poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 19

CZYTASZ-KOMENTUJESZ!
IM WIĘCEJ KOMENTARZY TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ...

Lily's POV:

Nie mam zamiaru uprawiać z nim seksu! Patrzę cała roztrzęsiona na jego rękę, która trzyma moją i po chwili lekko pociąga za nią w swoją stronę.
-No dalej kotek...Chodź- przygląda mi się, a mi robi się coraz bardziej ciepło i niezręcznie. Już dawno nie czułam się przy nim swobodnie nago.
-N-nie chcę- uśmiechnął się do mnie, po czym podszedł i położył rękę na moim policzku.
-Lily...Nie wiedziałem, że z ciebie aż taka wstydnisia- pokręcił głową, uśmiechnięty.
-Ja tylko...- przerwał mi
-No chodź już- widziałam, że przewrócił na mnie oczami, rozbawiony całą sytuacją. Nadal nie wykonałam żadnego ruchu. Justin nie tracąc już dłużej czasu, szybko złapał mnie w tali i w zgięciu kolan, po czym mnie podniósł i zaniósł do pokoju. Zobaczyłam zamknięte drzwi. Ciekawe czy zamknął je na klucz. Położył mnie delikatnie na łóżko, po czym sam położył się na mnie. Chyba dopiero teraz dotarło do mnie, że on na prawdę chce uprawiać teraz seks. Rozchylił mi energicznie nogi i delikatnie mnie tam dotknął. To podziałało na mnie niczym kubek zimnej wody. Zaczęłam się wiercić, w celu uniknięcia jego dotyku.
-Justin! ja...- znów mi przerwał
-Shh...Nie zrobię ci krzywdy. Chcę cię tylko posmakować.- Powiedział zadziornie się uśmiechając, zaczynając całować moją szyję.
-Ja nie chcę- próbowałam go odciągnąć. Uśmiechnął się i dalej kontynuował całowanie, ale teraz zajmował się moim obojczykiem.
-Nie chcę rozumiesz? Przestań!- podniosłam głos, na co on natychmiast na mnie spojrzał i zmróżył oczy.
-Dobra, sama tego chcesz. Próbowałem zrobić tak, aby było nam miło, ale widzę, że i tak będziesz stawiała opór. A teraz czy chcesz czy nie, wejdę w ciebie raz a porządnie. A tylko piśnij słowo Lily- wypowiedział te słowa z jadem i złością. Nie dam mu się! Już dość cierpiałam! Jak nie chcę to nie!...Ponownie zaczął rozchylać mi szerzej nogi, a ja mocno strzeliłam mu w policzek. Muszę mu pokazać, że cierpię, że to co robi wcale nie jest miłe, a skoro słowa nie wystarczą to może to pomoże..Wciągnął powietrze głośno i szybko, patrząc się na mnie zszokowany. Zsunął mi nogi i poszedł szybszym krokiem do łazienki. Nie rozumiem co się obecnie dzieje. Dałam mu z liścia a on od tak idzie sobie? I już? Nie powiem, ze mi to nie odpowiada. Wstałam szybko i podeszłam do mojej torby z ubraniami i wyjęłam bieliznę. Szybko ją wciągnęłam i oparłam się o ścianę obok...Ja Lily Bieber, uderzyłam męża w twarz. O kuźwa!.. Zaczęłam szybciej oddychać. Już kiedyś to zrobiłam, ale to było raczej w żartach. Walnęłam Justinowi w twarz. I on zaraz tutaj przyjdzie! M-może lepiej pójdę na dół? Zaczęłam iść na palcach w stronę drzwi, ale się zatrzymałam. Nie, nie idę. Jestem ciekawa co on tam robi i jaki będzie jak wróci. Będzie zły? O, na pewno! Co ty idiotko sobie myślisz? Dałaś w mordę i pocałuje cię za to?! Jestem głupia. Jestem niedobra! Położyłam się do łóżka i szczelnie przykryłam się kołdrą. Odwróciłam się tyłem do łazienki. Zamknęłam oczy. GŁUPIA SUKA! Moje myśli ciągle sprowadzały się do tych słów. Musiałam to zrobić. Do niego nie dociera słowo przestać, albo nie mam