tyłek?- uśmiechnąłem się chytrze i klepnąłem w niego. Podskoczyła. Urocze.
-Hmm?- dalej kontynuowała przygotowywanie naleśników a ja obejmowałem ją w tali. Zatopiłem swój nos w jej włosach i zaciągnąłem się powietrzem. Jak zawsze ten zapach. Zapach szamponu i Lily perfumy, które uwielbiam. Zacząłem lekko bujać się z nią na boki. Ona zajmowała się kolacją a ja już rozmyślam co z nią zrobię. Mmmm... ona leżąca pode mną skrępowana kajdankami i ostre pieprzenie do rana. Niewykonalne raczej z Jazmyn za ścianą.
-Justin puść mnie- powiedziała cicho i zrobiłem co chciała. Nałożyłem sobie porcję na talerz i usiadłem do stołu a razem ze mną Lily i Jazzy. Zacząłem jeść, ale zauważyłem, że Lily nie je.
-Dlaczego nie jesz?- pytam ją zdziwiony. Przecież od obiadu minęło sporo czasu i wiele, oj wiele się działo.
-Jakoś nie mam ochoty- powiedziała i nawet mogłem zauważyć, że wysiliła się na lekki uśmiech. Mnie to nie interesuje, że ona nie ma ochoty. Musi jeść. Ile ona w ogóle waży? 30 kilogramów? Nie mam pojęcia, ale wiem, że stanowczo za mało. Spojrzałem na nią chłodnym wzrokiem.
-Jedz- warknąłem, ale nie na tyle, żeby przykuło to uwagę Jazzy. Lily niechętnie wzięła widelec i zaczęła jeść, choć muszę przyznać, że szło jej to marnie.
-Mogę juź iść na górę się pobawić?- Jazzy spytała Lily. Pozwoliła jej co mi o wiele bardziej ułatwi karanie Lily. Czuję niedosyt po tamtej karze. To musi być coś co zapamięta na długo...
-Masz ochotę jeść?- spytałem niecierpliwie. Była zaskoczona.
-Przecież wiesz, że nie.- no i bardzo dobrze. Wstałem od stołu a razem ze mną Lily i kiedy widziałem, że ma zamiar iść na górę pociągnąłem ją za rękę w swoją stronę. Odwróciła się i spojrzała na mnie.
-Wiesz co kochanie? Nie jestem usatysfakcjonowany z poprzedniej kary.- jej wzrok natychmiast zamienił się w istny strach.
-Przecież mnie ukarałeś. Zrobiłeś ze mną co chciałeś! Jak to nie jesteś usatysfakcjonowany?!- podniosła ton i powoli zaczynała wyplątywać swoją rękę z mojej.
-Nie tym tonem!- ja również się uniosłem.
-Zostaw mnie! Nie chcę już tego! Nienawidzę cię!- zatknąłem jej usta ręką i przygwoździłem do ściany, trzymając jej obie ręce po obu stronach jej głowy.
-Nigdy więcej już tak do mnie nie powiesz szmato- powiedziałem jej ściszonym głosem przez zaciśnięte zęby.
-Powiem!B-bo to prawda! Nienawidz...-Tak kurwa ze mną nie będzie pogrywać. Strzeliłem jej z plaskacza. Dziwka.
-Puszczaj mnie- powiedziała wystraszona i pobudzona. Już była cała zapłakana. Ryczy.
-Nie rycz bo ci zafunduję coś co jest na prawdę warte ryczenia- Zaraz coś jej zrobię. Jak ona działa mi na nerwy! Mocniej docisnąłem ją do ściany. Jej policzek zdążył już przybrać kolor bordowy. Ryczy.
-Nie płacz kurwa- powiedziałem już nieco głośniej poirytowany, no bo ile można ryczeć. Baby. Dobra ostrzegałem. Nie uciszyła wycia. Znów jej strzeliłem z plaskacza tym razem mocniej. Zawyła. Rękę docisnąłem na jej buzi w celu uciszenia.
Jeszcze raz zawyjesz, a obiecuję, że zr...- O KURWA! Drzwi...
