wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 15

CZYTASZ-KOMENTUJESZ
IM WIĘCEJ KOMENTARZY TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ

Lily's POV:

-Wejdę jeszcze do łazienki. Zaczekaj Lily- Justin powiedział i wszedł do domu, a Patie miała zaniepokojony wyraz twarzy.
-Na pewno wszystko ok? Pokłóciłaś się z Justinem?- co mam odpowiedzieć? Nie nie pokłóciłam się, ale jak wrócimy do domu to nie jestem pewna czy się jeszcze spotkamy? Z namysłu wyrwał mnie jej głos.
-O co poszło skarbie?- przytuliła mnie.
-O nic...Nie pokłóciliśmy się. Ja po prostu źle się czuję.- wymusiłam uśmiech.
-No powiedzmy, że ci wierzę. Możesz zawsze na mnie liczyć.- uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek. Zauważyłam, że Justin już wychodzi, po czym zaczęłam iść w stronę samochodu, którym tu przyjechałam, ale Justin złapał mnie za rękę.
-Nie jedziesz tym samochodem, jedziesz ze mną.- widziałam to świdrujące spojrzenie mówiące "zaraz cię zabiję", ale na szczęście jego mama już poszła.
-N-noo a co z...-przerwał mi.
-Przyjadę później po ten samochód.- posłusznie, chcąc nie pogarszać swojej obecnej sytuacji posadziłam córkę z tyłu, a ja poszłam do przodu. Justin wsiadł i trzasnął zły drzwiami. Odpalił samochód i zaczęliśmy jechać w stronę domu.
-mama? Nie jedziemy na wakacje?- spytała zdziwiona i lekko poirytowana Jazzy. Po tych słowach Justin spojrzał na mnie pociemniałymi oczami, a ja jedyne co zrobiłam to spuściłam wzrok na kolana. Są tak interesujące w tej chwili.
-Nie jedziemy na wakacje Jazzy- powiedział i kontynuował dalej.
-mama jest zmęczona, a ja mam dużo pracy. Jak przyjedziemy do domu to pójdziesz prosto na górę, do pokoju się pobawić dobra?
-Dobra- mruknęła niezadowolona
-mama zrobiła coś źle i muszę jej pomóc- dorzucił i ponownie obdarzył mnie piorunującym spojrzeniem, a na moim ciele pojawiły się nieprzyjemne dreszcze...

Podjechaliśmy na podjazd i od razu wyszłam z samochodu z nogami jak z waty, obawiając się tego co się zaraz stanie. Weszłam do salonu i położyłam się na kanapę, gapiąc się jak głupia w sufit. Usłyszałam jak wchodzą do domu, po czym zamykanie drzwi i odgłos małych stópek biegnących na górę.
-Jazzy! Nie biegaj po schodach!- zbliża się do mnie. słyszę jego kroki coraz głośniej, aż w końcu widzę go nade mną z chytrym uśmieszkiem. Patrzę na niego i łza wypływa mi w stronę ucha. Jego uśmiech znika i poirytowany siada przy moim ciele.
-Co ja ci zrobiłem, że ryczysz?
-Zabijesz mnie?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a on patrzył na mnie intensywnie.
-Kusząca propozycja, ale nie...nie zabiję cię. Zależy mi na tobie - powiedział i otarł mi łzę.
-To znaczy, że mnie kochasz?- lekko się uśmiechnął a ja zaczynam już mieć mętlik w głowie. O co chodzi?
-Jesteś moja i zawsze cię kochałem, kocham i będę kochać- nie nadążam za nim.
-Skoro tak twierdzisz, to czemu mnie tak traktujesz?- uśmiech zniknął
-Chyba już to przerabialiśmy, tak?- kiwnęłam głową, ale nie jestem pewna czy tak czy nie. Czemu on mnie jeszcze nie zabił? To te jego gierki? Czemu nie wydaje się być zły?
-Co mi zrobisz?- spytałam cicho, patrząc na niego błagalnie i kiedy miał już coś powiedzieć ja mu przeszkodziłam.
-Proszę nie bij mnie, jestem obolała.- błagalnym głosem powiedziałam i podwinęłam bluzkę ukazując siniaki na brzuchu. Jego oczy się rozszerzyły i przejechał palcem po sińcach.
-T-to ja?- patrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Tak- szepnęłam. Justin głośno wciągnął powietrze i spojrzał na mnie spod byka.
-P-proszę nie bij mniee. Błagam- on wstał.
-Nie okładaj mnie pięściami- zaczęłam szybko prosić i odwróciłam się ze strachu tak, że leżałam na brzuchu Justin spojrzał na mój tyłek, po czym odszedł. A-ale jak to? Nic mi nie zrobi? Kątem oka zauważyłam, że idzie na górę. Mam odetchnął z ulgą, czy się bać? Nie zmieniłam pozycji, gdyż było mi dość wygodnie. Usłyszałam jak schodzi po schodach Justin. Tylko zamknęłam oczy, ponieważ nie wiedziałam co zamierza. Znów stał nade mną i wziął mnie na ręce. Niesie na górę i stawia na...korytarzu? Stoję i patrzę jak idzie do Jazzy i coś mówi. Ona schodzi zadowolona na dół i po chwili słyszę, że włącza telewizor. Chyba bajki. Justin znów mnie bierze na ręce i zanosi do sypialni. Na łóżku widzę czarny, skórzany pejcz i kajdanki. Nie wiedząc co zamierza moje ciało zaczęło się trząść. Justin mnie posadził na łóżku i usiadł koło mnie. Patrzyłam na niego obawiając się tego co zamierza.
-Chcesz wiedzieć po co to?- powiedział wskazując na pejcz i kajdanki.
-P-pobijesz mnie tym?- spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
-Tak, ale nie tak jak to sobie wyobrażasz.
-T-to jjak?- na prawdę nie wiem o co mu chodzi.
-Przełożę cię przez kolano. A może poradzimy sobie bez pejcza...Co ty na to? Inaczej mówiąc zleję cię. Nie usiądziesz przez tydzień.- powiedział z głupawym uśmieszkiem i pociemniałymi, pełnymi pożądania oczami.
Ja wstałam i zaczęłam się od niego oddalać. Nie chcę tego. Cholera.
-Nie- piszczę.
-Tak Lily. Chyba, że wolisz inną karę, ale uprzedzam, że będą bardzo nieprzyjemne.- Na prawdę nie chce tego. Inne kary? Ale jakie?
-Chodź tutaj- mówi władczo. Blednę. Jezu...On mówi poważnie. Stoję, wpatrując się w niego, w zupełnym bezruchu.
-N-nie chcę tego- mówię półszeptem.
-Dostaniesz klapsy, a potem szybko i ostro cię zerżnę. Ah, przepraszam- uśmiechnął się szyderczo.
-Będziemy się kochać- zmrużył na mnie oczy i uśmiechnął się lekko. Głos ma cichy i groźny. Jestem lekko zszokowana. Justin przygląda mi się, czekając. Oczy mu płoną z podniecenia, a ja zupełnie tego nie rozumiem. Powinnam uciec? No dobra ucieknę, ale co dalej? I tak jest w stosunku do mnie łagodny. Prawdę mówiąc to spodziewałam się śmierci. Justin przygląda mi się, czekając. Oczy mu płoną.
-Czekam...Nie należę do ludzi cierpliwych i ty wiesz o tym- nierówno oddycham przerażona. Krew szybciej krąży w moich żyłach a nogi mam jak z waty. Powoli i niepewnie idę w jego stronę.
-Grzeczna dziewczynka- mruczy. Nagle chwyta mnie i przekłada przez kolano. Jednym płynnym ruchem przesuwa mnie tak, że klatką piersiową opieram się o łóżko obok niego. Lewą nogę zarzuca na moje nogi, bierze kajdanki i zapina mi je na rękach za moimi plecami, tak, że nie jestem w stanie się ruszać. O kurwa.
-Odwróć głowę w moją stronę i patrzysz na mnie- nakazuje stanowczo. Natychmiast robię co karze.
-Dlaczego jesteś karana?- niezręcznie mi być w takiej pozycji. Jeszcze ten jego sposób mówienia, jakby gadał o pogodzie.
-Znów się zawiesiłaś? Pytam cię o coś!- uniósł się trochę.
-B-bo ucieekłam- szepczę
-Uważasz, że to było uczciwe w stosunku do mnie?- pyta
-Nie
-Zrobisz to jeszcze raz?
-Nie- może i tak.
-Dostaniesz klapsy za każdym razem, gdy nawet wspomnisz o ucieczce, zrozumiano?- patrzy na mnie groźnie. Kiwam głową na znak, że rozumiem. Powoli opuszcza mi spodnie. Jakie to poniżające. Poniżające, przerażające i żenujące. Cholera. Będzie bolało? Kładzie rękę na moich pośladkach. Głaszcze je, przesuwając po nich dłoń. Aż nagle jego dłoń znika, po czym uderza mnie mocno. Piszczę. O kurwa! Jestem zszokowana, próbuję wstać, ale Justin widząc co zamierzam dociska mnie prawą ręką do łóżka uniemożliwiając kompletnie jakiekolwiek ruchy.
-Nie kotek- śmieje się. Znowu mnie głaszcze tam gdzie uderzył. I kolejny klaps. Piszczę.
-Cicho- mierzy mnie surowym wzrokiem, a ja już więcej nie chcę. Chcę wstać! Teraz! To boli! I klaps. Zaciskam usta, próbując w ten sposób być cicho. Znów głaszcze. Jego ręka ponownie znika, a ja zaczynam się wiercić, aby uniknąć ciosów.
-Nie ruszaj się- warczy
-Inaczej wlepię ci jeszcze więcej klapsów.- Zwisam w bezruchu na jego kolanie. Głaszcze mnie teraz, a za chwilę znowu klaps, który w wykonaniu Justina jest na prawdę bardzo mocny...

Po jakimś dwunastym klapsie nie mam już nawet siły zwisać. To jest męczące. I klaps. Tym razem już nie wytrzymuję.
-Aaaa!- piszczę.
-Dopiero się rozgrzewam- mruczy. Znowu mnie uderza. To się robi coraz trudniejsze do zniesienia. Bolą mnie ręce od tych kajdanek. Głaszcze mnie, a  potem znów uderzenie. Wydaję okrzyk bólu.
-Nikt cię nie słyszy, maleńka, tylko ja- mówi zadowolony. Uderza mnie jeszcze raz, i jeszcze. Mam ochotę błagać go, żeby przestał, ale nie zrobię tego. Nie dam mu tej satysfakcji. Justin daje mi lanie jeszcze parę razy. Moje ciało jest wykończone.
-Wystarczy- mówi chrapliwie i zmysłowo. Nie wiem czemu ma taki ton. Może nawet lepiej. nachylił się tak by być blisko mojego ucha i szepnął zmysłowo...
-A teraz cię zerżnę- oczy płoną mu z podniecenia. Co? Nie! Nagle wsuwa we mnie dwa palce, kompletnie mnie tym zaskakując, wciągam gwałtownie powietrze.
-Poczuj to...Przekonaj się jak bardzo to lubisz śliczna dziewczynko- śliczna dziewczynko? A temu co się stało? Moje myśli rozprasza jego dotyk. To jest druga część kary? Wbrew pozorom to jest nawet...przyjemne.
-Jesteś taka wilgotna...dla mnie- mówi z zadowoleniem.
-Nie wygodnie mi- niepewnie i cicho mówię. Wyjmuje palce i odpina kajdanki. Wstaję po woli, ale nie na długo, ponieważ wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Kładzie się na mnie. Jedną ręką trzyma moje ręce nad moją głową i zaczyna całować szyję, a drugą ręką dotyka mojej kobiecości. Mimo tego, że on jest nadal tym Justinem, który mnie jeszcze dziś pobił i mój tyłek jest pewnie bordowy i piecze jak cholera, to chcę więcej. Przerywa całowanie i patrzy na mnie świdrującym i przerażającym spojrzeniem.
-Następnym razem kiedy odstawisz taki numer możesz mieć pewność, że nie będę taki miły.- Powiedział i kontynuował swoje wcześniejsze czynności. Justin zdejmuje mi majtki. Słyszę jak rozpina rozporek.
-Teraz cię przelecę...Nie nazwę tego kochaniem się kotek. Pamiętaj, to ma być ostro i szybko dla mojej przyjemności...nie twojej. Nie dojdziesz.- mruczy mi do ucha z pożądaniem. Sekundę później jest już we mnie cały. Justin porusza się w szybkim tempie, podrażniając moje biedne pośladki.
-Kocham. Pieprzyć. Się. Z. Tobą...Nie. Uciekniesz.- mówi między pchnięciami. I znów nie mam żadnej swobody poruszania się. Jak zwykle Pan "nie ruszaj się" wie jak mnie unieruchomić. Skrępował mi ręce. Kiedy już doszedł, wyszedł ze mnie i położył się obok, wpatrując się we mnie. Jestem obolała. A mój tyłek to już inna historia, należąca do tych mrocznych, w dziale książek pod tytułem kary. Mam niedosyt, muszę dojść. Chcę go tam. Powoli przesuwam rękę w dół, aby sobie ulżyć. Justin widząc co zamierzam od razu chwycił mnie za rękę.
-Nie dotykaj się. Chcę żebyś czuła frustrację i niedosyt.- w jego oczach znów jest ten mrok zmieszany z pożądaniem. Justin nagle przesuwa dłoń, tak, że dotyka mojej kobiecości, a jeden z palców powoli wsuwa do środka. Cichy jęk wydostaje się z moich ust.
-To jest moje- szepcze kusząco i groźnie.
-Tylko moje, rozumiesz?- pyta, zmieniając głos na bardziej stanowczy.
-Tak- głośno oddycham, pragnąc więcej.
-Dobrze...Grzeczna dziewczynka- uśmiecha się lekko i całuje w czubek nosa. Wyjmuje palec i idzie w stronę łazienki.
-Idziemy pod prysznic- mówi
-N-nie- jak to? ale ja nie skończyłam.
-Mówiłaś coś- pyta mnie z morderczym spojrzeniem. Dobrze wie co powiedziałam, ale w ten sposób daje mi do zrozumienia, żeby lepiej zmienić zdanie. Justin wyciąga do mnie rękę na znak, abym podeszła do niego
-Nic- wstaję i wyciągam swoją rękę, podając mu ją.