ochoty. Musiałam tak postąpić. Łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach. Nie powinnam się obwiniać, ale nigdy tak nie robię. Nie chcę krzywdzić innych! Jestem niedobrą żoną! Nie powinnam być na tym świecie! Otworzyłam oczy i zaczęłam płakać cicho. Skuliłam się na łóżku. Usłyszałam otwieranie drzwi od łazienki, po czym poczułam obok siebie zapadanie materaca, co oznaczało, że położył się obok mnie. Wytarłam nos ręką. Nie mogę teraz płakać... Grobowa cisza. Leży za mną, czuję jego oddech. Blisko mojego ucha...
-Co to było?- zapytał niskim, lekko zachrypniętym tonem. Nie wydawał się zły, co było dziwne. Ale nie było mu do śmiechu...Znów cisza.
-Hmm? Odwróć się- nie jestem pewna czy to jest dobry pomysł. Może będę udawać, że śpię?...Nie, to nie przejdzie. Poczułam rękę na tali, która powoli mnie obracała w jego stronę. Odwrócił mnie, ale głowę miałam nisko ułożoną na poduszce. Dzięki temu mogłam uniknąć jego wzroku.
-Odpowiesz mi?- Przejechał palcem po moim czole, zjeżdżając na policzek, aż do brody.
-Uderzyłam cię- zaszkliły mi się oczy. Nie chciałam nikogo krzywdzić...Nawet jego. Podniósł mi dwoma palcami brodę.
-Popatrz na mnie.- leniwie podniosłam na niego wzrok.- Ty płaczesz?- Zapytał, a kąciki jego ust minimalnie się uniosły. No tak, przecież on to lubi...kiedy płaczę.
-Dlaczego?- był zdziwiony.- Bo cię uderzyłam.- Kąciki jego ust, które przed wypowiedzeniem mojego zdania były skierowane ku górze, natychmiast opadły.
-Dlatego? Przecież ja...- nie dokończył. Tym razem to on próbował patrzeć wszędzie tylko nie na mnie. Wziął głęboki oddech i spojrzał się na mnie intensywnie. Choć była już noc, to i tak mogłam wiele dostrzec przez światło księżyca. Zaczął bawić się moimi włosami, palcami.
-Czujesz się przy mnie bezpiecznie?- Zupełnie zmienił temat. Wiem co wtedy chciał powiedzieć. "Przecież ja...Nieraz cię biłem"... Zmienienie tematu było łatwiejsze niż wypowiedzenie takich słów.
-Szczerze?- kiwnął głową na tak, kontynuując bawienie się włosami.-
-Nie- jego wyraz twarzy posmutniał, ale co mam mu powiedzieć? Tak Justin, a co mi grozi przy tobie? Chyba, że nie!
-Czemu?
-Ty pytasz czemu? Jeszcze pięć minut temu, o mało co byś mnie wziął bez mojej woli...zresztą kolejny raz.- Zmarszczył brwi i zacisnął szczękę.
-Mam potrzeby i potrzebuję aby ktoś się tym zajął. Tym kimś jesteś ty- nadal miał poważny wyraz twarzy. To co powiedział totalnie mnie dobiło.
-Ah, czyli moje potrzeby się nie liczą? Liczysz się tylko ty? I co? Jeśli nie mam ochoty to mam się podporządkować pod ciebie? A co ze mną?
-Nie mów, że ci się to nie podoba Lily, wiem co jest dla ciebie dobre.- Tak, bicie i gwałt.
-Nie. Kiedy bierzesz mnie siłą, wcale mi się to nie podoba.- byłam już wściekła za to co on wygaduje!
-Na prawdę nie masz ochoty teraz na seks?- pyta za zdziwieniem.
-Nie!- krzyknęłam szeptem.
-A co ze mną?- Widziałam złość wymalowaną na jego twarzy
-Tego nie wiem, ale wiem, że masz nie szlajać się po żadnych burdelach...Zrób to chociaż dla Jazzy! Jakby się ktoś o tym dowiedział to na pewno cicho by nie było. Prędzej czy później zrozumie znaczenie słowa dziwka.- Zasłonił mi dłonią buzię, aby mnie uciszyć. Patrzyłam na jego oczy, które z mordem patrzyły się na mnie. Ciemniejsze niż noc, niż smoła, niż czerń. Widziałam w nich jedynie blask bijący od księżyca. Przypomniały mi się czasy kiedy wpatrywałam się w nie godzinami.
