piątek, 26 września 2014

Rozdział 6

JEŚLI CZYTASZ-PROSZĘ KOMENTUJ!!!
Dużo czasu nie zajmuje ci napisanie komentarza, a ja rozdział piszę długo i to DLA WAS!
CHCĘ WIEDZIEĆ ILE OSÓB TO CZYTA...

Justin's POV :

Przez te wszystkie myśli nie mogę myśleć racjonalnie.
-Lily muszę iść do łazienki- puściła mnie i przekręciła się na drugą stronę. Poszedłem i chlusnąłem sobie zimną wodą w twarz. Spojrzałem na siebie w lustro i patrzyłem, opierając się rękoma o umywalkę. Sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do Ryana...
-Siema Stary
-Siema Biebs, jaka sprawa?
-Idziemy do klubu? Mam dość
-Tatuś nie wytrzymuje co?- zaczął się śmiać
-A żebyś kurwa wiedział, przyjadę po ciebie. Zbierz się na 20:00
-Dziś na sucho?- zapytał śmiejąc się głupkowato
-Bez żadnych dziwek Ryan! Mam żonę i dziecko!- powiedziałem wściekły jego zachowaniem gówniarza.
-Woow, spokojnie. Nie będzie.
-Nara- Mruknąłem
-Nara.

Lily's POV :

Justin wyszedł z łazienki a ja się ubrałam i poszłam do Jazzy. Zaczęłam się z nią bawić, po czym zeszłam z nią na dół przygotowywać obiad. Mała zaczęła oglądać bajki a ja wzięłam się za robienie obiadu. Justin zszedł na dół i usiadł przy stole z papierami.
-Z kim rozmawiałeś?- zapytałam
-Z Ryanem- wychrypiał
-Co chciał?- powiedziałam lekko łagodniej, obawiając się jego reakcji
-Idziemy dziś do klubu- mówił uzupełniając coś w papierach
-O której będziesz?- zapytałam smutna
-nie wiem, a co tak się dopytujesz hmm?- zapytał nadal nie patrząc na mnie
-bo...tak chcę wiedzieć- wzdychnęłam

Ugotowałam obiad, po czym wszyscy zjedliśmy i poszłam chwilę odpocząć do sypialni. Była godzina 19:00. Leżałam trochę czasu i poszłam do łazienki wziąć prysznic.
-Lily! otwórz drzwi!- krzyknął mąż
-Prysznic biorę Justin. Nie otworzę ci. Nie możesz iść na dół?- zapytałam jakby to było oczywiste
-Jaz jest na dole. A poza tym tutaj mam większość swoich rzeczy. Szybko! Spieszy mi się!- Był zirytowany. Nie cierpiał czekać, był niecierpliwy.
-Pierdolone zamki w drzwiach- powiedział sam do siebie

Po 10 minutach wyszłam owinięta ręcznikiem z czystymi ubraniami w ręku. Wychodząc widziałam przy drzwiach wściekle patrzące na mnie oczy Justina. Ja tylko spuściłam głowę na dół i na palcach przeszłam przez pokój i usiadłam na łóżku, po czym zaczęłam się ubierać. Spojrzałam na Justina zdezorientowana, który uważnie wpatrywał się w klamkę od drzwi, co mnie zdziwiło...
-Justin, w-wszystko ok?- nie odpowiedział. Nie spojrzał na mnie. Wszedł szybko do łazienki, trzaskając przy tym drzwiami. Wzdrygnęłam się na głośny huk. Zupełnie go nie rozumiem. Najpierw pospiesza mnie w łazience, potem, gdy już wychodzę patrzy się na klamkę. Mniejsza o to. Poszłam do Jazzy, po czym zeszłyśmy do kuchni i zaczęłyśmy robić babeczki. Wiedziałam jaką ma przy tym radochę, więc czemu nie. Po chwili Justin zszedł i spojrzał na mnie, po czym kierował się do wyjścia.
Justin!- zawołałam.
-Jazzy skarbie poczekaj chwilkę
-Oki- uśmiechnęła się. Wyglądała uroczo z tymi ubrudzonymi w mące policzkami.