Hej :D
Po raz kolejny przepraszam za długie niedodawanie rozdziału, ale się nie rozdwoję. Proszę nie wpisujcie mnie na waszą czarną listę xD Starałam się i wyszło tak i siak. Pozdrawiam ;)

wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 14

CZYTASZ - KOMENTUJESZ
IM WIĘCEJ KOMENTARZY TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ



Lily's POV :

Zjedliśmy zamówione przeze mnie jedzenie i zaczęliśmy oglądać film.
-Dzwoniłaś do lekarza?- zapytał, patrząc na film.
-Nie...Jeszcze nie- powiedziałam cicho. Justin spojrzał na mnie trochę zirytowany.
-A zamierzasz kiedyś iść?- posłał mi nieco groźne spojrzenie
-Tak- powiedziałam i usłyszałam dzwonek do drzwi. Nachyliłam się, aby się podnieść, ale Justin mnie wyprzedził...
-Hej, jest Lily?- usłyszałam głos Isabell, na co się ucieszyłam. Szybko wstałam i zaczęłam podchodzić do drzwi, ale szło mi to opornie, ponieważ stopy zaczęły boleć.
-Hej, wejdź- posłałam jej uśmiech, po czym spojrzałam na Justina. Z jego miny mogłam wywnioskować, że nie jest zadowolony, że przyszła. Z zamyśleń wyrwała mnie przyjaciółka
-O matko! Lily! Co on ci zrobił?- posłała groźne spojrzenie na Justina, po czym mnie przytuliła i zaczęła kierować się w stronę schodów. Czuję kłopoty.

Justin's POV :

O matko! Lily! Co on ci zrobił? Czy ja dobrze słyszałem? CO ON CI ZROBIŁ? Niby dlaczego mnie obwinia? Przecież nie ma podstaw żeby zarzucić mi, że coś jej zrobiłem... No chyba, że ktoś powiedział Isabell co nieco. Na przykład moja mała Lily. Muszę z nią pogadać. W sumie może nie tylko pogadać...Wróciłem z powrotem na kanapę. Postanowiłem poczekać, aż Isabell wyjdzie.

Lily's POV :

Poszłyśmy do pokoju na górze, który znajduje się obok sypialni. Gdy weszłyśmy, Iss posłała mi pytające spojrzenie.
-Lily, czy to on zrobił ci to wszystko?- zapytała i pokazała na mnie ręką
-Po części- odpowiedziałam i łzy zaczęły gromadzić mi się w oczach.
-Nie płacz kochanie- wzięła moją rękę w swoją i zaczęła odwijać bandaż.
-Nie, zostaw- ona i tak zrobiła swoje. Gdy zobaczyła "dzieło" Justina, natychmiast wytrzeszczyła oczy, po czym spojrzała na mnie.
-Albo coś z tym zrobisz, albo ja. Nie obchodzi mnie czy tego chcesz czy nie. Od cię niszczy!- Uniosła się na mnie. Nie patrzyłam na nią.
-Ciszej...M-mów ciss-szej
-Pomyśl o tym i odezwij się.- wyszła lekko zdenerwowana, a ja tam stałam i patrzyłam na drzwi. Usłyszałam jak Iss mówi cześć i trzaska drzwiami, a po chwili kroki, które z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze. Do pokoju wszedł zły Justin. Zamknął drzwi. Odwróciłam się do niego plecami ze strachu, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Słyszałam jak powoli do mnie podchodzi. Stał za mną, ale bałam się odwrócić...Nagle złapał mnie za rękę, na której widniał napis "JB". CHOLERA! Odwinięta ręka. Teraz na pewno się zorientuje, że jej pokazywałam.
-Czemu kurwa odwijałaś tą rękę?!- wydarł mi się do ucha, na co podskoczyłam.
-J-ja...-przerwał mi.
-Co ty?! Powiedz pierdolone: pokazywałam Isabell- wycedził mi do ucha. Zaczęłam się trząść.
-Sama odwinęła- wyszeptałam ze spuszczoną głową. Odwrócił mnie w swoją stronę.
-Skąd ona wiedziała, że to ja ci zrobiłem?- zapytał z chytrym uśmieszkiem na twarzy, który nie koniecznie oznaczał dobry nastrój. Wręcz przeciwnie, oznaczał złość.
-N-nie wie...- znów mi przerwał
-Ah nie wiesz? Może ci przypomnę Lily hmm?- spojrzał na mnie spod byka, a słona łza wypłynęła z mojego oka. Nim zdążyłam odpowiedzieć na jego pytanie, poczułam mocne pieczenie na prawym policzku. Pisnęłam i złapałam się za obolałe miejsce. Złapał mnie za ramiona dosyć mocno.
-Skąd ona kurwa o tym wie? Powiedziałaś jej?- zapytał niby spokojnie, ale jednak na odległość można było wyczuć od niego wściekłość. Nadal milczałam i poczułam kolejny cios w polik. Płakałam.
-J-ja!- krzyknęłam, a na jego twarzy znów pojawił się ten sam uśmiech co przedtem.
-Tak myślałem kotek. Wiesz, że tego tak zostawić nie możemy prawda?- pogłaskał mnie po czerwonym policzku.
-Zostaw mnie!- cała dygotałam ze strachu i patrzyłam na niego moimi szklistymi oczami, kiedy on jak gdyby nigdy nic uśmiechał się chytrze.
-Masz do wyboru- zaczął spokojnie.
-Nie!- krzyknęłam i zaczęłam biec w stronę drzwi. Nie dana mi była ucieczka, ponieważ poczułam ręce na tali ciągnące mnie w przeciwnym kierunku. Wyrywałam się i płakałam głośno. On mnie trzymał, dociskając moje plecy do swojej klatki piersiowej, po czym zaczął szeptać.
-Mogę ci zaoferować coś co będzie przyjemne dla mnie, ale nie koniecznie dla ciebie...Wiesz o czym mówię- powiedział i pocałował mnie w szyję. Płakałam głośno i krzyczałam, ale on nie dawał za wygraną.
-Albo odwiedziny w piwnicy- przestałam się wyrywać, po czym powiedziałam coś kompletnie nie w moim stylu.
-Czy jak pójdę do piwnicy...Zostaniesz ze mną?- szepnęłam końcówkę zdania i czekałam na jego reakcję. Zaczął się śmiać.
-A niby dlaczego miałbym tam siedzieć?- spytał logicznie
-Boję się...Nie chcę siedzieć tam sama- odwróciłam się w jego stronę a on spojrzał głęboko w moje wystraszone oczy.
-Dobrze...- Najzwyczajniej w świecie zgodził się.
-Ale jest warunek
-Jaki?- pomyślał chwilę, po czym powiedział
-Przyznasz mi się czy ciąża to prawda- jego wzrok był zabójczo skupiony na moich oczach.
-Jeśli przyznasz się teraz, unikniesz dodatkowej kary za kłamstwo a ja pójdę z tobą- powiedział spokojnie
-Tak, to prawda...Ale już nie jestem w ciąży.- powiedziałam z bólem w oczach. A na jego twarzy wymalowany był szok i złość...
-co?..Ale jak to kurwa już nie?- zaczynam się bać. Jest zły, a nawet bardzo zły. W skali od 1 do 10 to jest to 10 na pewno. Patrzy się surowo i intensywnie w moje oczy a strach mnie paraliżuje i nawet nie drgnę palcem.
-Po-ooroniłam- wyjąkałam.
-A u lekarza byłaś w ogóle? Skąd te przypuszczenia?- byłam, ale nie chciałam aby ze mną szedł. Zdawałam sobię sprawę, że przy moich dziennych stresach spowodowanych przez Justina ta ciąża może być zagrożona...A teraz on mnie zabije. Dosłownie mówiąc.
-B-bo jja byłamm u lekarza...jak spałeś- z każdą sekundą jego wyraz twarzy robił się coraz to poważniejszy.
-Ale co się stało?- spytał wściekłym tonem.
-J-ja nie wiem- skłamałam. Nie wyznam mu prawdy. Tylko bardziej się wkurzy. Z zamyśleń wyrwał mnie silny ból na policzku. Uderzył mnie. Spojrzałam na niego raptownie a obraz coraz bardziej mi się rozmazywał przed oczami przez zgromadzające się łzy.
-Dl-dlaczego mnie u-uderzyłeś?- łzy spłynęły a on stał beztrosko, niewzruszony przede mną.
-To wszystko twoja wina- powiedział z kpiną z szyderczym uśmiechem mówiącym "wcale mi do śmiechu nie jest...Zaraz cię zabiję"
-Nie!
-Tak!
-To twoja wina!- od razu zmrużył na mnie oczy.
-Ty dziwko!- uderzył mnie o wiele mocniej niż poprzednio, przez co upadłam na podłogę.
-Oh moja wina?- mówi i zaczął kopać mnie w brzuch. Krzyczę. Brak jakiejkolwiek reakcji.
-Prze-przestań!- krzyczę między płaczem błagalnie.
-Myślisz, że to moja wina?! Masz wszystko a ty mi się kurwa tak odwdzięczasz?! Oskarżasz mnie o takie rzeczy?! To tylko i wyłącznie twoja wina szmato! Nie dbałaś o życie tego dziecka tak jak powinnaś!- skończył kopać mnie, po czym stanął nade mną kiedy ja płakałam i zwijałam się z bólu.
-Wstawaj dziwko!- nie ruszyłam się. Ból nie pozwolił mi na to.
-Wstawaj mówię!- gdy ponownie nie zareagowałam, chwycił mnie mocno za włosy zmuszając do wstania. Chociaż w chwili obecnej nie nazwałabym tego staniem, a raczej klękaniem przed nim. Mój płacz był połączony z krzykiem.
-Zasada numer dwa!- krzyknął na co się wzdrygnęłam.
-Sz-aacune-ek
-I gdzie tu szacunek Lily? Nie słuchasz się! Chyba znasz zasady tak?powiedział nadal patrząc na mnie ozięble. Kiwnęłam w pośpiechu głową na tak, obawiając się kolejnego zbicia.
-Oświeć mnie! Zasada numer jeden!- szarpnął teraz tak za moje włosy, że głowa była skierowana prosto w jego stronę.
-Mów!
-P-posłuszeeństwo
-Zasada numer dwa
-S-szacunek
-Trzy
-Szczeerość
-Kim ja dla ciebie kurwa jestem, hm?- zaczyna się. Tyle razy będę cię szkolił aż się kurwa nie nauczysz! Kim ja dl...
-Mężem!- krzyknęłam razem ze szlochem. Uderzył mnie ponownie bardzo mocno.
-I pamiętaj kurwa o tym!...A teraz jadę do pracy- bezuczuciowym wzrokiem spojrzał na mnie a ja zwijałam się z bólu i płakałam, płaszcząc się przed nim.
-Ogarnij się i przygotuj na prawdziwy ból Lily. Jak wrócę to zapewniam cię, że pocierpisz. Postaram się zapewnić ci porządną lekcję, którą zapamiętasz do końca swojego życia. To co było teraz, traktuj jako rozgrzewkę.- powiedział i założył mi kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnął się szyderczo i wyszedł, trzaskając drzwiami. Kolejna fala łez zakryła moje policzki. Jeszcze przez jakiś czas leżałam na podłodze zwinięta w kulkę i płakałam. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym oparłam się o ścianę. Lekko uniosłam koszulkę i serce na chwilę mi stanęło. Zobaczyłam kilka dużych siniaków i lekkie przetarcia. Delikatnie dotknęłam obolałego miejsca opuszkami palców i syknęłam z bólu. Miałam metr od łóżka więc przeczołgałam się do niego. Złapałam jedną ręką łóżko a drugą ręką brzuch. Powoli próbowałam się podnieść. Wstałam najpierw na kolana, potem wolno wdrapałam się na łóżko. Stwierdziłam, że to jest ten moment. Moment, którego nie mogę wytrzymać z powodu ogromnego bólu. Sięgnęłam po strzykawkę ze środkiem przeciwbólowym o bardzo mocnym działaniu, który kiedyś schowałam za łóżkiem, w miejscu gdzie nikt do niego nie zagląda. Wzięłam igłę ze strzykawką napełnioną płynną substancją. Ponownie odsunęłam koszulkę, a moje tętno wzrosło. Nie wiem czy ze strachu czy z bólu, czy może przez to jak źle wygląda boczna część mojego brzucha. Przyłożyłam igłę do bolącego miejsca i ze zdenerwowania przygryzłam wargę. Wiedziałam, że będzie to bolesne, ale w tym momencie nie miałam innego wyjścia. Tak czy inaczej cierpiałam. Szybkim ruchem wbiłam igłę w obolałe miejsce. Jęknęłam i skrzywiłam się. Wstrzyknęłam całą zawartość. Z powrotem schowałam na miejsce przedmiot i naciągnęłam na obolałe miejsce koszulkę. Leżałam na łóżku, czekając aż zacznie działać. Nie mogę tak żyć. Iss ma rację. Co on zamierza mi dziś zrobić? Zabić? Jeśli nie to jestem tego świadoma, że ból będzie nie do zniesienia. Już nie chcę. Odwróciłam głowę chcąc pozbyć się tych wszystkich dręczących myśli, a mój wzrok utkwił na znanym mi dobrze telefonie. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i wzięłam go, po czym wybrałam numer do Isabel. Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał. Czwarty sygnał. Poczta głosowa. Nagram jej się...To nie może czekać,
-Iss to ja.- powiedziałam załamanym głosem co chwila pociągając nosem.
-Emm...Mam dość!- zaczęłam znów płakać.
-Wyjeżdżam od niego! Zabieram Jazzy. Nie mam siły na takie życie! Czy ja na to zasługuję? Nie chcę tak żyć! Z nim żyć!- wzięłam głęboki oddech.
-W każdym razie zabieram ją i jadę przed siebie. Przenocujemy dziś w hotelu, a jutro...-głos mi się załamał i na chwilę przestałam, aby się trochę uspokoić, po czym powiedziałam pół szeptem...
-A jutro jakoś będzie. Pa.- zakończyłam nagrywać wiadomość głosową i już praktycznie nie czułam bólu. Zaczęło działać. Wstałam i zabrałam się za pakowanie rzeczy. Kiedy już je spakowałam, poszłam do pokoju Jazzy i zaczęłam pakować jej rzeczy. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. To była Isabel. Chwilę stała jak słup, aby po chwili mocno mnie do siebie przytulić.
-Boże! Jak ty wyglądasz! Co ci zrobił?- przejęta panikowała
-P-pobił mnie- zaczęłam płakać w jej ramię.
-Jedź. Wiedz, że dobrze robisz. Ale czemu hotel? Przecież możesz zostać u mnie.
-Nie! Wie gdzie mieszkaszz. Pierwsze co to przyjedzie do ciebie w poszukiwaniu mnie.
-No fakt. Masz samochód?
-Wezmę jego
-Wykluczone skarbie. Wtedy to bez problemu cię znajdzie! Weź mój.
-Dziękuję, ale i tak już dużo dla mnie robisz- spojrzała spod byka.
-Lily, nie wkurzaj mnie nawet! Bierzesz moją pamelkę i jedziesz- wariatka, która nazywa samochody i którą kocham bardzo mocno. Jest moją mamą, siostrą i przyjaciółką w jednym..Nic nie odpowiedziałam tylko ponownie się w nią.
-Miałaś rację
-Z czym?
-Z tym środkiem przeciwbólowym
-Używałaś go? Aż tak bolało? Lily. Nie możesz go używać tylko na siniaka spowodowanego plaskaczem. To jest bardzo silny środek!- skarciła mnie
-Al-le j-ja nie na to- szepnęłam po czym podniosłam koszulkę do góry. Isabel zakryła usta ręką, po czym przejechała lekko opuszkiem palców po sińcach.
-Dorwę gnoja...Zapierdole. Uciekaj dziewczyno i to szybko! Gdzie on teraz jest?
-W pracy. Muszę jeszcze jechać po Jazzy. Jest u Patie. Zawiozę cię do domu. Jesteś pewna co do samochodu?
-Jak diabli. Masz uciec od niego. Tego jestem pewna. Daj rzeczy i jedziemy.- spakowałam rzeczy do samochodu, po czym Iss wsiadła a ja jeszcze raz spojrzałam na wnętrze domu, po czym zamknęłam go i wsiadłam na miejscu kierowcy, ruszając z nadzieją na lepsze życie. Odwiozłam przyjaciółkę i pożegnałam się z nią...