-Lily mówię do ciebie!- wydarł się szeptem.
-No co?
-Zapamiętaj sobie, raz na zawsze. Nigdy, przenigdy cie nie zdradziłem, nie zdradzam i kurwa nie zamierzam, zrozumiano? O czym ty do cholery mówisz? Czy do ciebie kurwa nie dociera fakt, że kocham tylko ciebie szmato?!- Cisza...Zaniemówiłam, a z oczu zaczęły płynąć łzy. Jak on mógł? Justin chyba też zaczyna żałować tego co powiedział. Wywnioskowałam to z jego miny, ale powiedział co powiedział i stało się. Odepchnęłam jego rękę i szybko wstałam na równe nogi.
-Jak możesz?- Posmutniał, zupełnie go nie rozumiem.- Ty draniu! Właśnie widzę jak mnie kochasz!- z szeptu przeszłam na pełen żalu i negatywnych emocji ton. On również wstał. Palcem wskazującym, wskazałam na niego.
-Nie podchodź do mnie- łzy zamazywały mi obraz. Na palcach, ale szybko, w celu uniknięcia hałasu podbiegłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę. Zamknięte! Odwróciłam się do niego. Wystraszyłam się widząc go tuż za mną. Zerknęłam na łazienkę, w celu domyślenia się, czy zdążę dobiec do łazienki i się zamknąć. Marne szanse, ale co mam do stracenia?.
-Lily nie- Powiedział spokojnie. Złapał mnie od tyłu i mnie podniósł. Wyrywałam się, ale to na nic. Usiadł na łóżku i ułożył mnie sobie na nogach. Nadal z nim walczyłam, ale złapał mnie mocno, tuląc mnie ciasno do siebie, sprawiając, że nie mogę ani się wyrwać, ani uciec, ani poruszyć. Płakałam mu w klatkę piersiową . Docisnął, nie za mocno moją głowę do niej i głaskał po głowie.
-No już..Shhh- zaczął się delikatnie ze mną w rękach bujać. Nie powiem, że to nie pomagało. Ale nadal czułam się okropnie.
-Przepraszam Kotek- pocałował mnie w czoło, nie przerywając bujania.
-Nie jestem szmatą- wypłakałam te słowa. Cały czas mnie głaskał po włosach.
-Nie, nie jesteś- ponownie mnie pocałował- Shh, nie płacz już. Zdenerwowałem się...dlatego tak powiedziałem, ale wcale tak nie myślę. Lily kocham cię.- teraz zaczął głaskać mnie po policzku.
-Czemu ci nie wierzę?-spytałam go, patrząc mu prosto w oczy.
-Bo już mi nie ufasz. Zbyt dużą krzywdę ci wyrządziłem.- Ooo... Mów dalej, to coś nowego.
-Ja nadal nie wiem czemu- powiedziałam niepewnie bojąc się reakcji. Spojrzał na mój zabandażowany nadgarstek, na którym znajdował się napis JB, ale nadal był owinięty w bandaż, po czym wziął tą rękę w swoją. Zahaczał lekko palcem o bandaż.
-Sam nie wiem- zamknął na chwilę oczy, po czym otworzył. Jakoś mu nie wierzę, że nie wie dlaczego wyrządza mi krzywdę.
-Nie chcę teraz o tym rozmawiać...czy możemy iść spać?- zapytał z oczami pełnymi żalu.
-Tak, ale nie rób niczego, czego bym nie chciała- puścił mnie
-Nie będę- położyliśmy się, a on szczelnie okrył mnie kołdrą, po czym przytulił. Czuję się dziwnie po tej rozmowie. Ten wieczór był tym z gorszych, mimo tego że nie doszło do żadnej krzywdy fizycznej. Źle mi jest teraz leżeć tak z nim, pomimo, że to on wtula się we mnie a ja nie. Darowałam już sobie odpychanie go ode mnie, ponieważ nie wiem jak może na to zareagować. Ale też dlatego, że jestem zmęczona. Jutro ma przyjść psycholog i nie chcę wyglądać jak strach na wróble, muszę spać. Więcej spać.