-Co chcesz?- powiedział zwyczajnie. Nie wiem skąd u mnie ta odwaga, ale musiałam mu to powiedzieć. Nachyliłam się w jego stronę, po czym szepnęłam mu do ucha.
-Po żadnych klubach mi się nie szlajasz, nie widzę cie pijanego i odbierasz każdy mój telefon.- wysyczałam mu do ucha a potem spojrzałam na niego zimnymi jak lód oczami. Starałam się nie panikować kiedy Justin spojrzeniem wypala mi dziurę na twarzy. Moje ręce powoli zaczęły drżeć i wiedziałam, że moja adrenalina, która z niewiadomych przyczyn była we mnie przed chwilą zniknęła. Justin chyba to zauważył. On również nachylił mi się do ucha i zaczął mówić mi pół szeptem. Kątem oka zauważyłam jak uśmiecha się cwaniacko jak i zwycięsko.
-Ja wiem Lily, że próbujesz brzmieć choć troszeczkę groźnie, ale nijak ci to nie wychodzi. Twoje paluszki już drżą skarbie, masz dreszcze na ciele spowodowane moim oddechem. Przede mną nic się nie ukryje, a ty jesteś kotku strasznie krucha.- mówił uśmiechając się wrednie.- Wiesz, na twoim miejscu nie zadzierałbym z kimś silniejszym, szybszym, większym, bo to nie ma sensu. A potem będziesz płakać i pytać mnie co złego robisz, że ponosisz te wszystkie kary, bez których byłabyś rozpieszczoną suką, która nie widziałaby świata poza sobą.- wziął kosmyk moich włosów i założył mi za ucho.
-Nie musisz udawać, że jesteś silna skarbie. Ja wiem jaka jest prawda, jesteś słaba, ale mi to nie przeszkadza.- powiedział i przytulił mnie, bawiąc się moimi włosami. Ja tylko stałam zszokowana, sparaliżowana, przetwarzając to co właśnie mówi.
-Ja się tobą zaopiekuję Lily. Chyba wiesz, że uchronię cię przed wszystkim?- zapytał nadal uśmiechając się zwycięsko i odsunął się trochę ode mnie, chcąc zobaczyć moją twarz.
-T-ta-ak- pokiwałam przerażona, na co on się zaśmiał.
-Jesteś taaaka urocza kiedy się rumienisz i jąkasz.-powiedział
-Słodkie- szepnął mi do ucha, po czym gwałtownie oderwał się ode mnie, ponieważ usłyszeliśmy z góry huk, pisk i płacz Jazzy. Szybko poszliśmy na górę. Jazzy leżała na podłodze i płakała. Zauważyłam, że rozcięła sobie nóżkę. Wziął ją Justin i poszedł szybko do łazienki a ja razem z nim, po czym zaczęłam delikatnie przemywać jej ranę wodą, Justin ją trzymał. Nie miała dużej rany ale krew leciała strumykiem.
-Jazmyn coś ty zrobiła- spytał Justin, bardziej stwierdzając, unieruchamiając ją, aby się nie wierciła. Mała płakała chowając głowę pod kurtkę Justina. A ja owinęłam nogę w bandaż, aby nie podrażniła sobie rany. Justin przez jakiś czas nosił Jazzy, tuląc ją do siebie, aby się uspokoiła. Zasnęła i położył ją do jej łóżeczka. Siedział tak przy niej i patrzył na nią.
-Jedź-wyszeptałam siadając koło niego
-Co?
-No na imprezę. Poradzę sobie- spojrzał na mnie, ale mimo tego, że świeciła tylko jedna mała lampka zauważyłam że jest zmartwiony.
-Jesteś pewna?
-Tak
-Jakby coś to dzwoń- powiedział po czym pocałował mnie w policzek i pojechał. Opuściłam pokój córki, po czym położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać książkę. Chwilę później zasnęłam. Obudził mnie płacz Jaz.
-kochanie co się stało?- podbiegłam do małej i ją przytuliłam. poczułam, że ma gorące czoło. Zmierzyłam jej temperaturę. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Justina.
-Co jest- ledwo usłyszałam przez muzykę z drugiej strony. Wyszedł na zewnątrz abyśmy mogli pogadać.
-Jazzy ma gorączkę, płacze. Możesz przyjechać?
-Zaraz jestem.
-Ok
Rozłączyłam się i zeszłam z nią na dół. Podałam jej lekarstwa i usłyszałam samochód. Justin wyszedł szybko z samochodu i wszedł do domu.