Stanęłam samochodem pod bramą domu, w którym była córka. Wysiadłam samochodem i podeszłam do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem.
-Cześć kochanie! Ty po Jazzy?
-Tak, ja właśnie...
-Mama!- córka podbiegła do mnie i wtuliła się we mnie. Wzięłam ją na ręce i podziękowałam Patie za pomoc.
-A może wejdziesz?- spytała, uśmiechając się do mnie. Nadal się zastanawiam, jak taka przemiła kobieta jak Patie mogła urodzić takiego potwora pozbawionego uczuć jakim jest Justin.
-Nie dziękuję. Muszę jeszcze gdzieś jechać.
-Gdzie?- zawsze była ciekawa wszystkiego.
-Aa...mam coś ważnego do załatwienia. Takie moje bzdety.- wysiliłam się na lekki uśmiech.
-No skoro tak
-Do zobac...- przerwała mi
-No proszę! Justin jedzie.- momentalnie zrobiło mi się gorąco. Szybko się odwróciłam. Nie ma szans na to, żeby mnie nie zauważył. Jazmyn wymknęła mi się z rąk i pobiegła do niego. Panika zawładnęła moim ciałem.


Justin's POV :


Co jest? Co ona tu...czyj to samochó...Zaraz zaraz...
-Tata!- pisnęła uśmiechnięta Jazzy i wyciągnęła do mnie ręce. Wziąłem ją, po czym zacząłem iść w stronę Lily i mojej mamy. Jeśli to jest to o czym myślę to z Lily będzie nieciekawie. Bardzo nieciekawie...
-Co ty tu robisz?- rzuciłem nieprzyjemnym tonem, żałując tego, gdyż matka spojrzała na mnie surowo.
-J-ja przy-przyjechałam ppo Jazzy- wydukałam, dalej będąc w transie szoku.
-Kochanie, czemu się jąkasz?- uśmiechnąłem się szyderczo, znając odpowiedź na to pytanie.
-Z-zaschło mi w gardlle- oj, kłamczucha. Zawsze gdy się boi to się jąka.
-Oczywiście- chytry uśmiech i jedziemy. Chce grać? Proszę bardzo.
-To może wejdziecie?- spytała moja lekko zdezorientowana mama.
-Nie mamo... Będziemy lecieć- dzięki za wszystko. Pożegnaliśmy się a ja kątem oka widziałem niepokój na twarzy Lily.
-Kochanie, nic ci nie jest? Jakoś zbladłaś- moja mama zapytała. Spojrzałem lekko spod byka na Lily, dając jej do zrozumienia, że ma wymyślić jakieś sensowne kłamstwo.
-Jestem trochę zmęczona. W porządku- ma szczęście...ale nie na długo. Tylko wrócimy do domu a raz na zawsze. Powtarzam na zawsze zapamięta ten dzień. Dzień w którym złamała wszystkie zasady...



Heej :)

Przepraszam za przerwę w blogu, ale miałam pewnego rodzaju kryzys :/ Kilka razy podchodziłam do pisania tego rozdziału no i jest coś takiego...Nie wiem czy się podoba ale proszę zostawcie po sobie ślad. Mam pomysły na nowe opowiadania, ale to będę prowadziła nadal. Jedyne co mogę powiedzieć to przepraszam! Żeby jakoś złagodzić waszą złość, rozdział dodałam długi, pomimo trudności z utworzeniem... Zaskoczeni takim obrotem akcji?? Piszcie w komentarzach ;)

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 13

CZYTASZ - KOMENTUJESZ

Justin's POV :

Otworzyłem lekko oczy, pochylając się lekko z zamiarem wstania, lecz Lily miała głowę na mojej klatce piersiowej. Swoimi drobnymi ramionkami obejmowała mój brzuch słodko śpiąc. Z powrotem położyłem się, dokładnie jej się przyglądając. Wyglądała tak ślicznie i bezbronnie. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Gdybyśmy wzięli rozwód, choć to nigdy w życiu się nie stanie, to nawet siłą, zmusiłbym ją do ponownego zawarcia małżeństwa ze mną. Pff...Po co nawet tak myśleć, ona nigdy ode mnie nie odejdzie. Od teraz będę ją bardziej pilnował. Chwila nieuwagi i już jakiś banalny pomysł o rozwodzie w jej główce. Mam nadzieję, że nigdy już nawet o tym nie pomyśli. Dostała karę. Musiałem tak ją ukarać, będzie ślad. Jest ślad nie ma niejasności. Będzie miała nauczkę. Lily bardziej wtuliła się we mnie, na co się uśmiechnąłem i odgarnąłem jej włosy z twarzy. Takie niewiniątko. Spojrzałem na jej zabandażowany nadgarstek. Będę musiał zmienić go, ponieważ krew przeciekła i przez bandaż. Zaczęła się lekko rozbudzać, a ja wpatrywałem się w nią. Przetarła oczy rękoma jak małe dziecko, co było urocze i spojrzała na mnie.
-Co?- zapytała jeszcze trochę nieprzytomna.
-Nico- w żartach wytknąłem na nią język. Chciała wstać, ale w porę ją do siebie docisnąłem. No chyba nie zamierza wstać tak po prostu z łóżka?
-A ty gdzie?- zmieniłem głos na trochę bardziej poważny. Już mi zaczyna działać na nerwy. Dobra, spokój. Przecież nie pobiję jej.
-Chciałam wstać- zdziwiła się.
-A pozwoliłem?- warknąłem. Prychnęła cicho.
-Mam cię pytać o zgodę?- czy ona ze mnie kpi?
-A to jakiś problem?- byłem zdziwiony i wkurzony na jej reakcje.
-To co, jak będę chciała użyć szamponu to też mam cię zapytać?- irytowało mnie to coraz bardziej.
-Za dużo sobie pozwalasz- zmrużyłem na nią oczy.
-Jeśli ci nie pozwalam, to znaczy NIE POZWALAM!- uniosłem się.
-Nie denerwuj się tak, chyba mam prawo zadecydować czy już wstaję z łóżka czy nie.- odparła logicznie.
-Właśnie nie Lily. Może ja nie chcę abyś wstawała co? Jesteś samolubna, myślisz tylko o sobie.- byłem już wkurwiony. Wstałem energicznie i założyłem leżące koło szafy czarne rurki. Wyszedłem i trzasnąłem drzwiami. Nie mogłem tam z nią więcej być. Źle by to się dla niej skończyło, ale nie mogłem teraz tak po prostu się uspokoić. Nerwowo chodziłem po domu.

Lily's POV :

Ja samolubna? Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Co go ugryzło? Przecież wczoraj było dobrze, to znaczy nie licząc ranka i południa. Wieczór był jak na małżeństwo przystało. Nie mogę mu ufać, ale kiedy traktuje mnie jak należy to tracę zmysły i rozsądek. Siedziałam tak jeszcze na tym łóżku, aż usłyszałam głośny huk. Szybko się poderwałam z łóżka i zbiegłam na dół. Zobaczyłam w salonie stłuczone lustro. Zdezorientowana zderzyłam się z jego groźnym spojrzeniem. Justin wpadł w furię, podchodząc do komody, zbijając również wazon. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Ciągle obserwując jego ruchy, ten zbił kolejną rzecz. Dość! Szybko podbiegłam do niego. Bosymi stopami biegnąc przez odłamki. W tym momencie kompletnie mnie to nie obchodziło.
-Justin! Justin co ci jest?- chwyciłam obiema rękoma, po obydwu stronach policzków chłopaka. Patrzyłam na jego puste spojrzenie, które bardzo uważnie patrzyło na mnie. Widziałam jak jego ciało lekko się trzęsie ze złości. Nadal żadnej reakcji. Nie czekając na jakikolwiek ruch z jego strony, oplotłam swoje rękę wokół jego tali i wtuliłam się mocno w niego.
-C-co robisz?- stał lekko sparaliżowany i omotany.
-Przytulam Cię...Nie wiem czemu się zezłościłeś, ale nie chcę żeby coś ci się stało.- Był zdziwiony, ale po chwili również mnie przytulił. Poczułam jak jego mięśnie się rozluźniają, by po chwili znów były napięte.
-Lily...- powiedział szorstkim głosem.
-Co?- znów mu coś nie pasuje? A może mnie pobije?
-Jesteś na boso- oderwał się ode mnie i spojrzał tępo na mnie, po czym przeniósł wzrok na moje stopy, a ja po prostu wolałam nie patrzeć.
-Kurwa- powiedział bardziej do siebie, po czym podniósł mnie i położył na kanapie.
-Nie ruszaj się stąd Lily- powiedział groźnie. Nie zamierzam. Dopiero teraz zaczynam odczuwać szczypanie na moich stopach. Po chwili Justin przyszedł i widziałam co ma w ręce. Na samą myśl przeszedł po mnie nieprzyjemny dreszcz. Ale to będzie szczypać! Justin uniósł lekko moje nogi, po czym usiadł i ułożył je sobie na kolanach. Wziął do ręki pęsetę i chciał wyciągnąć odłamek szkła lecz ja to uniemożliwiłam i szybko zabrałam nogę.
-Lily, dawaj nogę- wyciągnął rękę, dając znak, abym mu ją dała. Widziałam, że próbuje zachować spokój, ale wewnątrz się gotował. Chcąc, nie chcąc powoli dałam mu swoją nogę. Justin delikatnie ją złapał, po czym wzmocnił uścisk na tyle, abym nie mogła ponownie mu jej zabrać. Zaczął wyciągać odłamki szkła.
-Ałaaa! To boli!- powiedziałam głośniej ze łzami w oczach.
-Wiem, ale chyba nie zamierzasz mieć tych szkieł na zawsze co?- widziałam jak uważnie to robi.
-Nie- wyszeptałam , po czym zakryłam swoją dłonią buzię, powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem. Nie chciałam na to patrzeć i jedynie przechyliłam się lekko do tyłu i oparłam plecy o poduszki. Zamknęłam oczy...
-Jeszcze chwila- Justin powiedział, po czym wyciągnął chyba już ostatni odłamek.
-Teraz może za szczypać- Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować. Zaczął pocierać krwawiące miejsca gazą z wodą utlenioną. Wzdrygnęłam się kiedy to zrobił po raz pierwszy i głośno pisnęłam. Nie obchodziło mnie już czy będę płakać czy nie. Łzy zaczęły moczyć moje policzki. Kiedy już skończył zabrał się za bandażowanie stóp. Delikatnie zaczął je owijać, po czym spojrzał na mnie.
-Ty...Ty płaczesz?- nie wiem dlaczego, ale był zdziwiony. Przecież jeśli mnie to boli to to normalne. No tak...Przecież to jest Justin Bieber. On nie wie co to ból.
-Boli mnie- spuścił wzrok.
-Dlaczego to zrobiłaś?- spytał nie patrząc na mnie, kontynuując bandażowanie.
-Usłyszałam huk, a potem...Potem zobaczyłam cię. Wpadłeś w szał i...-Przerwał mi
-Nie musiałaś tego robić- powiedział oschle. Pomogę, źle...Nie pomogę, jeszcze gorzej.
-Bałam się- powiedziałam cicho, spuszczając wzrok na moje ręce, które zdawały się być taaakie interesujące.
-O co?
-O ciebie- nagle przerwał bandażowanie i spojrzał na mnie. Widziałam w nim taką jakby nadzieję. Uśmiechnął się lekko. Nagle zadzwonił telefon. Justin wstał i odebrał. Obserwowałam go i nie wiem o co chodzi, ale jego oczy nagle pociemniały i zaczął do mnie podchodzić.
-Skarbie- powiedział i zmrużył na mnie oczy, a mi zaczął robić się kisiel w gaciach.
-Nora dzwoni odnośnie papierów rozwodowych- trochę spanikowałam
-Halo?- Justin obserwował mnie uważnie
-Tak...Tak, już nieważne. Na pewno.- rozłączyłam się i niepewnie podałam mu telefon .
-Co mówiła?- Był spięty i zły
-Czy to prawda, że odwołuję rozwód i czy na pewno.- złość zniknęła z jego twarzy i jak to na niego przystało, wszystko jest już pięknie i ok. Boże, jaki on zmienny.
-Co teraz będziemy robić?- spytałam cicho, widziałam jak się zastanawia.
-Hmm...Na co Lily może mieć ochotę?
-Najchętniej to bym gdzieś wyszła. Już dawno nie wychodziłam z domu.- skrzyżował ręce i zrobił zdezorientowaną minę.
-No trochę nie bardzo możesz chodzić.
-Ta- miał rację. Czyli przez parę kolejnych nudnych dni będę zastygać w tym domu. Oh jak się cieszę! Rzygam! Justin podszedł do mnie i z powrotem usiadł obok.
-Jak twoja ręka?- powiedział trochę poważny. Zanim zdążyłam coś powiedzieć on wziął ją, po czym zaczął odwijać ostrożnie bandaż. Zapewne teraz wyglądam jak chodzące nieszczęście. Albo i niechodzące. Nogi w bandażach, ręka w bandażu. Ugh...
-Goi się- stwierdził
-Ale boli- spojrzał na mnie
-Bardzo boli- szepnęłam ze łzami. Oczy znów mu pociemniały i zmrużył je, uważnie wpatrując się w moje.
-Kara to kara Lily. Poboli, poboli i przestanie. Bez powodu ich nie masz. Wyglądasz jak aniołek, ale nie zawsze się tak zachowujesz. Nie mogę pozwolić na to, żebyś na przykład mi pyskowała. Nie wiem czy kiedyś zrozumiesz, ale będę cię karał dopóki nie zaczniesz się poprawnie zachowywać.- poczułam chwilowy paraliż.
-A teraz nie rób już z siebie sierotki kotek i zamów bardzo pięknie jedzenie a ja posprzątam to co odjebałem.
-Mogę przeklinać?- zdziwił się po czym się zaśmiał
-Nie, nie możesz szkrabie- aha. To niech lepiej już idzie posprzątać to co "ODJEBAŁ". Wniosek? On może wszystko, a ja nic. Dziękuję.
-A ty możesz?- ponownie zmrużył na mnie oczy.
-Wydaje mi się, że zbyt mało dziś pocierpiałaś co?- szybko zaprzeczyłam głową.
-To teraz GRZECZNIE zrób co ci mówiłem kotek- powiedział szorstko, akcentując słowo grzecznie. Cmoknął mnie w usta i poszedł...