Justin's POV:
Otworzyłem zaspany oczy. Obok nie dostrzegłem Lily. Zerknąłem na zegarek. 11:42. Kurwa! Dziś muszę być w pracy na spotkaniu z klientami. Szybko poderwałem się na równe nogi i wskoczyłem wziąć prysznic. Po prysznicu ubrałem się w bardziej eleganckie ubrania i wyszedłem z pokoju. Drzwi były zamknięte. Pewnie Lily zobaczyła kluczyk na szafce przy łóżku... Schodząc na dół usłyszałem głos jakiegoś mężczyzny. Ah no tak, psycholog. Zszedłem na dół do kuchni w celu zjedzenia jakiegoś śniadania.
-Dzień dobry Panie Bieber- powiedział do mnie i wyciągnął do mnie dłoń. Odwzajemniłem ten gest. Zobaczyłem psychologa z Lily sam na sam. Moja mama pewnie poszła się przejść z Jazzy. Nie widzę ich butów w przedpokoju...
-Może zechce pan usiąść? Chyba wiem jak panu pomóc.- Taa, jasne. Uśmiechnąłem się do niego sztucznie.
-Widzi pan, mam ważniejsze sprawy na głowie. Na przykład utrzymanie rodziny.- Działa mi na nerwy.
-A to nie jest utrzymanie rodziny? Z tego co wiem to Pańska żona rozważała wziąć z panem rozwód.- Bezczelny sukinsyn! uniosłem brwi i zrobiłem oczy typu: Kto? Ja?!
-Jeśli pan chce, to ja mogę panu postawić diagnozę...o wiele szybciej niż pan mi- Lily się na mnie spojrzała. No co?
-Justin!- skarciła mnie łagodnie.
-Taka prawda kochanie. Chyba nie wątpisz w moje możliwości, prawda?- Chytrze się uśmiechnąłem. Spuściła głowę.
-Pan już chyba wystarczająco dobitnie pokazywał swoje możliwości na skórze żony. Mam rację?- Zrobił minę: I co? Zgasiłem cię!
-Pójdę już. Czas to pieniądz, a ja zarabiam 10 tysięcy na godzinę.- teraz to ja go zgasiłem. Lekko uśmiechnąłem się zwycięsko. Brakowało mi jeszcze tylko jednego. Podszedłem do Lily, nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek, patrząc intensywnie na niego. Tak, 1:0 dla Biebera.
-Przekażę żonie wszystkie ważne informacje- powiedział i próbował wyglądać na obojętnego, ale wiem że go wyprowadziłem z równowagi.
-Tak, koniecznie- tak bardzo się cieszę, że aż stypa. Nie mam już czasu na śniadanie. Chwyciłem jakieś jabłko i wyszedłem z domu, po czym odjechałem...