-Co się stało?- powiedział i spojrzał się na mnie spod byka, po czym podniósł i przytulił córkę
-M-ma gorączkę- wypowiedziałam lekko przestraszona jego spojrzeniem
-Co ty kurwa robisz- nie powiedział na głos tylko poruszał ustami, dokładnie pokazując to co chciał powiedzieć
-J-ja, to nie moja wina- zaczęłam lekko roztrzęsiona
-Na górę- powiedział nie odrywając ode mnie wzroku
-Ale to też je...
-Na górę mówię- wysyczał przy moim uchu. Kiwnęłam głową posłusznie i poszłam na górę, ale nie do sypialni, tylko do pokoju Jazzy. Siedziałam tak trochę czasu, gdy nagle usłyszałam jak Jazzy mówi o mnie
-Ja chcie do mamy- mówiła cicho płacząc, nie słyszałam o czym dokładnie mówili.
-Mama już śpi skarbie, jest zmęczona. Ja z tobą zostanę, pójdziemy na górę, poczytam ci bajki.- słyszałam coraz głośniej, co oznaczało, że idą w moim kierunku. Po chwili weszli do pokoju a mała wyciągnęła do mnie rączki.
-Mama- patrzyła na mnie. Już wyciągnęłam do niej ręce.
-Do sypialni- mruknął Justin
-Jaz, mówiłem ci, że mamusia jest zmęczona- powiedział
-Nie jes...
-Jesteś. Jaz jaką chcesz bajkę?- spiorunował mnie wzrokiem a ja wychodząc przeszłam koło niego i pocałowałam w czółko córkę patrząc z pustką na niego, dając znak, że to jest tak samo moja córka jak i jego, po czym wyszłam z pokoju, kierując się do sypialni. Wzięłam prysznic i ubrałam na siebie czystą bluzkę i majtki, położyłam się na łóżku i nie mogłam zasnąć. Po około pięciu minutach Justin wszedł cicho do sypialni, po czym zamknął drzwi na klucz. Po co??!? Czy on mnie ma zamiar teraz zabić?!?? Leżałam spanikowana próbując udawać, że śpię.
-Lily, Lily. Nie udawaj kurwa, że śpisz no to tylko wyjdzie ci na gorsze- powiedział zły. Niepewnie odkręciłam się na lewą stronę gdzie stał Justin. Spojrzałam na niego i bardzo dobrze wiedziałam, że jest wściekły. Ciarki przeszły mi po plecach.
-Wstawaj- powiedział oschle- wzdrygnęłam się, ale bałam mu się sprzeciwić, więc jedynie zrobiłam to co mi powiedział.
-Kim jestem dla ciebie?- Zapytał brutalnie łapiąc mnie za włosy, odchylając przy tym moją głowę tak, abym spojrzała centralnie w jego oczy. Był ode mnie znacznie wyższy.
-Mę-mężem-powiedziałam z wielką gulą w gardle.
-Tak, jestem twoim mężem. Powiedz mi Lily czy żona powinna mieć szacunek do męża?- spytał  wywyższając się, gdyż miał nade mną całkowitą władzę i kontrolę w tej chwili.
-T-tak- bolało mnie to jak ciągnął mnie za włosy z każdym pytaniem mocniej szarpiąc.
-To wytłumacz mi kotku czemu się mnie nie słuchasz- jego wzrok powodował, że chciało mi się płakać, ale nie chciałam przy nim tego robić. Czułam tylko jak moje policzki zaczynają coraz bardziej piec.
-słucham- szepnęłam a on uderzył mnie mocno w twarz. Pisnęłam a łzy wypłynęły.
-I w dodatku mnie oszukujesz, oj nie ładnie- wypowiedział z dużą ilością jadu.
-Ty sama prosisz się o kary Lily. Jak myślisz jaka będzie dobra dla kogoś kto jest kłamczuchą, która nie ma za grosz szacunku do męża?- uśmiechnął się wściekle wywołując u mnie nieprzyjemny dreszcz.
-A może złożysz wizytę piwnicy co skarbie?- zaczął się śmiać. Spanikowałam na samą myśl i mocno ugryzłam go w rękę, po czym szybko pobiegłam do łazienki. Usłyszałam jak Justin przeklina wściekle i gdy miałam zamknąć drzwi dostrzegłam brak zamka do drzwi. NIE MOGŁAM ICH ZAMKNĄĆ. Zaczęłam się trząść i byłam kompletnie sparaliżowana, Justin szybko otworzył drzwi i uśmiechnął się wściekle
-Zły ruch, oooj bardzo zły ruch. Radzę ci już się pomodlić- wysyczał a mi zamazywał się obraz przed oczami. Ostatnie co zobaczyłam to zamazanego Justina, który podchodził do mnie coraz bliżej...Zemdlałam.