HEJ :D
Wiem, że trochę czekaliście, ale mam nadzieję, że warto było. Justin i jego bipolarność. Jak myślicie? Zmieni się? A może Lily się odważy i odejdzie od niego? 
Do następnego :D







piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 12

 CZYTASZ - KOMENTUJESZ
Im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział :D

Justin's POV :

Zabrałem się za bandażowanie ręki Lily, kiedy ona leżała i patrzyła swoimi zapłakanymi oczami w sufit. Nic nie mówiła, leżała spokojnie, głośno oddychając, co chwilę robiąc kwaśną minę, spowodowaną przez wodę utlenioną. Powiedziała suka, że mnie nienawidzi? Oh, jak mi przykro. Ma kurwa problem. Podejrzewam, że ona wcale nie jest w ciąży...Równie dobrze mogła to sobie wymyślić, aby unikać kar. Szczerze? Nie wierzę jej, to kłamczucha. Choć nie zliczę ile razy dostała za kłamstwo, ona nadal w to brnie. Jestem ciągle przy niej, ale żadnych objawów ciąży. Może to i za wcześnie, ale chociażby mdłości. Pamiętam, kiedy była w ciąży z Jazmyn co pięć minut latała do łazienki. Teraz zachowuje się normalnie.
-Kiedy idziesz do lekarza?- zapytałem. A może w ogóle nie pójdzie? Bo niby poco, skoro w ciąży raczej nie jest. Otworzyła swoje suche usta.
-Nie wiem- Głos się jej załamał, podejrzewam, że od płaczu.
-Dziwi mnie to, że jeszcze nie byłaś. Nawet żadnej wizyty nie masz ustalonej Lily.- Spojrzałem na nią trochę groźnie.
-Przez najbliższy czas nie pójdę na pewno- Powiedziała półszeptem, patrząc na mnie z obrzydzeniem.
-Oh, a to niby dlaczego?- zaśmiałem się, a ona od razu zmrużyła na mnie oczy. Nic nie odpowiedziała, jedynie spojrzała na swoją już prawię zabandażowaną rękę. Zrozumiałem o co chodzi.
-I tak musisz iść...Nie martw się o rękę, mam pewien sposób, abyś pięknie kłamała przed wszystkimi kotek.- Wzięła głęboki oddech.
-Jaki?- już widziałem jak jej oczy błyszczą, łzy gromadziły się w jej oczach...Irytuje mnie. Coraz częściej płacze. Mniejsza z tym, jak chce to niech sobie płacze...Mój plan jest niezły, dzięki niemu nikomu nie piśnie ani słowa o tym drobnym incydencie sprzed kilku minut. Zmrużyłem na nią oczy, bo wiem, że to działa i zrobiłem surową minę.
-Jeśli piśniesz słówko o tym, że to dzieło, które masz na ręku to moja sprawka, to uwierz mi, że nie będziesz miała kolorowo...Jeśli ktoś cię zapyta, co to jest, po prostu powiesz: Pocięłam się, ponieważ brakuje mi Justina. Ostatnio dużo pracował i chciałam zwrócić na siebie uwagę...Mniej więcej będziesz tak mówić. Jeśli nie będziesz trzymać się mojej wersji dopilnuję tego, abyś znalazła się w psychiatryku. Zamkną cię, będą mieli powody. Na przykład ten, że się tniesz, że jesteś niestabilna emocjonalnie, że masz obsesję na moim punkcie. Do tego dam im kasę i załatwione kochanie.- Widziałem szok na jej twarzy. Zaczęła szybciej oddychać. Oh serio nie wiedziała, że jestem do tego zdolny?

Lily's POV :

PSYCHOL! PSYCHOL! PSYCHOL! On mnie coraz bardziej przeraża. Przeraża mnie też fakt, że on faktycznie jest zdolny do takiego czegoś.
-To jak? Będziesz grzeczną dziewczynką skarbie? Czy mam już czytać do jakiego by tu szpitala cię wysłać? Choć mam ogromną nadzieję, że będziesz jednak grzeczną dziewczynką, gdyż nie wiem czy byłbym w stanie wytrzymać tyle bez ciebie.- Powiedział z szyderczym uśmieszkiem i zaczął jeździć palcem po moim brzuchu. Mam dość jego dotyku!
-Nie dotykaj mnie- powiedziałam z trudem, on spojrzał na mnie z kpiną.
-Jak ty to sobie wyobrażasz? Miałbym cię nie dotykać? Niby po co, skoro tylko ja mam do tego prawo.- gdy mówił jego mina robiła się coraz to bardziej poważna.
-A kto ci to niby powiedział?- nie obchodziło mnie w tym momencie czy go wkurzę, czy też nie.
-Jesteś kurwa moja słonko i grzeczniej!- mówił pewnie i stanowczo z lekko podniesionym tonem.
-Bo co? Bo jestem twoją żoną?- nie wiem czy dobrze robię, ale inaczej w tym momencie nie mogę. On nachylił się nade mną i zaczął szeptać.
-Bo ja tak powiedziałem kotek.- Położył się na mnie, czego nie chciałam. Teraz najchętniej zostałabym sama i zaczęła żałośnie płakać.
-Możesz ze mnie zejść?- Zapytałam cicho i usłyszałam jego chichot.
-Nie chcesz się pobawić? Tak jak dorośli?- uniósł brew i uśmiechnął się chytrze.
-Nie. Proszę zostaw mnie.- szepnęłam. Robiłam się coraz bardziej zmęczona. Zobaczyłam 21:36 na zegarku.
-Wiem, że chcesz. Nie wstydź się kotek.
-chcę spać- Mam nadzieję, że mnie zostawi.
-Oh, przestań, jest za wcześnie na spanie- powiedział i zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi, bawiąc się przy tym moimi włosami.
-Justin, na prawdę jestem zmęczona, proszę cię, daj mi po prostu iść spać.- wymamrotałam.
-Dobra, właź pod kołdrę.- powiedział patrząc na mnie spod byka, po czym zaczął zdejmować swoją koszulkę jak i spodnie. Nie sądziłam, że tak szybko odpuści. Dziękuję bardzo pięknie. Weszliśmy pod kołdrę, odwróciłam się do niego plecami. Justin objął mnie ręką w tali i przyciągnął do siebie. Moje plecy dotykały jego rozpalonego brzucha, co było przyjemne, biorąc pod uwagę fakt, że było mi zimno, ponieważ ciągle leżałam na tym łóżku w bieliźnie.
-Jesteś śliczna- szepnął mi do ucha. A to co? Aha, już jest okej i nie jest zły? Typowy Bieber.
-I taka seksowna, moja, słodka i taka mała.- odwróciłam się w jego stronę i patrzyłam na niego zdziwiona. On się uśmiechnął i mnie objął.
-Co się tak na mnie patrzysz?
-Wiesz...Ja cię kompletnie nie rozumiem.- zaczęłam zdziwiona.
-Czego nie rozumiesz kotek?- zapytał uśmiechnięty.
-Tego- przejechałam palcem po jego ustach, na których widniał uśmiech. On objął mój palec swoją ręką i pocałował go.
-I tego, że teraz się tak zachowujesz jak gdyby nigdy nic.- patrzył na mnie zdezorientowany, ale był spokojny.
-Czyli?
-Przed chwilą straszyłeś mnie psychiatrykiem, a teraz? Popatrz na nas.
-shhh...
-I zrobiłeś mi to- wskazałam na swoją rękę a w oczach zaczęły gromadzić się łzy. On złapał za moją rękę.
-Lily, nie myśl o tym- powiedział i przytulił mnie mocniej.
-Ale ja nie rozumiem- patrzył na mnie, tym razem bez uśmiechu.
-Znowu zaczynasz?- zapytał poirytowany.
-Po prostu chcę zrozumieć- powiedziałam już przegrana. Przejechał ręką po moim brzuchu i po biuście, aż zatrzymał rękę na moim policzku.
-Nie zaprzątaj sobie tej główki słonko- powiedział i mnie pocałował w czoło.
-Może pojedziemy na jakieś mini wakacje? Tak we dwoje, co ty na to?- Nie wiem czy mam się bać, czy może cieszyć.
-A gdzie?- spytałam cicho, bawiąc się jego włosami. Nie ukrywam, że pomysł z wakacjami fajny i zaskoczył mnie, ale co będzie jeśli na "wakacjach" też będzie mnie tak traktował? Nie chcę tego. A może to i dobry pomysł. Może odpocznie i będzie w dobrym chumorze. Trudno, zaryzykuję.
-A gdzie by chciała moja księżniczka?- uśmiechnął się. Gdzie Jest Justin? Bo chyba na pewno nie koło mnie. W ostatnim momencie podmienili mu mózg?
-Gdzieś gdzie jest ciepło- widziałam jak się zastanawia i po chwili patrzy na mnie.
-A co powiesz na Hawaje?- Jak sobie pomyślę...Wakacje na Hawajach, to jest to! Ale jak sobię pomyślę...Wakacje na Hawajach...z Justinem...To sama nie wiem co mam myśleć.
-Brzmi super- wysiliłam się na lekki uśmiech.
-A teraz śpij kotek- powiedział półszeptem i pocałował mnie w nos, a potem w usta. Zaczął pogłębiać pocałunek, a ja oddawałam się mu. Nie pytajcie mnie czemu teraz zachowuję się tak jak się zachowuję. Jakaś cząstka mnie nadal go kocha, właśnie takiego.
-Jesteś pewna, że nie chcesz seksu?- Zapytał przerywając pocałunek, patrząc mi w oczy.
-Sama nie wiem- powiedziałam cicho. Jestem zmęczona, ale wolę po dobroci niż z musu. Chodzi o to, że dziś "grzecznie" pyta mnie czy mam na to ochotę, ale jutro może już po prostu podejść do mnie, strzelić w twarz i zmusić mnie. Może lepiej zrobić to o co prosi?
-To jak?- zapytał podnosząc brew do góry.
-jeśli chcesz...- Justin energicznie wpił się w moje usta. Zaczął schodzić na szyję z pocałunkami i oderwał się ode mnie. Patrzył na mnie trochę dziwnie.
-Coś nie tak?- byłam zdezorientowana, a on położył się koło mnie i przytulił.
-Widzę, że jesteś zmęczona. Dziś już nie chcę cię męczyć. Poza tym sprawdzałem czy ty nadal chcesz po dobroci uprawiać seks ze mną.- Uśmiechnął się, co ja też odwzajemniłam. A tak poza tym, Justin wziął sobie moje słowa do serca i powiedział uprawiać seks a nie pieprzyć. Nie mogę rozszyfrować tego człowieka. Raz nie mogę zrozumieć skąd u niego tyle nienawiści do mnie, a raz czemu nagle jest taki dobry...Teraz jest mi przyjemnie i ciepło, nie boję się i jestem zmęczona...Zasnęłam...



Heej :D
Rozdział szybciej, ponieważ ostatnio nawaliłam...Podoba się?
POZDRAWIAM :**


środa, 5 listopada 2014

KONTAKT ZE MNĄ :D

 ZAŁOŻYŁAM GG...MACIE ZE MNĄ KONTAKT xD


NUMER GG:

51980919

Liebster Award x2 :D

BARDZO DZIĘKUJĘ Sylwka W I Wercia Belieber ;3 ZA NOMINACJĘ :**

Pytania od Sylwka W :

1.Jak masz na imię?
Kinga
2.Skąd pomysł na bloga?
Wcześniej czytałam inne blogi i pomyślałam...a gdyby tak spróbować sama coś napisać ? I tak oto jest :D
3.Jak długo piszesz ff?
Zaczęłam 1 sierpnia
4.Ulubiony kolor?
Nie mam jednego, ale z pośród tych wg mnie najfajniejszych: czarny, siwy, bordowy, turkusowy.
5.Ulubiony piosenkarz/piosenkarka ?
Na pewno będzie to Justin Bieber, Beyonce
6.Co cię motywuje?
Myślę, że najbardziej komentarze (w szczególności te długie :3)
7.Pisanie FanFiction sprawia ci radość ?
Wielką
8.Skąd pasja do pisania ?
Znikąd xD Pewnego dnia, obudziłam się z myślą: Dziś założę bloga :D (Tak to było...mniej więcej xD)
9.Ulubiony blog ?
Mam więcej niż jeden
10.Co cię domotywyje do pisania ?
(Chodzi zapewne nie o motywację xD) Sama nie wiem...
11.Chciałabyś mieć życie takie jak w Twoim opowiadaniu ?
Nie dziękuję :D

Pytania od Wercia Belieber ;3 :

1.Pierwsza rzecz jaką robisz po wstaniu z łóżka ?
Siadam na łóżku i zastanawiam się co mam ze sobą zrobić xD
2.Ukochane kwiaty ?
Na pewno: storczyki,  goździki, róże i kaktusy :3
3.Wymarzona fryzura?
Czasem chciałabym mieć czarne, kręcone włosy+grzywka na prosto...To co mam na głowie to zupełne przeciwieństwo xD
4.Na co będziesz spoglądać za 20 lat?
Pożyjemy, zobaczymy, no nie? :D
5.Największy strach ?
Robactwo...Głównie pająki  :{
6.Marzenie ?
Jedno z nich: Mieszkać za granicą i mieć cudownego męża z gromadką dzieci.
7.Od kiedy piszesz bloga ?
Zaczęłam 1 sierpnia
8.Jak spędzasz wolny czas ?
Albo słucham muzyki, albo oglądam filmy, albo ze znajomymi się spotykam...Ewentualnie śpię xD
9.Masz najlepszego przyjaciela/przyjaciółkę ?
Taaak
10.Ulubiony blog?
Mam więcej niż jeden
11.Najbardziej śmieszy cię...
Moja siostra xD


NOMINUJĘ

1.http://it-is-really-happening-fanfiction.blogspot.com/
2.http://sztuka-kochania-fanfiction.blogspot.com/
3.http://mojecierpienietodlaciebierozkosz-jbff.blogspot.com/
4.http://on-life-jb-ff.blogspot.com/
5.http://therightman-fanfiction.blogspot.com/
6.http://please-dont-hurt-me.blogspot.com/



JESZCZE RAZ WAM DZIĘKUJĘ <3 !!