Hej :D 
No i jest 19... Justin miewa humorki no nie? Mam mnóstwo nauki, dlatego teraz tak nawalam, ale postaram się to zmienić. Nowy semestr- więcej czasu. Sami wiecie jak jest xD
A co do tygodnia z rozdziałami, to dam wam znać kiedy będą ;) Proszę o komentarze. Jest was coraz mniej...Nie wiem czy nie chce wam się komentować, czy ubywa czytelników. Nie, żebym tylko narzekała xD Dziękuję tym, którzy komentują i obserwują :*

niedziela, 25 stycznia 2015

INFORMACJA

Hej :D
Nawalam... Mam zapierdziel w szkole. Rozdział chciałam dodać już wcześniej, ale nie miałam wystarczająco czasu, aby go napisać. Postaram się go dodać jutro wieczorem ;) Przepraszam..

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 18

CZYTASZ-KOMENTUJESZ :D
IM WIĘCEJ KOMENTARZY TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ


Lily's POV:

Usiadłam na przeciwko Justina, obok Patie. Psycholog siedział z boku, mając wszystkich na widoku. Boję się tego wszystkiego.
-Dzień dobry. Jestem doktor Jason Grey- Uśmiechnął się do mnie, po czym uścisnął moją dłoń. Wyglądał bardzo młodo. Dałabym mu około 25 lat. Na pewno należał do tych przystojnych doktorków z dobrego domu. Włosy miał w kolorze jasnego brązu, natomiast oczy miał niebieskie. Był wysportowany i dużo wyższy ode mnie, zresztą żadna nowość.
-No więc...Witaj Justin, od dziś będę starał się ci pomóc.- Justin zmarszczył brwi.
-Nie potrzebuję pana pomocy. Nie jestem chory i myślę, że pańska obecność tutaj jest bezsensowna. Niech pan nie traci czasu i robi swoje.- Justin powiedział i wstał, po czym zaczął opuszczać salon.
-Myślę jednak, że bez powodu tu nie jestem. Zapraszam do nas panie Bieber.- Zatrzymał się będąc odwrócony do nas tyłem. Prychnął, po czym pokręcił głową z rozbawieniem by za chwilę się odwrócić. Wrócił na swoje miejsce i patrzył na niego z chytrym uśmieszkiem, który oznaczał, że się z niego naśmiewa.
-Słyszałem co nie co o tobie i twoim problemie od panie Patie, ale chciałbym żeby opowiedziała mi na parę pytań, że tak powiem, pokrzywdzona.- O mnie mówi? Tak, to chyba o mnie.
-Panno Lily, czy agresja u pana Biebera pojawiała się często?- spojrzał na mnie. Kiedy myślałam Justin prychnął sarkastycznie mówiąc pod nosem słowo wymienione przez psychologa "agresja". Już próbuje pokazać mu kto tu rządzi.
-Myślę, że codziennie.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Zauważyłam, że coś notuje. Justin uważnie na mnie patrzył. Ale nie dam się zastraszyć. Jeśli to ma mu pomóc to muszę powiedzieć o wszystkim.
-Dobrze...Jakim sposobem najczęściej wyładowywał złość na panią?
-Zwykle był to siarczysty policzek.
-Czy coś poza tym?
-Tak
-Na przykład co?
-Na przykład bicie, ale też...- zacięłam się, nie wiem czy mam mu to też mówić. Czuję się skrępowana. Nie znam go i ciężko mi o tym mówić. Ale chyba powinnam.
-Proszę kontynuować
-Też gwałt- zaczęłam bawić się palcami od rąk, czując się jak ośmiolatka.
-Czy mogłaby pani powiedzieć jak często?
-Co dwa, może trzy dni- zmień temat proszę...
-Przepraszam was...Czy mogę zostać sam na sam z panną Lily?- o matko, chyba się zorientował. Może i to nawet lepiej.
-Oczywiście- powiedziała Patie i wyszła z Justinem z salonu. Sama nie wiem, czy teraz jest lepiej jak wyszli, czy gorzej.
-Zdaję sobie sprawę, że ciężko pani o tym mówić, ale to jest na prawdę dla mnie bardzo ważne. Muszę zadać parę prywatnych pytań. Czy zachowanie pani męża podczas gwałtu różniło się od tego codziennego?- Serio? Czy to jest takie istotne? Po co mu to?
-Tak, ale nie zawsze
-Były może sytuacje, gdzie w łóżku zamiast być brutalny, zachowywał się jak dobry, przykładowy mąż? I oczywiście na odwrót?
-Tak- jeśli chodzi o to o czym myślę. Na przykład, raz mnie bił a potem w łóżku głaskał mnie po włosach. O to mu chodzi?
-Mąż często ma wahania nastroju?- za często
-Tak- Tak jak przy poprzednich moich odpowiedziach, zaczął zapisywać coś w swoim notesie.
-Bardzo pani dziękuję. Myślę, że na razie mi to wystarczy. Przyjdę jutro, mniej więcej o tej samej godzinie.
-Dziękuję, do widzenia- ponownie uścisnął moją dłoń, po czym odprowadziłam go do drzwi. Usłyszałam kroki po schodach i zobaczyłam Patie.
-Już poszedł?
-Tak. Gdzie Jazzy?
-Bawi się z psem w ogrodzie. Lily skarbie, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że sprowadziłam psychologa, ale innej opcji nie widziałam, a chyba nie chcesz odesłać Justina do więzienia, prawda?- widziałam smutek w jej oczach. Powiem jej prawdę co myślę na ten temat.
-Nie, nie chcę. Jest ojcem mojego dziecka i nie chce, żeby był za kratkami.- uśmiechnęła się blado.
-Dziękuję ci Lily.- przytuliła mnie- Ale nie mogę zrozumieć czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś.
-Bałam się, często mnie zastraszał. Możemy teraz o tym nie rozmawiać?- Na prawdę już dziś zbyt dużo razy odtwarzałam historie z mojego nędznego życia.
-Dobrze, przepraszam Lily. Pójdziesz po Jazzy? Zaraz będzie obiad.
-Tak jasne.- uśmiechnęłam się do niej i wyszłam do ogrodu. Zobaczyłam Justina, bawiącego się z córką. Podeszłam do nich.
-Za chwilę będzie obiad. Chodź Jazzy- podałam małej rękę, a ta złapała. Justin przy wejściu do domu złapał mnie za ramię.
-Jazzy idź do babci i powiedz, że zaraz z mamą przyjdziemy.- pokiwała głową a mnie przeszły ciarki na plecach, sama nie wiem czemu, przecież nic mi teraz nie zrobi...tak myślę.
-O co cię pytał jak poszedłem?- spojrzał mi w oczy i nie umiałam skłamać.
-O seks- zdziwił się, po czym się zaśmiał.
-Oh, do prawdy? Powiedziałaś mu jaki dobry jestem?- Nachylił się i pocałował mnie w nos. Oh tak...mąż ma zbyt często wahania nastroju. Usiedliśmy wszyscy przy stole i jedliśmy.