HEJ :D
I jak? Może być? 
Dzięki za komentarze, bardzo fajnie je się czyta... Niektóre czytam nawet kilka razy :D Zawsze mam zaciesz... Dla was rozdział kończyłam dziś czego zupełnie nie planowałam, no ale czego się tu nie zrobi dla czytelników. Nie mam pojęcia jak wyszedł bo jestem MEGA zmęczona! Mam nadzieję, że nie spaprałam xD






sobota, 20 września 2014

Rozdział 5

 CZYTASZ-KOMENTUJESZ ;)
 Im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział !


Justin's POV :


Obudziłem się widząc obok jeszcze śpiącą, odkrytą Lily. Przykryłem dziewczynę i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i wróciłem do naszej sypialni. Lily się obudziła. Siedziała zaspana i przemęczona na skraju łóżka, z głową w dół, z rękoma oplatającymi jej drobną talię. Jak na moje patrzyła się na swoje chudziutkie nóżki. Podszedłem do szafki i wyciągnąłem ubrania dla Lily, po czym podszedłem, i usiadłem koło niej.
-Założysz, czy mam ci pomóc ?- zapytałem pokazując jej ubrania... Cisza
-Pytałem o coś Lily. -spojrzała na gromadkę swoich ubrań i odniosłem wrażenie, że "niechętnie" pofatygowała się, aby spróbować się ubrać...licho jej to idzie, to ja jej kurwa pomogę.
-Dawaj to!- podniosłem nieco głos zirytowany tym co widzę. Wzdrygnęła się i szybko oddała mi bluzkę z którą się męczyła. Posadziłem ją sobie na kolana i zabrałem się za ubieranie "sierotki" Lily.
-Nie szarp mnie!- co kurwa? wrzasnęła na mnie??
-Krzyczeć, możesz do ściany, ale na pewno nie na mnie suko!- wrzasnąłem wściekły. Już mogłem się domyśleć, że ryczy... No i proszę, słona ciecz spłynęła jej po policzku. Kiedy ją ubrałem, podniosłem ją i skierowałem się w stronę kuchni. Patrzyła wszędzie tylko nie na mnie, ale co śmieszniejsze, myśli, że nie widzę tego jak ona tak robi.
-Możesz na mnie patrzeć, nie zjem cię.- powiedziałem rozbawiony, wpatrując się w jej już czerwoną ze wstydu buźkę.
-skąd mam mieć pewność- szepnęła bardziej do siebie, ale usłyszałem to. zatrzymałem się w salonie, nadal trzymając ją w rękach.
-Na prawdę myślisz, że cię zjem, gdy na mnie spojrzysz?- widziałem zmieszanie na jej twarzy.
-Może nie tyle co jeść, alee... - powiedziała, ale chyba się zorientowała, że wykrztusiła z siebie za dużo na ten temat.
-Ale co ?- zapytałem wzmacniając uścisk, lekko poddenerwowany.
-Ała, nic - powiedziała na jednym wdechu. Ja tylko mocniej zacząłem ściskać.
-Pobić, m-możesz mnie pobić, alb...- zrobiłem się poważny i postawiłem ją, po czym przygwoździłem do ściany, nachylając się nad nią
-Albo ?! Kurwa no gadaj! - powoli podnosiła głowę by spojrzeć na mnie tymi swoimi szklistymi oczami.
-za-zamknąć ww p-pi...- zatknąłem jej buzię. Nie wiem czemu. Widziałem ten strach w jej oczach, albo nawet zbyt dużo strachu. Trzęsła się.
-Nie kończ- powiedziałem już nieco łagodniej.
-Idź grzecznie do kuchni i czekaj tam na mnie.- odwróciłem się widząc oddalającą się ode mnie Lily i analizowałem naszą rozmowę. Obiecałem jej już kiedyś, że nigdy nie zobaczy tej piwnicy. No ale "życie". Te całe obiecanki cacanki to brednie, powiedziałem jej to wtedy, żeby dała mi spokój.
Zgwałcili ją, stąd taka panika, w zasadzie prawie sama się o to prosiła. No bo kto normalny będąc śliczną szesnastoletnią cnotką wyszedłby w nocy na zewnątrz? No tak...Lily. Miała kurwa szczęście, że usłyszałem jej krzyki, że jakimś pierdolonym cudem kręciłem się niedaleko, i to w nocy...