PYTANIA DLA NOMINOWANYCH :
1.Pisanie bloga sprawia ci przyjemność?
2.Jaki rodzaj ff lubisz najbardziej ?
3.Najgorsza rzecz to...
4.Ile masz lat ?
5.Co zachęciło cię do pisania ff ?
6.Jak często piszesz ff ?
7.Masz jakieś zwierzę ?
8.Twoje największe marzenie?
9.Chciałabym wyglądać jak...
10.Twoje ulubione słodycze ?
11.Ulubiony film ?










wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 11

Przeczytajcie pod rozdziałem ;)

Lily's POV:

Otworzył oczy i prychnął, śmiejąc się. Zaczął kręcić głową z niedowierzaniem nadal się śmiejąc. Nie wiem jak mam odebrać jego reakcję, ale już czuję jak moje ciało się trzęsie.
-Lily...- zaciągnął się powietrzem. Leżałam, głupio gapiąc się w sufit ze łzami w oczach.
-Wiesz...Wiedziałem, że kiedyś to powiesz i szczerze mówiąc zrobię tak jak ci obiecałem.- Od razu spoważniał, uśmiech zniknął z jego twarzy.

Flaschback

Zaczęłam się cofać, ale on złapał mnie brutalnie za nadgarstki i wysyczał do ucha.
-I nawet nie myśl o rozwodzie Lily bo wtedy będziesz żałowała że się w ogóle urodziłaś...Zgotuję ci piekło...

-A-ale przecież zmieniłam zdanie- moje ręce bardzo się trzęsły jak i reszta mojego ciała. Nie mogę wziąć rozwodu mam mieć drugie dziecko. Gdyby nie Isabell nie rozważyłabym opcji wzięcia rozwodu. Wiedziała jaki jest Justin. Gdy wyrządzał mi krzywdę, zawsze szłam do niej, mówiłam jej co mi zrobił, płakałam jej w ramię. Ona wszystko wiedziała, ale grała przy nim. Od dłuższego czasu namawiała mnie na rozwód, ale on ma firmę, jest bogaty, utrzymuje mnie przy życiu. Wiem, że Isabell pomogłaby mi, ale ja nie chcę jej obciążać, też ma swoje problemy. Justin ma znajomości i jeśli bym "przeżyła" do rozprawy to zrobi wszystko żeby odebrać mi Jazmyn. Nie chcę tego.
-Dlaczego zmieniłaś zdanie?- zapytał mrużąc oczy. A ja poczułam pierwszą łzę na policzku.
-B-bo jesteś ojceem moich dzieci...niee mam gdzie iść.- ostatnie wyszeptałam. A on prychnął.
-A więc chodzi ci tylko o sprawy materialne?- podniósł swój ton na co ja bałam się jeszcze bardziej.
-N-niee-płakałam i kiwałam głową na nie, chcąc go uspokoić.
-To oświeć mnie jeszcze raz...Kochasz mnie kurwa?- Teraz złapał za mój przypięty nadgarstek i mocno go ścisnął, po czym bardzo blisko przysunął się do mnie. chwilę milczałam i patrzyłam w sufit, po czym przeniosłam wzrok na niego. Byłam zapłakana i przestraszona.
-Tylko wtedy, kiedy jesteś dla mnie dobry- Ponownie zamknęłam oczy, wypuszczając następne krople łez na policzki. Moje ciało niemiłosiernie się trzęsło. Bałam się, że coś mi zrobi, albo zabije.
-Boisz się mnie?- zapytał. Otworzyłam oczy,zszokowana jego pytaniem. Jakby nie wiedział. Widziałam zdezorientowanie w jego oczach, ale i pewnego rodzaju ból? Nie rozumiem...
-Teraz tak- szepnęłam patrząc na niego.
-Przecież powiedziałaś, że zmieniłaś zdanie, tak?- uniósł brwi, a ja kiwnęłam głową na tak.
-To w czym problem?- zapytał lekko wkurzony.
-Nie wiem...-Powiedziałam smutno, a on wstał i wyszedł z pokoju. Słyszałam jak z kimś rozmawia przez telefon, po czym wrócił.
-Odepniesz mi te kajdanki? To boli- Popatrzył na mnie spod byka, potem na moje ręce i znowu na mnie, aż w końcu sięgnął kluczyk ze swojej kieszeni i odpiął moje nadgarstki, które bolały niemiłosiernie, zaczęłam je pocierać, po czym podniosłam się do pozycji siedzącej. Kiedy już miałam się podnieść, Justin chwycił mnie mocno za ramię i przyciągnął do siebie. Zaczęłam lekko panikować, co on zamierza?
-Shhh, nie bój się. Bądź grzeczną dziewczynką to nic ci nie zrobię.- Wyczułam rozbawienie w jego głosie, ale wiedziałam, że nie żartuje.
-A teraz cię ubiorę kotek i nie waż się wyrywać- powiedział groźnie na mnie patrząc.
-Ale...-Wziął mnie na swoje kolana, po czym zaczął mnie ubierać.
-Lily, cicho- skarcił mnie, mrużąc przy tym oczy. Kiedy mnie ubrał chciałam wstać, ale złapał mnie za talię i ponownie posadził na kolanach. Co jest kur...
-Czemu mnie nie puścisz?- szepnęłam, bawiąc się końcówkami włosów. Wiedziałam, że teraz uśmiechał się chytrze.
-To nie koniec Lily- powiedział i podniósł mnie. Na moment się zawiesiłam, on mnie zabije, tak?
-C-co zamierzasz- spytałam, lustrując ze strachem jego lewy profil.
-To, że zmieniłaś zdanie na temat rozwodu dziś, niekoniecznie oznacza to, że zmienisz zdanie za na przykład miesiąc.- powiedział stanowczym i poważnym tonem, a ja momentalnie zbladłam.
-Muszę mieć pewność Lily, że już nigdy, nawet nie pomyślisz o rozwodzie.- jakby kto pytał, to ja chcę mieć niebieskie kwiatki na grobie. Patrzyłam przestraszona na niego.
-Nie pomyślę, proszę- Znów płakałam.
-Jazzy jest w domu, nie...- Nie dokończyłam, ponieważ mi przerwał.
-Nie ma jej.
-Jak to, gdzie jest?
-U mojej mamy- uśmiechnął się do mnie, sadzając mnie na kanapie w salonie.
-A-ale, kiedy...
-Dzwoniłem do niej wcześniej, mówiłem, że ma wejść bez pukania i ma ją wziąć bo jesteśmy zapracowani i, że ma nam nie przeszkadzać.- Widziałam jaki był z siebie zadowolony bo jego kłamstwo było wiarygodne.
-Jak mogłeś. Co chcesz zrobić? Justin jestem w ciąży!- krzyknęłam z płaczem, trzęsąc się.
-Ta wiem...-tylko tyle powiedział
-Coo zrobisz?- szlochałam a on spojrzał na mnie i poszedł do kuchni.
Nie mogłam dłużej znieść tej paniki więc poszłam za nim i kolejny raz zapytałam...
-Co mi zrobisz?- Widok miałam lekko zamazany przez łzy. Odwrócił się do mnie i sztucznie uśmiechnął.
-Nie bój się kochanie. Myślę, że aż tak strasznie nie będzie.- puścił mi oczko, a ja nie wiedziałam czy mam uciec przez okno, czy może wybiec drzwiami. Justin podszedł do mnie, jedną ręką oplatając moje plecy, drugą natomiast podtrzymując mój podbródek abym patrzyła na niego. Popatrzył na mnie zimnym, mrożącym krew w żyłach wzrokiem.
-Skąd mam mieć pewność, że jesteś w ciąży? Równie dobrze mogłaś sobie to wymyślić żeby unikać kar.- Zmrużył oczy.
-Nie wierzysz mi? Jak możesz!-prawie krzyknęłam ze złości. Jak on mógł w ogóle pomyśleć o czymś takim?
-Nie tym tonem kurwa!- wrzasnął na co się wzdrygnęłam. Złapał mnie za włosy. Bolało ale dało się wytrzymać. Na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek, który mówił "nadal jestem zły dziwko".
-Dam ci wybór- Zaczął głaskać mnie po głowie, po czym zaczął mówić...
-Wybierz sobie karę kotku. Możesz...albo słodka niespodzianka albo przemyślisz sobie wszystko w piwnicy.- Teraz moje ciało było jak galaretka. Nie wiedziałam, że jest aż tak dla mnie podły! Przecież obiecywał, że WIĘCEJ TEGO NIE ZROBI!
-Jestem głupia! Jak mogłam uwierzyć w te twoje nic znaczące słowa...Na przykład słowo takie jak OBIECUJĘ!- Wrzasnęłam czym go zdziwiłam.
-Nie podnoś na mnie głosu szmato! Jesteś naiwną dziwką!- Jego oczy raptownie pociemniały, a twarz była bardzo poważna. Takiego Justina boję się najbardziej. Co miał na myśli mówiąc słodka niespodzianka?
-Masz trzy pierdolone sekundy na decyzję, a jeśli się nie odezwiesz to uwierz mi, że trzecia kara, o której ci nie powiedziałem, będzie najgorsza. Nie mogę stać jak słup, co on mi zrobi? Zabije?
-Jeden- zaczęłam się wyrywać, ale on złapał mnie tylko mocniej i wiedziałam, że już przegrałam. To było bez sensu. Nie miałam na tyle siły aby mu uciec, ale kiedy tylko mogłam, próbowałam.
-Dwa-wściekły patrzył na mnie jak opętany.
-Tr...-Natychmiast mu przerwałam
-Co to jest ta słodka niespodzianka?- Zapytałam cicho i smutno, spuszczając głowę na dół, pozwalając kolejny raz łzom spłynąć.
-Czy niespodzianka nie powinna zostać niespodzianką do końca?- uniusł brwi dodając do tego lekki zadziorny uśmieszek.
-Chce wiedzieć, aby wybrać- szepnęłam czując się całkowicie poddana.
-Nie musisz...Wybieraj Lily teraz. Wiesz, że nie jestem kurwa cierpliwy, po co to ciągniesz? Pytanie jest proste.- Powiedział jakby mówił o pogodzie. Nie rozumiem go kompletnie. Jak ja mogłam się zakochać w kimś takim jak on? Coraz bardziej wzmacniał uścisk, wiedząc, że w ten sposób mnie pospiesza. Nie chcę siedzieć w piwnicy! Na samą myśl czuję jak mnie skręca wszystko w środku. Runę na psychikę! Nie mam pojęcia co to jest ta zasrana "słodka niespodzianka". Ale chyba zaryzykuję.
-Słodka niespodzianka- powiedziałam z obrzydzeniem, patrząc zapłakana na niego, mając lekką nadzieję, że to wzbudzi w tym człowieku jakiekolwiek emocje.
-Idź do sypialni i się połóż, zdejmij bluzkę i spodnie.- Już wiem co to ma być za słodka niespodzianka. Bezlitośnie mnie przeleci jak jakąś dziwkę spod latarni. Wolę to niż tą piwnicę! Na jeszcze chwiejnych nogach poszłam do sypialni, rozebrałam się do bielizny i położyłam się. Zamknęłam oczy, kiedy usłyszałam kroki po schodach. Zaczęłam oddychać głęboko mając na celu rozluźnienie swojego napiętego ciała. Wszedł do sypialni, ale ja leżałam nadal z zamkniętymi oczami.
-Uprzedzam, że jeśli się ruszysz, to i tak dokończę swoje dzieło, ale oprócz tego lądujesz w piwnicy...Za nieposłuszność.- Poczułam jak bierze moją rękę. Zaczął delikatnie ją głaskać...CO TO KURWA?
-Przestań!!!- Zaczęłam raptownie płakać, po czym krzyknęłam próbując wyrwać moją rękę, ale Justin miał kamienny uchwyt. Ręka ani drgnęła. Przejechał żyletką po mojej ręce. Zrobił jedną prostą linię z wewnętrznej strony mojej ręki. Kreska w pionie zaczęła krwawić. Miała około pięć centymetrów. Cholera...Jak to boli!
-To kara Lily, przestań się wyrywać!- spojrzał spod byka, po czym widziałam jak przystawia żyletkę ponownie do mojej ręki, chcąc zrobić taką samą linie obok poprzedniej. Zrobił to.
-NIE!!!- Kopałam nogami w materac łóżka, płacząc jak głupia. Jego twarz była skupiona na tym co robi, ale jednocześnie była bardzo poważna, bezuczuciowa. Kiedy skończył robić drugą kreskę odłożył żyletkę wlepiając w moje oczy wzrok.
-I jak ci się podoba moja niespodzianka Lily?- ponownie lekko uśmiechnął się chytrze, zadowolony ze swojego dzieła.
-NIENAWIDZĘ CIĘ!!! JESTEŚ PSYCHICZNY!!!- dopiero po powiedzeniu tych słów zdałam sobie sprawę co ja narobiłam.
-Wiesz...miałem kończyć, ale wydaje mi się, że aż się prosisz o więcej.- Znów kamienna twarz, bez emocji. Widziałam jak bierze żyletkę w swoją lewą rękę i przymierza się do kolejnej linii. Zatrzymał się na chwilę. Popatrzył na moją rękę, na mnie, na rękę i uśmiechnął się lekko do siebie.
-Mam genialny pomysł kotek...Nie uwolnisz się ode mnie. Zrobię ci małą ściągę, abyś nigdy nie zapomniała do kogo należysz.
-Przepraszam, już będę grzeczna!!!...Nie rób tego!- kręciłam głową na nie, po części z zaschniętymi policzkami od płaczu, ale jak i mokrymi, patrząc na niego błagalnie.
-Shhh...Za dużo przeprosin, za mało działania Lily...Nie uważasz?- Znów żyletka zaczęła rozcinać moją skórę. Ryczałam niesamowicie. Nie chciałam na to patrzeć. Minęły kolejne chwile męczarni. Powieki zaczęły powoli opadać, poczułam klepnięcie na policzku.
-Nie śpij Lily...Gotowe skarbie- Pocałował mnie w czoło i zaczął bandażować rękę. Ostatkami sił podparłam się na łokciu aby zobaczyć moją rękę. To co zobaczyłam, przeraziło mnie.
-Starałem się kotek, żeby wyszło ładnie.- Powiedział, dumnie patrząc na rękę. "Kreski" okazały być się być inicjałem. Czuję wstręt do niego...NIENAWIDZĘ GO!!! ON JEST PSYCHICZNY!! POWINIEN SIĘ LECZYĆ! Łzy niepohamowanie leciały z moich oczu. Nad moim nadgarstkiem widoczny był napis: JB...