-Justin synku przyszłam odd...- Moja mama weszła do domu. Stała w drzwiach i z szokiem wymalowanym na twarzy patrzyła to na mnie to na zapłakaną Lily. Upuściła torbę.
-J-Justin odsuń się od niej!- krzyknęła. KURWA!

Lily's POV:
Boże, co ona tu robi. Justin w dalszym ciągu dociska mnie do ściany. Patrzy na mnie z mieszanym wyrazem twarzy. Patie podbiegła do niego i odepchnęła go ode mnie, po czym przytuliła mnie.
-Lily twoja twarz!- złapała mnie delikatnie za twarz. Chodź pojedziesz do mnie. Gdzie Jazmyn?- Ja nie mogłam powiedzieć ani słowa bo i płakałam i byłam sparaliżowana.
-U góry- szepnął Justin ze spuszczoną głową. Patie oderwała się ode mnie i zawołała Jazzy. Zeszła i była zdziwiona.
-Mama, co ci się stało w policzek?- spytała a ja nie panując nad tym co robię, wypuściłam kolejną falę łez.
-Kochanie, chodź do babci. Pojedziemy do mnie dobrze?- Patie wzięła Jazzy na ręce.
-Lily, jedziesz do mnie. Justin- spiorunowała go wzrokiem.
-Z tobą się jeszcze rozliczę- powiedziała oschle. Justin chyba nie do końca przetwarza co się właśnie dzieje, ale ja też.
-Lily chodź kochanie. Pojedziesz do mnie, już jest w porządku.- Powiedziała jego mama i wymusiła uśmiech. Wychodząc z domu odwróciłam się i spojrzałam na Justina, który był...smutny? Jego wzrok był pełen żalu i bólu. Dawno nie widziałam w nim takich emocji. Wyszłam z domu i poszłam do samochodu, po czym odjechałyśmy...

-Jazzy właśnie zasnęła. Lily, opowiedz mi wszystko.- Patie chciała porozmawiać na temat Justina. Od czasu kiedy Justin przygwoździł mnie do ściany ciągle płakałam.
-T-to było... J-ja...- Ciężko mi było cokolwiek powiedzieć.
-Kochanie, czy on często robił ci krzywdę?- łzy ponownie zaczęły spływać większą ilością. Zdecydowałam powiedzieć jej wszystko. Może Justina to zmieni, a może nie, ale niby co mam do stracenia?
-Codziennie- wyszeptałam. Patie otworzyła szerzej oczy. Była zszokowana.
-Co ci robił?
-Zależy
-Od czego?
-Od tego co źle według niego zrobiłam- zmarszczyła brwi
-Nie rozumiem
-Justin mnie karał kiedy coś robiłam źle- Wyraz jej twarzy mówił: Ty żartujesz prawda? Ty nie mówisz o moim synie. Pomyliłaś z kimś Justina.
-A co robiłaś źle?
-Bardzo często, kiedy odmawiałam mu seksu, on albo mnie bił, albo zamykał w piwnicy.- Patie oczy się zaszkliły.
-Wczoraj coś ci zrobił?- jej głos się załamywał. Na jej pytanie kiwnęłam głową na tak.
-Co?- nic nie powiedziałam tylko po prostu podniosłam koszulkę ukazując moje wielkie sińce. Momentalnie jej dłonie zaczęły drżeć.
-Co jeszcze źle robiłaś?
-Różnie to bywało. Raz mnie pobił za to, że na imprezie nie odebrałam od niego telefonu, raz za to, że go zdenerwowałam lub mu pyskowałam, ale ja nigdy mu nie pyskuję. Boję się nawet próbować.- po tych słowach Patie wtuliła się we mnie a ja zaczęłam żałośnie płakać w jej objęciach...
HEJJ :D
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!! 
Przepraszam za opóźnienia związane z rozdziałem, ale były święta i nie bardzo paliłam się do siedzenia przed laptopem. Wolała spędzać czas z rodziną lub też urodziny. Sami wiecie jak to jest xD No więc...Zaczyna się coś dziać. Co o tym myślicie? Dobrze, że Patie przyjechała do nich w samą porę? Komentujcie ;)
POZDRAWIAM
-KIN ADAMS