Wszedłem do kuchni i zabrałem się za robienie naleśników. Kątem oka zobaczyłem jak Lily próbuje wyjść z kuchni. Cofała się cicho i wolno i cofała, aż w końcu biegiem rzuciła się w stronę schodów.
-Lily wracaj!- krzyknąłem. Usłyszałem jedynie trzaśnięcie drzwiami. Ruszyłem za nią i wszedłem do naszej sypialni. No tak, jak zawsze w łazience. Zamknięta.
-Powtórka z rozrywki Lily ?- oparłem się o drzwi łazienki lekko rozbawiony, ale zarazem zły.
-Idź sobie, chce być sama
-A ja chce to, a ja chce tamto. Wyłaź stamtąd, bo długo czekać nie będę
-Zostaw mnie Justin, przyjdę za 15 minut
-5 minut i widzę cię na dole. Chyba nie muszę ci tłumaczyć co się stanie jeśli nie przyjdziesz hmm?
-Nie...Nie musisz- powiedziała smutna.
-Tak myślałem- w nie najlepszym humorze zszedłem na dół do kuchni, kończąc przygotowywanie naleśników. Kończąc zobaczyłem schodzącą Lily.
-Siadaj- posłusznie usiadła do stołu. Podałem jej porcję.
-Jedz- powiedziałem nie przyjmując sprzeciwu. Od wczoraj nic nie jadła.
-Nie jestem gł...
-Jedz!- uniosłem głos, nie odrywając wzroku od niej. Spojrzała na mnie lekko oburmuszona niczym małe dziecko, sięgnęła ręką po widelec, po czym ukroiła sobie kawałek naleśnika i rzuciła widelec na stół.
-Nie będziesz mówił co mam robić- powiedziała pół szeptem. Spojrzałem na nią z mordem w oczach, widząc strach wymalowany na jej twarzy.
-Po dobroci nie chcesz, twoja decyzja.-Energicznie wstałem od stołu i kiedy próbowała uciec złapałem ją za ramię i mocno strzeliłem jej w twarz. Zaczęła płakać. Przyciągnąłem ją do siebie i posadziłem szybko na swoje kolana łapiąc ją tak, żeby nie uciekła, po czym sięgnąłem widelec i zacząłem ją karmić.
-Otwieraj buzię!- zacisnęła wargi i przekręciła swoją twarz w przeciwną stronę. Siłą odwróciłem jej buzię i plasnąłem mocno ręką w jej nagie udo. Podskoczyła i pisnęła, tym samym dając mi dostęp do jej buzi. Korzystając z okazji, wepchnąłem jej widelec z kawałkiem, który wcześniej sobie ukroiła. Zaczęła cicho chlipać.
-Sa-samaa z-zje-em- mówiła między płaczem.
-No ja właśnie widziałem jak sama zjesz. Masz! A kurwa spróbuj coś odpierdolić- wetknąłem jej w rękę widelec, obserwując ją uważnie jak je. Lily siedząc na moich kolanach zabrała się za jedzenie.
-Wszystko ma zniknąć!- Jadła i jadła, aż w końcu skończyła.
-Już- wymamrotała pociągając nosem. Pozwoliłem jej zejść z moich kolan, ale ona nadal stała w kuchni a sam skierowałem się do mojego gabinetu, który znajdował się na parterze.
-Idź do sypialni i załóż jakąś ładniutką bieliznę.- powiedziałem lekko uśmiechnięty.
-Nie!- podniosła ton, wolno do niej podszedłem i zauważyłem, że Lily się trzęsie.
-Czarna koronka, już!- powiedziałem z miną mordercy.
-Nie, proszę- spojrzała na mnie zrozpaczona. Zdziwiła mnie swoim ruchem, gdyż objęła mnie w tali i mocno się we mnie wtuliła. Nie wiedziałem jak mam na to zareagować, więc tylko powtórzyłem moje wcześniejsze polecenie.
-Na górę, do pieprzonej sypialni, założyć bieliznę.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Przegrana Lily odczepiła się ode mnie i spojrzała na mnie wzrokiem w stylu "nienawidzę cię" co mnie w ogóle nie wzruszyło, a wręcz przeciwnie prychnąłem obojętny. Widziałem oddalającą się Lily, a ja poszedłem do mojego gabinetu "królestwa" i musiałem zadzwonić do klienta...