HEJ :D
Po pierwsze, przepraszam, że zaniedbałam bloga...Miałam dosyć napięty grafik, ale wynagrodzę wam to jakoś. Ktoś napisał, że chcielibyście mieć ze mną kontakt, a więc założę GG... W tygodniu podam wam mój numer. Rozdział nie sprawdzany xI...Dziękuję za ogrom KOMENTARZY jak i WYŚWIETLEŃ, to bardzo mocno uszczęśliwia, że to co piszesz podoba się innym...
Jeszcze raz przepraszam, dałam plamę, ale wynagrodzę :D








piątek, 24 października 2014

Rozdział 10

CZYTASZ-KOMENTUJESZ!!!
Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział!!!!!!

Justin's POV :

Kiedy Lily wyszła z łazienki stałem tam, wpatrując się skupiony w drzwi. Zaskoczyła mnie totalnie, tym, że...WSZYSTKIM! Że wygarnęła mi sporo faktów, ale tym, że jest w ciąży w szczególności. Cieszę się, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Nie jestem w stanie opanować swojej złości. Kocham moją rodzinę, ale nie zawsze pokazuję to we właściwy sposób. Wcześniej, kiedy Lily była w ciąży wszystko szło gładko, nie wściekałem się, nie podniosłem na nią głosu a co dopiero ręki...W głowie mi się to nawet nie mieściło. A teraz? Teraz...Martwię się jak to będzie. Zauważyłem, że ona mnie unika. Nawet jak jest "miło" to ona zawsze, albo boi się spojrzeć mi w oczy, albo, kiedy chcę ją przytulić czuję na odległość jak jest spięta. Utrudnia mi to...Cholernie mi to utrudnia. Staram się. Nie wiem czy jest sens ciągnąć to dalej. To staranie się być, jak to ona określiła "czułym i kochającym mężem" nie wychodzi, odpycha mnie. Dłużej nie dam rady...

Wyszedłem z łazienki i zdecydowałem się pójść do pokoju córki, gdzie była z nią Lily. Zapukałem cicho i wszedłem wolno. Usiadłem naprzeciwko Jazzy, koło Lily. Po jej minie mogłem stwierdzić, że byłoby lepiej jakby mnie tu nie było. Spokój Justin, kurwa spokój, pamiętaj.
-Kochanie, przepraszam- powiedziałem chwytając ją i sadzając ją sobie na kolana, uniemożliwiając jej ucieczkę.
-Lily zostaw nas samych- widziałem w niej niepewność. Iść czy zostać, iść czy zostać. Poszła.
-Puściaj mnie- powiedziała jakby miała się zaraz rozpłakać. Wtuliłem ją we mnie i głaskałem uspokajająco po głowie.
-Kocham cię mała- w końcu sama wtuliła się we mnie i usłyszałem cichy skowyt.
-Hej, ale nie płacz- powiedziałem łagodnie.
-Nie b- bij mni-ie więciej- zaczęła szlochać. Kurwa! Spierdoliłem...
-Nie będę, ale wiesz za co to było prawda?- Zapytałem i podniosłem brew do góry. Odsunąłem się, kiwnęła głową i znów się wtuliła.
-Idziemy na dół? Na bajki iii...-udawałem, że myślę.
-iiii?- Zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha, patrząc na mnie.
-I na lody!- prawie krzyknąłem, a rozbawiona Jazzy zaczęła ciągnąć mnie w stronę wyjścia z jej pokoju.
-Jazzy wszystko dobrze?- Do pokoju weszła lekko przerażona Lily
-Tak, lody chcie!- puściła mnie i pobiegła na dół.
-Już się powygłupiać nie można?- splunąłem. Wkurwiła mnie. Od razu myśli, że jej ręce wyrywam.
-Można- szepnęła i spuściła głowę w dół.
-Masz mnie za potwora?- uniosłem głos. I tak znam odpowiedź, ale zobaczę czy nie kłamie.
-Nie, przepraszam. Więcej się to nie powtórzy- na jej policzki wkradł się rumieniec.
-Wstydzisz się mnie?- zapytałem rozbawiony. Słodko. I kiedy miała już iść, ręką zablokowałem jej drogę.
-N-nie- powiedziała nadal patrząc na dół. Irytowało mnie to. Ma śliczne oczy, lubię, kiedy na mnie patrzy tym bardziej, kiedy się rumieni.
-To wytłumacz mi kotek, skąd u ciebie te rozpalone policzki?- bawiła mnie ta sytuacja a ona coraz bardziej była zawstydzona.
-Dobra, wiem, że i tak żadnej sensownej odpowiedzi nie usłyszę, więc pocałuj mnie i chodź na dół.- Widziałem na jej twarzy takie jakby lekkie zaskoczenie. Jest do cholery moją żoną!!! Czy to dziwne, że ma mnie pocałować?!To co...W łóżku też będzie zdziwienie jak zapragnę ją pieprzyć?! Przepraszam kochać. Od razu na samo wspomnienie tego słowa w głowie odtworzyłem sobie dzisiejszy ranek. Mam swoje potrzeby, które ona musi zaspokoić. Zrobiła co mówiłem, pocałowała mnie i złapała za moją dłoń co mnie zaskoczyło, ale pozytywnie. Zaczęliśmy kierować się w stronę salonu gdzie siedziała Jazzy, ale ona puściła moją rękę.
-A ty gdzie?- zapytałem zdezorientowany.
-Do kuchni, muszę zrobić coś na obiad- powiedziała patrząc nieśmiało, tak jakby obawiała się mojej
reakcji...Nie wiem, odniosłem takie wrażenie.
-Nie możemy czegoś zamówić?
-Jak chcesz- powiedziała obojętnie i zaczęła kierować się w stronę schodów
-Gdzie znowu idziesz?- zaczynała mnie irytować. Chciałem wspólnie obejrzeć jakiś film i zjeść lody.
-Justin, chyba mam prawo do prywatności- stwierdziła bardziej niż pytała...O co jej kurwa chodzi? Przecież jesteśmy małżeństwem, więc mam prawo wiedzieć gdzie i po co idzie.
-Jestem twoim mężem więc mam prawo wiedzieć- powiedziałem lekko poważnie, niech sobie nie myśli inaczej. Ona wciągnęła powietrze i wypuściła.
-Pogadać na skype z Isabellą i Norą- powiedziała i z niewiadomych przyczyn wyczułem u niej strach.
-Jazzy, popatrz na bajki sama na razie, ok?- była zbyt zajęta oglądaniem więc uznałem to za tak. Znów poszedłem do Lily.
-Norą?- kim jest kurwa Nora? Przecież ona jest nieśmiała i od jakiś 2 lat nie przypominam sobie, aby nawiązywała nowe znajomości. Stała się taka krucha, mniej pewna siebie, nieśmiała, zamknięta w sobie. Mi to nie przeszkadza nawet to jest na plus. Mam pewność, że nie pozna żadnego chuja...Tak myślę.
-T-tak- jąkała się. Wiedziałem, że już się boi. Zacząłem do niej podchodzić.
-Kim jest Nora?- zapytałem poważnie chwytając ją zwyczajnie za rękę i idąc do naszej sypialni. Spuściła głowę i opornie szła za mną, jakby nie chciała iść i nie mam pojęcia dla czego, ale coś tu nie gra.
-Koleżanką- mruknęła cicho i dałem jej znak, żeby usiadła na łóżku i podałem jej laptopa, dając do zrozumienia, że ma z nimi rozmawiać. Ja usiadłem przodem do niej a pomiędzy nami był laptop, więc mogłem mieć pewność, że nikt mnie nie zobaczy.
-Rozmawiaj z nimi kochanie- mruknąłem. Byłem ciekawy o co chodzi. Lily chyba bez powodu by się nie jąkała. Widziałem lekką panikę w jej oczach co powodowało, że ciekawość wzrastała z sekundy na sekundę.
-Rozmawiaj tak jakby mnie tu nie było- Uśmiechnąłem się szyderczo. Wolno włączyła skype i usłyszałem głos.
-Hej mała. Gadałam z Norą i załatwione.- Zamurowało ją. Co jest załatwione?
-To super- powiedziała nieswojo.
-Lily, wszystko gra?
-Um, trochę źle się czuję. Odezwę się później.- Zamknęła laptopa i spojrzała na mnie bezsilnie.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć? Co jest "załatwione"?

Lily's POV :

-Chcesz mi o czymś powiedzieć? Co jest "załatwione"?
O BOŻE! Widziałam jego poważną minę. Nie mogę mu powiedzieć! Nie chcę narazić na to dziecka.
-N-nic- Kurwa Lily weź się ogarnij...Nie jąkaj się! Justin odstawił laptopa, po czym przybliżył się do mnie
-Wiesz...Jakoś ci nie wieżę- Szepnął zły do mojego ucha, po czym przygryzł jego płatek i przybliżał się do mnie powodując, że już leżałam pod nim.
-jesteś nieposłuszna- powiedział całując moją szyję co powodowało dreszcz na moim ciele. Jego dłonie zaczęły wodzić po moim ciele, nadal całując i ssąc szyję. Jęknęłam...cicho, ale jednak. Czułam jak na twarzy Justina formuje się triumfalny uśmieszek zwycięstwa.
-Lubisz to, prawda kotek?- mruknął mi do ucha. Zaczęłam nierówno oddychać. Zdjął ze mnie bluzkę, a ja byłam trochę oszołomiona tym co ma miejsce, ale nie myślę teraz racjonalnie i nie protestuję. Nadal całował moją szyję, poczułam jak rozpina moje spodnie i szybkim ruchem zdejmuje je ze mnie. Położył się między moje uda, łapiąc za jedno i ściskając.
-Uwielbiam cię w tym stanie...Nawet nie wiesz jak bardzo.-powiedział uwodzicielskim głosem i nagle poczułam jak wślizguje rękę w moje majtki. Przejechał palcem po mojej kobiecości i zwinnie wsunął we mnie palec. Jęknęłam i odchyliłam głowę do tyłu. Było mi dobrze. Justin zaczął całować moje piersi, zębami odchylając część stanika, aby mieć do nich lepszy dostęp. Drugą ręką trzymał moje ręce. Zaczął wsuwać swój palec we mnie i wysuwać.
-To jak Skarbie?...Powiesz mi co jest załatwione?- szepnął. Wolno ale głęboko oddychałam przez to co robił mi Justin, ale było mi przyjemnie.
-Nic- powiedziałam, tak jakby jęknęłam mówiąc to słowo. Justin znów całował moją szyję, ssając i przygryzając co jakiś czas.
-Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem- wymruczał schodząc pocałunkami na mój brzuch. Z przyjemności jaką mi sprawiał zamknęłam oczy i wygięłam się. Justin przestał mnie całować i puścił moje ręce, dokładając drugi palec. Po chwili poczułam jak wyjmuje swoje palce ze mnie, schodzi z łóżka i spina moje ręce w kajdankach do łóżka. Panika buchnęła we mnie jak zimna woda. Spowrotem położył się na łóżku lecz tym razem koło mnie.
-Shhh...Spokojnie kotek, nic złego się nie dzieje.- głaskał mnie po brzuchu a ja nie wiedziałam czemu to zrobił. Powinnam się bać? Chyba nie skoro mówi "nic złego się nie dzieje". Dał mi do zrozumienia, że jestem bezpieczna.
-Rozchyl nóżki- cicho mruknął do mojego ucha. Zrobiłam co kazał, chciałam więcej. Byłam już podniecona. Zdjął moje majtki i znów położył się na mnie, będąc między moimi nogami. Po raz kolejny wsunął we mnie palce a ja rozpływałam się pod jego dotykiem, co jakiś czas wydobywając z ust jęk przyjemności jaką mi dawał.
-Odpływasz Lily?- zapytał całując mnie po szyi
-Pra-praaa-wie- jęknęłam
-Powiesz mi co jest załatwione?- Kolejny raz mruknął mi do ucha, a ja pokręciłam głową na nie. Jeszcze chwila i dojdę!
-Jak chcesz- spojrzał mi w oczy i mogłam dostrzec na jego twarzy złość a oczy pociemniały. Wyjął ze mnie palce i zszedł ze mnie, po czym zaczął zakładać mi majtki. Ja nadal byłam skuta kajdankami.
-O co chodzi?- Zapytałam go zdziwiona i zdezorientowana. Czułam dziwne uczucie między moimi nogami. On ustał naprzeciw mnie, tylko, że ja leżałam. Spojżał na mnie zadowolony z założonymi rękoma.
-Justin! Nie skończyłeś- przerwał mi
-Wiem- odparł dumny a ja już czułam łzy na policzkach.
-Dla-dlaczego? Nie proszę!- szlochałam i wierciłam się, ponieważ musiałam dojść. Skończył w takim momencie...Ughh. On przyglądał się temu z minimalnym uśmiechem.
-Justin, proszę cię!- Gdyby nie związane ręce sama bym sobie pomogła.
-Nie chcesz mi powiedzieć, więc ja nie pozwolę ci dojść- patrzył na mnie skupiony a ja leżałam, wierciłam się i płakałam. Chwilę później już nie odczuwałam tej potrzeby tak bardzo jak wcześniej więc przestałam się wiercić i płakać.
-To co? Runda druga?- zapytał podchodząc do mnie. Widziałam błysk w jego czarnych oczach.
-Nie! Proszę cię, odepnij mi kajdanki- mówiłam błagalnym tonem
-A powiesz mi o co chodzi?- Pokręciłam głową przecząco
-Rozchyl nogi- powiedział bez uczuć- nie wytrzymam tego! Mimo wierzgania nogami zdjął mi majtki i szybko rozchylił nogi. Zrobił to ponownie a ja nie wytrzymałam i ponowna fala łez pokryła moje policzki. Miałam tego dość!
-Zdecydowałaś się mi powiedzieć?- zapytał poważnie z uniesioną brwią, ale ja płakałam i słowa nie mogłam powiedzieć.
-No już Lily, uspokój się- zaczął głaskać mnie po mokrym policzku.
-N-nie, za-abijesz mniee!
-Niby dla czego?- zdziwił się i zmarszczył czoło. Milczałam.
-Trzecia runda?- zniecierpliwiony zapytał
-Nie! Po-wiem- nie będę w stanie znieść więcej.
-Alee chce żebyś w-wiedział, że zmieniłam zdanie- Słuchał mnie nie wiedząc o co chodzi...Boję się!
-Lily, co jest załatwione?- zdezorientowany patrzył na mnie uważnie. Moje ciało się trzęsło.
-Papiery rozwodowe...rozwód- powiedziałam wystraszona i zerknęłam na niego. Zobaczyłam jak zaciska szczękę i zamyka oczy...On mnie zabije!