Justin's POV:

Godzina 22:13. Siedzę w salonie i oglądam jakieś durne rzeczy w telewizji. Jazzy już dawno śpi, moja już też za chwilę idzie spać, albo już śpi. Ciekawe jak tam Lily. Jeśli do niej pójdę i będziemy rozmawiać, moja mama nas na pewno nie usłyszy. Śpi na dole. Wstałem, wyłączyłem telewizor i poszedłem na górę. Otworzyłem drzwi do pokoju gdzie przebywała i jej nie było, pomyślałem łazienka. Bingo. Chciałem zapukać, ale zauważyłem, że drzwi nie są domknięte. Uchyliłem szerzej drzwi żeby zobaczyć Lily. Usłyszałem jedynie spadający strumień wody pod prysznicem. Wszedłem do łazienki i zdjąłem swoje ubrania. Z chytrym uśmiechem podszedłem do drzwiczek prysznicowych. Lily stała do mnie tyłem, zupełnie nie wiedząc, że tu jestem. Nuciła coś pod nosem i myła swoje seksowne ciało. Już dłużej nie mogłem czekać. Szybkim ruchem przesunąłem drzwiczki i wszedłem do środka. Lily wyglądała na zszokowaną co było dosyć zabawne.
-Co ty tu do cholery robisz?- Natychmiast zasłoniła ciało swoimi drobnymi rękoma...Przynajmniej próbowała.
-Biorę prysznic z moją żoną- powiedziałem rozbawiony.
-Wynocha Justin. Nie chcę cię tu...Sio- machnęła ręką na wyjście spod prysznica.
-Ale ja chcę cię...tu i teraz- podszedłem do niej jeszcze bliżej ma co ona się oddaliła ode mnie, ale o ile dobrze widzę pod tym strumieniem wody, opiera się o ścianę. Znów podszedłem.
-Aha...i co teraz?- spojrzałem na nią z pożądaniem, jakie rosło we mnie z sekundy na sekundę.
-Wychodzę- spojrzała na mnie wystraszona, nie wiem czemu i podeszła do drzwiczek, ale zablokowałem je swoją ręką. Nie otworzy, nie ma tyle siły.
-Puść Justin- Powiedziała z rezygnacją w głosie.
-A co za to będę miał?- poruszałem brwiami na co się lekko uśmiechnęła.
-Yyy...Więcej miejsca pod prysznicem?- odpowiedziała, drocząc się ze mną.
-Lily, nie odpowiadaj mi pytaniem na pytanie- zrobiłem się poważniejszy. Nie spodobało mi się to.
-Pytam poważnie Lily. Co za to będę miał?- widziałem lekki strach w jej oczach.
-Wypuść mnie stąd- pisnęła i zaczęła odpychać moją rękę od drzwiczek, ale ona ani drgnęła. Po chwili już się chyba poddała bo przestała ciągnął za rękę. Spuściła głowę i westchnęła. Spojrzała na mnie.
-Co chcesz w zamian za wypuszczenie?- przewróciła oczami. Oj wiele kotek.
-Na kolana i robisz mi loda- uchyliła usta, żeby cokolwiek powiedzieć, ale jej to nie wyszło.
-Żartowałem kotek- zobaczyłem ulgę wymalowaną na jej twarzy. Zresztą nawet jeśli na prawdę zażądałbym loda, to nie chciałaby go zrobić? Nie kocha już mnie?
-Całus wystarczy- powiedziałem i schyliłem się, żeby było jej łatwiej. Pocałowała mnie w policzek i odwróciła się przodem do wyjścia. O nie, nie kochana, tak to ja bawić się z tobą nie będę. Spojrzała na mnie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-No już...zrobiłam co chciałeś- zaśmiałem się. Wskazałem na policzek