Skończyłem rozmawiać i udałem się w stronę sypialni w której miała na mnie czekać Lily. Wszedłem do pokoju i zobaczyłem ją całą przestraszoną i zapłakaną. Patrzyła na mnie, stała obok łóżka w samej bieliźnie, czekając na najgorsze. Próbowała coś powiedzieć, ale chyba najwyraźniej ją zatkało, kiedy zacząłem stawiać kroki w jej stronę.
-Kładź się- oszołomiona zrobiła co kazałem. Leżała sztywno wpatrując się w sufit, a ja położyłem się po lewej stronie, obok niej.
-Czy-y moż-możesz już zacząć? Chcę mieć już t-to zaa sobą- wydukała przegrana. Zacząłem całować jej szyję, jedną ręką masując jej prawą pierś. Kilka łez wypłynęło jej z oczu. Z szyi przeniosłem się na jej lewe ucho, całując je jak i lekko gryząc. Jej ciało było sztywne, unieruchomione. To przez to, że bała się tak bardzo, ale mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie.
-Nie martw się nic ci nie zrobię shawty, na razie.- szepnąłem jej do ucha, przestając dotykać pierś. Ręką zjechałem na jej dolną część brzucha delikatnie głaszcząc. Jej ciało się rozluźniło a mięśnie nie były już napięte.

Nie wiem skąd u mnie ta zmiana, ale mam nadzieję, że to nie po tej akcji z przytuleniem mnie na dole.Rozkleiłem się? Sam nie wiem. Pierdolone myśli! STOP STOP STOP! Na razie dam jej spokój, bo ona chyba jeszcze nie wróciła do żywych po wczorajszą akcją z piwnicą. Niech się kurwa cieszy, że tak jak chciała dałem jej spokój, choć według mnie lepsze by było szczytowanie pode mną, ale to dlatego, że jest zmęczona nie chce się pieprzyć. Prędzej czy później będziemy to robić czy tego chce czy nie. A ja dopilnuję, aby było to prędzej.