HEJ :D
Woooah, się porobiło...
Boicie się reakcji Justina??
Jak mi wyszedł rozdział? Mam nadzieję, że ujdzie xD
Rozdział jest dłuższy od poprzedniego...Miłego czytania ;)



piątek, 17 października 2014

Rozdział 9


CZYTASZ-KOMENTUJESZ!!!
Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział!!!!!!




Lily's POV :


-Że co?!- Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale i lekko wkurzony
-Jeste...- nie dane mi było skończyć
-Słyszałem- powiedział już nieco łagodniej. Patrzyliśmy na siebie, ale ja po chwili opuściłam wzrok na podłogę. On złapał mnie za rękę.
-Zaskoczyłaś mnie tym, ale to nie jest powód do obaw czy zmartwień Lily.
-Nie jesteś zły?- zapytałam cicho
-Nie, dlaczego?- spytał lekko się uśmiechając
-Nie wiem. Wiesz, że teraz nie...- powinnam była ugryźć się w język
-Co, teraz nie?- zmarszczył czoło
-Nie będziesz mógł m-mnie bić i, i g-gwał...- przerwał mi wpijając się w moje usta. Oderwałam się od niego.
-Nie martw się o to- szepnął mi do ucha.
-Byłaś już u jakiegoś lekarza?
-Nie
-Od kiedy wiesz?
-Od około tygodnia. Zrobiłam test.
-Przecież miałaś okres i to było- Nie skończył tylko spoważniał i patrzył dziwnym wzrokiem przed siebie w jeden punkt.
-To było...Zerżnąłem cię, uciekłaś, wyważyłem drzwi, skułem cię kajdanami, a potem zaniosłem do piwnicy i kazałem ci siedzieć?- powiedział to jakby mówił o pogodzie, bez uczuciowo. Na samą myśl o tamtym wydarzeniu dostałam gęsiej skórki. Kiwnęłam głową na tak, że to wtedy rozpoczęła się ciąża.
-Miałam okres wcześniej- wymamrotałam
-No tak, jak masz okres to cię nie pieprzę
-Możesz tak nie mówić?- zapytałam czując się zraniona
-Jak?- spytał prychając
-Rżnąć i pieprzyć to możesz się ty.- powiedziałam, podnosząc ton ze łzami w oczach
-Oczywiście skarbie- uśmiechnął się szyderczo, kontynuując
-Jak masz okres to się nie kochamy, prawda?- zapytał śmiejąc się...prawie dobrze brzmi, tylko trochę literki zamienił. Powinno być: Jak masz okres to cię nie gwałcę, prawda? Taki tylko szczególik. Poszłam smutna do łazienki i chciałam zamknąć drzwi, ale oczywiście brak zamka. Usiadłam na rogu wanny i patrzyłam się w odbicie lustra, gdzie powoli zbliżał się Justin.
-I co...Foch?- zapytał z drwiną w głosie, rozbawiony
-Przestań- powiedziałam na odczepnego
-Tak, foch- stwierdził, przewracając oczami
-Justin przestań, nie mam focha- wstałam i zmarszczyłam czoło
-Nawet nie masz pojęcia jak mnie to pociąga- podszedł do mnie i powiedział patrząc na mnie trochę jakby spod byka
-To niech cię nie pociąga- powiedziałam obojętnie. Czy jest coś co go nie pociąga? Nawet czyjeś cierpienie go pociąga.
-Musisz się hamować, dopiero za jakieś dziesięć miesięcy będziesz mógł mnie rżnąć- to ostatnie wysyczałam. Stał zdziwiony i się na mnie patrzył jak w obrazek.
-Co ty za bzdury gadasz?! Nie wiesz, że jak się jest w ciąży to można się "kochać"?- Na słowo kochać uśmiechnął się szyderczo, po czym przysunął się bliżej mnie.
-I będziemy się kochać słoneczko- szepnął mi do ucha a ja stałam oniemiała
-A no tak, zapomniałam, że moje słowo w tym domu się nie liczy. Władca Bieber robi ze mną co chce i kiedy chce- palnęłam ze łzami w oczach. Widziałam, że go zatkało, że się zdziwił tym co do niego powiedziałam, ale ja sama nie wiedziałam skąd u mnie taka odwaga.
-I co?!...Nawet nic na to nie odpowiesz
-Lily- spojrzał groźnie
-Tak na prawdę jesteś tchórzem Justin. Nie twierdzę, że ja nie, pewnie nawet tysiąc razy gorszym od ciebie, ale jesteś. Boisz się, że jeśli przypadkiem będziesz dla mnie czułym i kochającym...
-Dość!- uniósł swój głos i przybliżył się jeszcze bardziej w moją stronę, o ile było to możliwe. Patrzył na mnie z góry z mordem w oczach.
-Czułym i kochającym mężem, to cię zdradzę, alb...
-Dosyć!- złapał mnie brutalnie za włosy. Łza wypłynęła na mój rozgrzany ze strachu policzek. Mimo ogromnego strachu, kontynuowałam...
-Albo zostawię samego i zabiorę Jazmyn. Ja to wiem, przypomnij sobie dlaczego zacząłeś być dla mnie takim sukinsynem Justin!- prawie wykrzyczałam, ale płakałam
-Zamknij się kurwa dziwko!- wysyczał wściekły. Jego oczy pociemniały i wzmocnił uścisk.
-No dawaj, uderz ciężarną i pokaż jakim jesteś kurwa panem, że ty tu rządzisz. Pokaż, że z Justinem Bieberem się nie zadziera, że ból i cierpienie sprawia ci przyjemność!- nerwy mi puściły a łzy leciały po moich policzkach. Jego wzrok był przepełniony wściekłością.
-Mama- usłyszałam głos Jazzy. Dziękuję! Przy niej Justin nic mi nie zrobi. Mam nadzieję, że tego nie słyszała. Justin natychmiast mnie pocałował i z mocnego szarpania włosów, po prostu wplątał palce w moje włosy. Oderwał się ode mnie i zaczął pocierać swoimi kciukami moje zapłakane policzki. Ja złapałam jego dłonie aby je odepchnąć, ale...Zaraz, zaraz. Przecież on gra!Po prostu gra żeby córka nic nie podejrzewała.
-Nie płacz kochanie,już jest dobrze. Jestem przy tobie- powiedział spokojnym i opanowanym tonem, tuląc mnie do siebie.
-Tak skarbie?- wydostałam się z uścisku Justina i spojrzałam na córkę
-Chodź- cichutko wymamrotała, po czym pokazała rączką abym poszła z nią
-Nie nie sprawia...Już nie- odpowiedział patrząc na mnie zły i tak jakby...zdołowany?
-Co?- zatrzymałam się i spojrzałam na niego zdezorientowana, ale Jaz zaczęła ciągnąć mnie w stronę wyjścia z łazienki.
-Mama!- zaczęła marudzić
-Wiesz co- odpowiedział tym samym
-Chodź już!- pisnęła niezadowolona. Wychodząc z łazienki spojrzałam jeszcze raz na Justina. Nadal w tym samym miejscu uważnie mnie obserwując. Domyśliłam się, że to była jego odpowiedź na moje pytanie. "Nie nie sprawia...Już nie". Czemu powiedział już nie? Nie będzie już więcej mnie krzywdził? Naiwna Lily! Kiedyś też mi mówił, że się zmieni a na drugi dzień znów mnie pobił i wyrządził inne krzywdy. Nie raz słyszałam tą bajeczkę, w której mieliśmy żyć długo i szczęśliwie, ale książe znów znęcał się nad swoją księżniczką...



HEJKA :D
Przepraszam jeszcze raz za opóźnienie dodania rozdziału...Było więcej niż zwykle kom za co serdecznie wam DZIĘKUJĘ ;****  TYLE KOMENTARZY :D JESTEŚCIE NIESAMOWICI !! <3
Jak wam się podoba, może i zbyt dużo się nie działo, ale już niedługo przyjdzie taki rozdział gdzie wyjaśni się sporo rzeczy.
TRZYMAJCIE SIĘ OBSERWATORZY I KOMENTATORZY !!! DO NASTĘPNEGO :D






czwartek, 16 października 2014

INFORMACJA

ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ JUTRO...

Bardzo przepraszam, ponieważ mamy umowę. Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział, ale ja na prawdę nie miałam czasu go napisać. Bardzo jestem wdzięczna za taką liczbę komentarzy od was. Rozdział planowałam dodać 14.10, ale niestety nie napisałam, nie dałam rady. Zawiodłam. Próbowałam pisać jadąc samochodem czy kąpiąc się i coś tam w jedno złożyłam, ale końcówki nie mam dlatego dodam go jutro. ROZDZIAŁ BĘDZIE WIECZOREM, gdyż wcześniej nie będzie mnie w domu... Dziękuję za wyrozumiałość i cierpliwość...

POZDRAWIAM :D
KIN ADAMS

piątek, 10 października 2014

Rozdział 8

CZYTASZ-KOMENTUJESZ!!!
Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział!!!!!!



Lily's POV :

Otworzyłam swoje oczy słysząc głosik Jazzy.
-Ale ja nie chcie- powiedziała naburmuszona...Prawdopodobnie rozmawiała z Justinem
-Nie pytam się czy chcesz czy nie, masz posprzątać- powiedział zirytowany Justin
-To choć ze mną- pisnęła zniecierpliwiona, ciągnąć Justina za rękę. Nie wiedziałam o co chodzi więc jedynie usiadłam na łóżku, na zegarku widniała godzina 09:42 i wsłuchiwałam się w ich rozmowę.
-O nie nie nie moja droga, przeginasz. Kto się bawi lalkami?- Zapytał lekko poddenerwowany
-Jazzy, ale...
-Nie ma ale i teraz idziesz do pokoju i sprzątasz ten bałagan- nakazał zły
-Nie chcie!- tupnęła nogą z założonymi rękoma
-W tej chwili!- krzyknął na nią. Widziałam już rozklejającą się Jazmyn. Szybko do niej podeszłam, stając twarzą w twarz( no prawie, bo jestem niższa) z Justinem. Córka schowała się za mną.
-Nie krzycz na nią- powiedziałam z lekko podwyższonym tonem. Nie powiem, bałam się, ale dla córki zrobię wszystko.
-Jazmyn nie chowaj się, chodź do mnie!- krzyknął. Słyszałam jej cichy skowyt, chwilę po tym złapała za moją rękę i mocno ją ścisnęła.
-Chodź mówię- powiedział już trochę łagodniej, ale mała jedynie pokręciła przecząco głową
-Justin daj jej spokój- wyszeptałam
-Nie! Idź do sypialni, albo piwnica- to ostatnie nie wypowiedział w prost, ale za pomocą poruszania ust. Na to słowo kompletnie się zacięłam i na samą myśl zaczęłam się trząść, a potem poszłam do sypialni. Wszystko obserwowałam. Justin złapał małą i zaczął kierować się w stronę jej pokoju. Niepewnie podeszłam bliżej. Usłyszałam parę plasków.
-aaaaaa- krzyczała piszcząc Jazzy, po czym wybiegła z pokoju zapłakana a za nią Justin.
-Justin proszę- zatrzymałam go i powiedziałam ze łzami w oczach.
-Wyżyj się na mnie ale nie na niej- wypowiedziałam błagalnym tonem
-Nie wyżywam się- powiedział i spojrzał na mnie spod byka zdenerwowany. Bałam się, że mnie nie posłucha, ale poszedł do sypialni i trzasnął drzwiami. W duchu dziękowałam. Poszłam na dół gdzie uciekła Jazzy. Usłyszałam cichy szloch, który wydobywał się z gabinetu Justina. Weszłam do niego i zobaczyłam wystające, trzęsące się nóżki. Skulona siedziała na podłodze za szafką. Podeszłam do niej.
-Nie płacz skarbie- powiedziałam, po czym wzięłam ją na ręce. Ona od razu wtuliła się mocno we mnie i płakała. Próbowałam ją uspokoić.
-Shhh- głaskałam ją po główce, mocno tuląc.
-T-taat-tuś mnie uderzył- mówiła płacząc
-Już więcej cię nie uderzy kochanie. Ale nie płacz już- swoimi małymi rączkami wytarła mokre poliki a następnie postawiłam ją na podłogę i złapałam za mokrą rączkę.
-Chodź wytrzemy nosek- mała przytaknęła i poszła ze mną. Następnie poszłyśmy do kuchni zabrałam się za śniadanie.
-Co chce moja księżniczka na śniadanie?- zapytałam a ona się uśmiechnęła
-Nalesińki
-Naleśniki- poprawiłam ją
-Nalesińki- a ona mnie
-Niech ci będzie- zaśmiałam się. Usłyszałam schodzenie po schodach. Mała natychmiast podbiegła do mnie chowając się za mną. Justin powolnym krokiem podchodził do mnie.
-Jazzy słonko przepraszam- powiedział, ale ona zaczęła płakać kiedy był zbyt blisko niej. Justin zrozumiał aluzje i usiadł przy stole. Za chwile usiadłam razem z nią do stoły, ale Jazzy chciała siedzieć na moich kolanach. Siedziała i jadła patrząc na swoje nogi. Kiedy skończyła, szepnęła mi do ucha, ale na tyle głośno, że Justin na pewno słyszał.
-Zaprowadź mnie do pokoju bo ja się boję- Justin siedział patrząc się na nas. Zrobiłam o co mnie prosiła i zaczęłam kończyć śniadanie.
-Czemu to zrobiłeś?
-Co?- zapytał zdezorientowany
-Czemu ją uderzyłeś?
-Musiałem dać jej parę klapsów- powiedział poważny
-A inaczej nie można było?
-Chodzi ci o karę?...Ona i tak się nie słucha, jest zbyt rozpieszczona. Nie widziałem innej opcji.
-Przecież n...- przerwał mi
-Nie drąż tematu Lily, jestem jej ojcem więc mnie nie pouczaj- powiedział zły
-chodź pogadać do sypialni- powiedział normalnie a ja poszłam za nim. Weszliśmy do niej i poklepał ręką abym usiadła na łóżku. Zrobiłam to.
-Lily musisz mi coś powiedzieć- powiedział patrząc na mnie skupiony. Kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi,
-Co takiego?
-Ty mnie jeszcze kochasz?- zapytał z bólem w oczach. Westchnęłam głośno.
-T-tak- powiedziałam szeptem.
-A ty mnie jeszcze kochasz?- zapytałam smutno
-Tak Lily- powiedział lekko się uśmiechając
-Czy jak ja cię o coś zapytam, to czy będę miała pewność, że mnie nie uderzysz?- widziałam smutek w jego oczach, kiedy to powiedziałam. Nie odpowiedział, ale złapał za moją rękę i lekko się uśmiechnął.
-Dlaczego taki jesteś?- cicho spytałam a on westchnął
-Wiesz, że sam nie wiem. Jak wiesz jestem bardzo niecierpliwy i łatwo mnie wyprowadzić z równowagi. Gdy robię ci te wszystkie złe rzeczy to na początku myślę sobie, że robię dobrze, że tak musi być, ale potem czuję pustkę, nicość.
-Postaraj się to kontrolować, nie bądź zły ale już nie dam rady dłużej- łza spłynęła po moim policzku.
-Nie będę kotek- powiedział i przytulił mnie, sadząc mnie sobie na kolana.
-Może już tak zostać na zawsze?- kiwnął głową na tak a potem złączył swoje usta z moimi, całując mnie namiętnie. Po tym pocałunku patrzeliśmy sobie w oczy, po czym strzeliłam mu z plaskacza.
-A to kurwa za co?!- wrzasnął oszołomiony
-Za Jazzy- uśmiechnęłam się
-No tak, należało mi się- też się uśmiechnął. Znów wymierzyłam mu w twarz.
-A to za mnie- powiedziałam i go pocałowałam. Może i jestem głupia ale od dawna mi tego brakowało. Takiego męża i tych wszystkich pocałunków.
-Dobra, dobra już starczy- powiedział śmiejąc się, łapiąc się za policzek.
-Justin?- wzięłam głęboki oddech, nadal siedziałam na jego kolanach.
-Tak?- spoważniał a ja zamknęłam oczy...
-Jestem.... jestem w ciąży- wyszeptałam