-Nie tu chciałem...Tu- i pokazałem na usta. Ponownie się nachyliłem. Lily mnie pocałowała i gdy już chciała się oderwać ja przytrzymałem jej głowę. Oblizałem koniuszkiem języka jej boskie usta, ale nie chciała mi dać do nich dostępu.
-Lily- mruknąłem jej w usta.
-Justi...- Bingo...języczek w środku, misja zakończona. Kiedy już pozwoliłem jej się oderwać ode mnie, ponownie zwróciła się ku wyjściu z kabiny. Tupnęła lekko nogą.
-Justiiin- przeciągnęła oburzona moje imię i zrobiła minę obrażonej.
-No już wysiadamy- odwróciła się do mnie
-Nie...Ja wysiadam, ty zostajesz- puściłem rękę i wyszła, ale ja zaraz po niej. Westchnęła głośno zrezygnowana. Zaczęła się wycierać.
-Chodź, ubiorę cię- uwielbiałem ją ubierać...no i rzecz jasna rozbierać.
-Nie
-tak...Nie odmawiaj mi Lily. Jesteś moją żoną i mam zamiar cię teraz ubrać do snu- czy ona zawsze musi to robić?
-Umm...J-ja- czy ona się mnie wstydzi? To niedorzeczne! Zaśmiałem się na tę myśl
-Lily kwiatuszku, czy ty się mnie wstydzisz?- uśmiechałem się do niej jak głupi w tym momencie.
-Tak, to znaczy nie...J-ja- no nieźle
-Oh mała- podszedłem do niej i złapałem za jej ręcznik, ale jeszcze go nie zdjąłem. Przytrzymywała go swoimi rączkami.
-Zaraz cię ośmielimy. Nie bój się mnie mała, nie ugryzę cię i ty to wiesz- dobitnie podkreśliłem słowa "nie ugryzę cię i ty to wiesz". Z tego co pamiętam, to pokłóciliśmy się o to niedawno.
-A teraz zdejmuj ten ręczniczek i pokaż co ty tam masz- Szarpnąłem jej ręcznik i uśmiechnąłem się. Stała naprzeciw mnie ze spuszczoną głową i zarumienionymi policzkami, próbując zasłonić się rękoma. Muszę przyznać, że to co widzę, w pełni mnie podnieca. Jest taka seksowna.
-Lily przestań, przecież cię nie raz widziałem.- skarciłem ją, ale uśmiech mi nie mógł zejść z twarzy. Czego ja się dziś naćpałem? Podszedłem do niej i złapałem ją za brodę, aby podniosła na mnie wzrok.
-Jesteś piękna wewnątrz jak i na zewnątrz. Kocham cię taką jaka jesteś i kocham twoje ciało takie jakie jest. Nie wiem czy to co teraz mówię wpłynie na twoją nieśmiałość w stosunku do mnie, ale zamierzam się teraz z tobą kochać- Szybko podniosła na mnie wzrok i znów zaniemówiła.
-Nie pieprzyć, nie rżnąć i nie posuwać.- nachyliłem się do jej ucha, aby jej szepnąć...
-Kochać Lily. Chodź do pokoju kotek. Nie martw się, pomogę ci przełamać twoją wstydliwość- Jest zszokowana, ale się wstydzi więc to dla tego. Pomogę jej. Jestem jej mężem i tak nie powinno być, że ona się mnie wstydzi, dlatego jej pomogę, a nawet bardziej niż pomogę. Uśmiechnąłem się zadziornie, podniecony i złapałem ją za rękę, aby iść do pokoju.

Lily's POV:

O KUŹWA!