-Dziękuje- powiedziała szeptem z mokrymi policzkami, lekko się uśmiechając. Szczerze mówiąc to dawno nie widziałem uśmiechu na jej twarzy, przez co byłem lekko zmieszany. Owinęła swoje drobne rączki wokół mojej tali, a głowę położyła na mojej klatce piersiowej, po czym mocno się wtuliła we mnie. Zacząłem delikatnie pocierać ręką jej plecki, a drugą głaskać ją po głowie. Leżeliśmy tak trochę czasu. Widziałem, że Lily zasypia, ale nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Starając się jej nie obudzić zszedłem na dół.
-Tatuś!- Jazzy pisnęła z radości. Podziękowałem mamie i pożegnałem się z nią.
-Gdzie mamusia?
-Śpi na górze- powiedziałem, widząc Jazmyn już na schodach.


Lily's POV :

-Justin...Zostaw mnie- wymruczałam senna.
-Mama wstawaj- szepnęła Jazzy.
-Cześć kochanie, jak było u babci?- położyła się obok mnie i zaczęła opowiadać. Kiedy mówiła, nie myślałam o tym co do mnie mówi, ale o dzisiejszym dniu. Byłam pewna, że Justin bezinteresownie zgwałci mnie ponownie. Ale dlaczego tego nie zrobił? W głębi duszy bardzo się cieszę, że obyło się bez tego, ale co skłoniło go do oszczędzenia mnie? Kiedy przytuliłam go na dole zachował się, no nie wiem, inaczej? Wiem, że i tak był zimnym skurwielem, bo mimo tego, że ja go przytuliłam on bezinteresownie powiedział: Na górę, do pieprzonej sypialni, założyć bieliznę. Potem na niego spojrzałam i zobaczyłam w jego oczach radość, ale i złość, pomieszana z pustką i żalem. Nie wiedziałam jak mam to odebrać. A potem? Prawię co noc pieprzy mnie bez mojej zgody, więc zaskoczona byłam, że nie chciał i tym razem.
-I babcia ma takieeego fajnego pieska- pokazała uśmiechnięta rączkami.
-A kupiś mi pieska?- Zapytała robiąc oczy szczeniaczka.
-Zapytaj taty- powiedziałam widząc wchodzącego do sypialni Justina.
-O co?- spytał nie wiedząc o co chodzi. Córka szybko poderwała się i podbiegła do Justina i złapała go za ręce.
-Kupiś mi takiego fajnego pieska?- spytała jeszcze słodszym głosikiem niż poprzednio.
-No nie wiem. Pies to obowiązek Jazzy. Zawsze możesz bawić się z pieskiem babci.- patrzyła na niego z nadzieją.
-Jazzy nie chce babci. Jazzy chcie swojego.- powiedziała i poszła do swojego pokoju. Mała mądrala.
-Jeszcze mi tu psa kurwa brakuje- powiedział Justin lekko zirytowany. Usiadł koło mnie i patrzył na mnie...
-Co?- powiedziałam śmiejąc się delikatnie. Rozbawiło mnie to, jak zareagował na prośbę córki.
-I co cię tak bawi?- powiedział również lekko się uśmiechając.
-To jak zareagowałeś na prośbę Jaz, a potem:Jeszcze mi tu psa kurwa brakuje. Powiedziałam patrząc się na niego, starając się brzmieć jak on.
-Może miałem powiedzieć: Kochanie, oczywiście, że kupię ci pieska, głównie po to aby po 2 tygodniach ci się znudził. Z wielką przyjemnością będę biegał z nim 3 godziny dziennie. Piesek będzie sikał w doniczki, drapał drzwi, ślinił wszystko i wszystkich, a przede wszystkim kupię ci go żeby spał z nami na trzeciego w łóżku. Powiedział żartobliwie.
-Tak, mogłeś jej tak powiedzieć- śmiałam się. Justin spoważniał, a ja widząc to, również. Przysunął twarz w moją stronę. I... pocałował mnie. Początkowo nie wiedziałam co mam zrobić, ale gdy polizał moje usta otworzyłam je i kompletnie oddałam się pocałunkowi. Nie myślałam trzeźwo. Przez 5 minut czułam się tak jak kiedyś, zanim urodziła się Jazmyn. Zanim oświadczył mi się i wzięliśmy ślub. Zanim się zmienił na gorsze. To co zrobiłam nie do końca było dobre, ale chciałam znowu się poczuć w jakiś chory sposób ważna, kochana, jedyna.
-Przepraszam cię za wczoraj- powiedział mi do ucha. CO?????
-Co???-powiedziałam cicho. On tego nie powiedział! To chyba moja wyobraźnia.
-Powiedziałem, że przepraszam cię za wczoraj- powiedział patrząc na mnie lekko zbity. To on jeszcze ma jakieś emocje albo uczucia? Bo ja myślałam że nie, a tu proszę.
-W porządku- powiedziałam przytulając go, kładąc głowę na jego klatkę piersiową.
-Justin?
-Hmm?
-Nie rób mi tego więcej- szepnęłam, trochę obawiając się jego reakcji.
-Nie będę- również szepnął i pocałował mnie. To wszystko wydawało mi się pięknym snem, z którego zaraz się wybudzę.