HEEJ :D POZDRAWIAM xD
Jest dużo komentarzy i szybciej rozdział :D
Co by się tu rozpisywać...Zaskoczeni?  Jak myślicie, jak zareaguje Justin?
Mam nadzieję, że się podoba... DZIĘKUJĘ ZA TYYYYLE KOMENTARZY!!! JESTEŚCIE NIESAMOWICI!!!!!

niedziela, 5 października 2014

Rozdział 7

CZYTASZ-KOMENTUJESZ!!!
Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział!!!!!!


Lily's POV :

Powoli zaczęłam otwierać oczy dostrzegając kogoś przy wejściu do sypialni. Po chwili widziałam już, że był to Justin. Patrzyłam na niego jak zamyka sypialnię, a następnie kieruje się w moją stronę. Gwałtownie usiadłam i przyciągnęłam do klatki piersiowej swoje nogi, ale już żałowałam tego ruchu, ponieważ zabolała mnie głowa. Justin podszedł do drugiego końca łóżka i pokazał palcem abym się do niego przysunęła. Ze strachem zaczęłam powoli przysuwać się do niego i w końcu siedziałam naprzeciwko, patrząc na niego z dołu. Popatrzył tak jakby na moje czoło... Zaraz. Dlaczego on patrzy na moje czoło? Złapał ręką mój podbródek i skierował mój wzrok na niego.
-Nie trzeba szyć- powiedział a ja zaczęłam panikować, domyślając się o co chodzi. Poszedł do łazienki.
-Chodź- nakazał, a ja posłusznie podeszłam do niego. Zastanawiało mnie jeszcze jedno. Przecież ubierałam piżamy, to skąd na moim ciele bielizna. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk, kiedy to Justin poklepał ręką błąd w łazience na znak abym usiadła. Nie chcąc mu się sprzeciwiać, zrobiłam to co mi nakazał.
-Co ty robisz?- zapytałam, ale on nie odpowiedział tylko nadal  nalewał wodę utlenioną na gazę.
-Nie ruszaj się, albo dostaniesz- powiedział poważny, a ja zaczęłam znów się bać, a chwilę później trząść jak zobaczyłam co trzyma w ręku. Przystawił mi gazę do czoła a ja mimowolnie krzyknęłam z bólu, którego wcześniej tak nie czułam.
-Shh- zaczął delikatnie pocierać a ja poczułam łzy na policzkach. Szczypało, tak cholernie szczypało, ale już chyba to lepsze niż "dostanie" od niego. Bo po nim nie wiem czego mogę się spodziewać.
-przestań płakać- starał się mówić spokojnie.
-Boli- szepnęłam patrząc na podłogę. Kiedy skończył, przykleił mi plaster, a następnie zaniósł mnie na łóżko. Położył mnie i sam położył się obok mnie.
-I co mam z tobą zrobić teraz?- bardziej stwierdził niż zapytał, więc nawet nie odpowiedziałam tylko wzruszyłam ramionami.
-Dlaczego mam na sobie bieliznę, przecież jest noc- zapytałam smutno i niewinnie, taka moja natura.
-Przeszkadza ci to?- zapytał patrząc na mnie tępo. Byłam odwrócona w jego stronę.
-Długo spałam?- spytałam cicho obawiając się, że go rozzłoszczę więc zmieniłam temat
-Półtorej godziny- mruknął. Wyczułam, że już go irytuję pytaniami, więc jedynie zamknęłam oczy próbując usnąć, no ale...
-Mam tak spać?
-Jak?- zapytał zły
-No... w bieliźnie- skuliłam się trochę, nie wiedząc co zrobi...
-Chcesz to ją zdejmij- powiedział lekko się uśmiechając. Wstałam i podeszłam do szafki, aby wziąć piżamy
-Nie nie Lily... Powiedziałem, że możesz zdjąć. Albo w prawo albo w lewo. Wybieraj, no chyba, że wolisz abym sam wybrał? Uśmiechnął się chytrze. Patrzył na mnie a jego oczy powoli zaczynały przybierać czarny odcień. Z powrotem położyłam się koło Justina. Objął mnie w pasie i obrócił tak, że leżałam na plecach. Przykrył nas kołdrą, po czym wsunął rękę pod kołdrę a następnie zaczął delikatnie głaskać mój brzuch. Przysunął się do mnie i pocałował mnie w policzek. Było mi wygodnie i byłam zmęczona, więc zasnęłam...


Obudził mnie płacz Jazzy. Spojrzałam na zegarek, 03:16. Zauważyłam, że nie było obok Justina. Wyciągnęłam z szafy szlafrok i założyłam go, po czym zaczęłam kierować się w stronę pokoju córki. Przez lekko uchylone drzwi widziałam jak Justin tuli ją do siebie, ale ona nadal płakała. Niepewnie weszłam do pokoju i usiadłam naprzeciwko Justina z Jazzy.
-Maa-mm-a- płakała wyciągając do mnie rączki. Wzięłam ją na swoje kolana.
-shh... Jaz- uspokajałam ją delikatnie poruszając się w przód i w tył. Spojrzałam na Justina, który nie odrywał wzroku od moich oczu. Tak zwany wzrok mordercy, który widywałam często. W tym momencie nie obchodziło mnie nic poza nią. Nawet jeśli znów będzie chciał mnie ukarać za to, że ją wzięłam, to to będzie tego warte. Parę minut później uspokoiła się trochę.
-Weź ją do sypialni a ja pójdę po jej syrop- powiedział na co ja przytaknęłam głową.
-Gdzie idzieś?- spytała cichutko i patrzyła na mnie
-Będziesz z nami spała- powiedziałam i położyłam ją na łóżko. Justin przyszedł i dał małej syrop, po czym położył się obok córki. Jazzy leżała w środku i zasypiała. Byłam odwrócona przodem do niej i do Justina. Przyglądałam się Jazzy tak jeszcze i myślałam nad tym, jaka ona jest podobna do Justina. Na szczęście tylko z wyglądu. Kiedy tak na nią patrzyłam, Justin objął małą ręką, po czym pocałował ją w policzek patrząc na mnie, dając mi do zrozumienia, że ona jest jego. Ja również objęłam ją ręką i pocałowałam ją w nosek patrząc na niego.
-Nie wkurwiaj mnie nawet- wyszeptał patrząc na mnie tępo
-Niby czym?- szepnęłam niewinnie
-Już ty kurwa wiesz- wysyczał
-Chcesz mnie ukarać? No dawaj Justin, pobij mnie, albo mam lepszy pomysł. Przywiąż mnie do łóżka, zerżnij mnie jak szmatę, co ty na to? Będzie fajnie.- wysyczałam ze łzami w oczach patrząc na niego. Justin był początkowo zmieszany, ale chwilę po tym uśmiechnął się chytrze.
-Rozumiem, prowokujesz mnie. Kochanie, jak chcesz seksu to możesz mi o tym powiedzieć.- mówił szeptem. Dokładnie wiedział, że nie o to mi chodziło. Lekko się podniósł, po czym nachylił się nade mną do mojego ucha.
-Pobawimy się, może nawet teraz?- zapytał, ale i tak wiedziałam, że nie będzie liczył się z moją odpowiedzią.
-Nie- szepnęłam stanowczo, ale przestraszona. Nie o to mi chodziło.
-Rozchyl nóżki kotku- szepnął z szyderczym uśmiechem, ale mogłam wyczuć, że jest zły.
-Nie chce, j-ja żartowałam wtedy.- odpowiedziałam szybko jakby to było logiczne. Spojrzałam na niego zdołowana i zawstydzona. Chciałam spać.
-Rób co mówię- wysyczał przez zaciśnięte zęby. Zamknęłam oczy i przełknęłam ślinę, po czym wykrztusiłam z siebie.
-Nie chcę- powiedziałam wymijająco
-Nie interesuje mnie to, zresztą sama mówiłaś- powiedział oczywiście
-To było ironicznie Jus...- nie dał mi dokończyć
-Rozchylaj. Kurwa. Nogi.- powiedział z przerwami wściekły. Justin patrzył na mnie a łza wypłynęła mi z oka. Powoli zrobiłam co kazał i ponownie zamknęłam oczy. Justin wsunął rękę pod kołdrę i zaczął kierować nią powoli w moją stronę. Justin lekko trącił ręką Jazzy a ona złapała ją i wtuliła się w nią. Nie czując żadnego dotyku powoli otworzyłam oczy i zerknęłam na niego, widząc jak patrzy na córkę z troską w oczach. Patrzył na nią tak spokojnie i się uśmiechnął po czym pocałował ją w czółko. Potem spojrzał na mnie i powoli uśmiech znikał.
-Idź już spać- wymamrotał . Jedyne co zrobiłam to odwróciłam się od niego i próbowałam zasnąć...

Nie mogłam zasnąć a jedyne co słyszałam to dwa równe oddechy. Po cichu wstałam i poszłam do kuchni. Sięgnęłam szklankę i nalałam sobie wody, po czym wypiłam ją duszkiem.
-Kurwa- usłyszałam Justina i zlękłam się przez co szklanka wypadła z mojej ręki i rozbiła się na setki kawałków.
-Co ty tu robisz?! Myślałem, że śpisz! Kurwa, przestraszyłem się- powiedział tak samo wystraszony jak ja
-A skąd mogłam wiedzieć, że ty się obudzisz? Myślisz, że ty mnie nie wystraszyłeś?- powiedziałam patrząc na niego, ale nawet w ciemności dostrzegłam, że spuszcza ze mnie wzrok i patrzy gdzie indziej.
-Nie ruszaj się!- powiedział jakby lekko przejęty
-Justin, coś chodzi po mojej nodze!- bałam się robactwa a w szczególności pająków
-To tylko krew- powiedział nadzwyczajnie
-Usiądź na wyspę ja to zmiotę i poczekaj na mnie. Jak powiedział tak zrobiłam, żadna nowość. Gdy zmiótł szkło wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę w salonie, który był połączony z kuchnią.
-Pokaż tą nogę- pokazałam, po czym zaczął mi ją bandażować
-Mogę jutro jechać na noc do Is?- zapytałam znudzona ciągłym siedzeniem w domu
-Nie wiem... Chyba powinniśmy skończyć to co dziś w nocy zaczęłaś, nie sądzisz?- zapytał pewny siebie, patrząc spod byka swoimi czarnymi oczami
-Nic nie zaczęłam- szepnęłam
-To było mniej więcej tak: No dawaj Justin, ukarz mnie i pobij a potem przywiąż mnie do łóżka pieprz się ze mną. Będzie fajnie.- spróbował udawać mój głos na co ja się zaśmiałam.
-To było ironicznie- stanowczo powiedziałam, na co on się zaśmiał
-Nie wykręcisz się- uśmiechnął się szyderczo, po czym zaczął przybliżać twarz do mojej.
-Tatuś?- szybko odwróciliśmy się w stronę schodów gdzie stała zaspana Jazzy.
-Chodź- pokazała rączką żeby Justin poszedł z nią. Poszli do łazienki a ja wróciłam do sypialni i położyłam się spać.


Justin's POV :

-Tatuś?- zapytała słodko trzepocąc rzęsami, kiedy ja zmieniałem jej bandaż
-Co mała- popatrzyła na mnie po czym powiedziała
-Jak będę duzia to chcie żeby ktoś mnie pokochał tak zie aś tak jak ty mamę mooooćno- powiedziała a ja się zaciąłem.
-Zakochasz się ale najpierw skończ przedszkole mała, chodź, idziemy spać- wziąłem ją na ręce i położyłem obok już śpiącej Lily. Położyłem się obok niej, ale tym razem nie obok Jazzy. Przytuliłem Lily.
-Dobranoc księżniczko- wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
-Dobranoc Justin- wymamrotała cichutko a ja byłem zszokowany. Nie spała i słyszała to. Teraz mogłoby zostać tak jak jest, ale taki już jestem, popierdolony. Co gorsza nie robię nic aby się zmienić. Teraz leżę obok dwóch najważniejszych osób na świecie, ale nie umiem tego docenić, nie umiem docenić tego co mam. Zawsze dla mnie jest coś źle. Będę nad tym pracował, będę się starał. Zmienię się, po prostu. Dla nich...



HEJ :D
Jak rozdział?? Może być?
Dziękuję tym osobom, które komentują, ponieważ doceniają, że staram się i główkuję co napisać. ZA TO WAM DZIĘKUJĘ<3 Ci co czytają proszę chociaż o kropkę czy cokolwiek, abym wiedziała ile jest na tej stronie czytelników !!!