Justin's POV :


Co ja kurwa odpierdalam? Nie wiem. Ale... podoba mi się. Jak tak patrzy na mnie, inaczej. Zupełnie jak kiedyś, ale nie zapłakanymi oczami tylko wzrokiem pełnym iskierek. Tak niewinnie i radośnie. Bardzo mi się podoba. Nie wiem kurwa, nie wiem co robić. Chyba łatwiej by mi było jakbym wymazał ze swojego życia te ostatnie 10 minut. Przecież to nie ja! Nie mam pojęcia czemu to kurwa powiedziałem. Ale czemu to sprawia, że chce więcej? Na nic nie znam odpowiedzi. Jak by to powiedzieć, czuję się teraz dobrze. Ale co dalej? To nie zmienia faktu, że nie chce zmieniać swojego postępowania. Dla mnie wcześniej też było dobrze. Sam nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Jak na nią patrzę, to nadal widzę tą samą przestraszoną Lily, która nie ma nic do gadania, która jest moją własnością, co wręcz uwielbiam. Ale wybaczyła mi...Wybaczyła mi to piekło, które jej wczoraj zgotowałem. Nie sądziłem, że mi wybaczy.Ona jednak to zrobiła, z uśmiechem na twarzy. I leży wtulona we mnie. Jej ciało jest rozluźnione, a serce bije jej spokojnie. Nie trzęsie się. Teraz się nie boi.





 HEEJ :D
Myślę, że długość rozdziału nie należy do krótkich, ale też nie do bardzo długich. Więc przepraszam jeśli spodziewaliście się dłuższego. Nie chciałam zbyt dużo w ten rozdział "wepchnąć" tylko po to, żeby było, to moim zdaniem bez sensu. PRZEPRASZAM, ŻE TAK PÓŹNO, ALE MIAŁAM BARDZO DUŻO DO ZROBIENIA PO POWROCIE... Mam nadzieję, że się podoba... Justin łamie się po raz kolejny xD
PS: Jeśli chcecie możecie zadawać pytania w komentarzach ;)
POZDRAWIAM!!! I DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA CIERPLIWOŚĆ, KOMENTARZE JAK I OBSERWOWANIE ORAZ ZA WYŚWIETLENIA :****







czwartek, 4 września 2014

PRZEPRASZAM

Mam smutne wieści, ponieważ następny rozdział pojawi się po 14.09, gdyż mam wyjazd zagraniczny.
Jeśli będziecie cierpliwi to kolejny rozdział będzie bardzo długi :D Przyłożę się do niego i mam nadzieję, że będziecie czytać dalej, a do tego odpowiem na każdy wasz kom przy następnym rozdziale ^^


OGROMNE DZIĘKI KAŻDEMU OBSERWATOROWI, KAŻDEMU KTO KOMENTUJE, ORAZ ZA WYŚWIETLENIA !!!!!!!!!!!!!  MOTYWACJA PRZEOGROMNA :D
Mam nadzieję, że zrozumiecie. POZDRAWIAM Kin Adams :***