Heej :D
Trochę ostatnio nawalam z terminami, jeśli chodzi o dodawanie rozdziałów. Postaram się wam to jakoś wynagrodzić...Co powiecie na tydzień z rozdziałami w ferie? Nic nie obiecuję, ale jeśli wam to sprawi radość i mi wybaczycie to myślę, że warto się postarać, aby to wypaliło. Co wy na to? :D A co do rozdziału to Justin coś w humorku dziś XD Ciekawi co na to wszystko Lily? Pozdrawiam xoxo

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 17

CZYTAJĄC, PROSZĘ KOMENTUJ!



Lily's POV:

Ktoś mnie delikatnie potrząsa. Co jest? Otwieram zaspana oczy i widzę Patie. Leżę na jej łóżku w jej sypialni.
-Lily kochanie, emm...Justin jest na dole- powiedziała niezbyt pewnym głosem
-Co? Czemu?- podniosłam się do pozycji siedzącej. Przecież ona zabrała mnie stamtąd dlatego, że był tam Justin.
-Spokojnie, nic ci nie zrobi. Chciał się z tobą zobaczyć- powiedziała i pogłaskała mnie po policzku na którym widniał siniak po wczorajszym starciu z ręką Justina.
-Nie wiem czy ja chcę go widzieć- wymamrotałam w tym samym momencie wszedł do pokoju.
-Mamo, możesz nas na chwilę zostawić samych?- zapytał, tym samym zbliżając się w naszą stronę. Po jego minie mogłam wywnioskować, że jest przybity, ale jego wzrok był surowy.
-Lily- spojrzała na mnie a ja skinęłam głową na znak pozwolenia. Uśmiechnęła się blado i wychodząc szepnęła coś niezrozumiałego dla mnie do Justina. Nie było to chyba coś miłego gdyż Justin od razu spuścił głowę na dół jak jakiś pięciolatek. Patie wyszła i zostaliśmy sami. Siedzę na łóżku i nie ukrywam, że trochę mi nieswojo. Co on chce zrobić? Powoli podchodzi do mnie i siada obok. Żadne z nas się nie odzywa. Justin patrzy ze skupieniem przed siebie, a ja bawię się swoimi palcami u rąk, które w tym momencie są takie interesujące. Justin przenosi na mnie swój wzrok. Ze skupieniem patrzy na mnie.
-Musiałaś jej wszystko powiedzieć?- patrzy intensywnie na mnie i zaczynam się go bać. Mówi szeptem chyba żeby Patie nie słyszała
-J-ja...Nie będę się tobie tłumaczyć- O Boże, ja na prawdę mu to powiedziałam. Przybliżył się do mnie i powoli zaczął ściskać mnie za włosy.
-Jak możesz być przeciwko mnie? Jesteś kurwa moją żoną.- wysyczał mi do ucha i ciągnął coraz mocniej. Złapałam za rękę Justina, która ciągnęła moje włosy. Chcę płakać i krzyczeć, ale nie zrobię tego. Nie chcę żeby Patie zobaczyła ponownie co robi jej syn. Jedyny syn. Jak dotąd myślała grzeczny i poukładany syn. Ona jest zdruzgotana i zaniepokojona, ale jednak mam nadzieję, że przemówi mu do rozsądku.
-Lily skarbie, w porządku?- Patie zawołała.
-Tak w porządku- skłamałam. Justin się trochę opanował po słowach Patie i poluźnił lekko uścisk.
-Właśnie Justin- oczy mi się zaszkliły- Jestem twoją żoną. Bijesz mnie i gwałcisz a ja mimo tego nadal z tobą jestem.- Jego wyraz twarzy natychmiast się zmienił. Zrobił się surowy, ale w jego oczach dostrzegłam smutek.
-Nie gwałcę cię, a biję tylko wtedy kiedy na to zasłużysz- Czy on wie co mówi?
-Czy ty się słyszysz? Jak to kiedy zasłużę? Co ja ci złego kurwa robiłam!?- poniosło mnie lekko i krzyknęłam, ale na szczęście Patie nie weszła. Justin był przytłoczony lecz nadal z kamiennym wyrazem twarzy
-Jak to mnie nie gwałcisz? Przypomnieć ci?- pojedyncze łzy zaczęły wypływać.
-No słucham- uniósł brem zdezorientowany o co mi chodzi.
-Jezu... Czy ty na prawdę tego nie wiedziałeś?! Pamiętasz, kiedy wróciłam z imprezy? Chciałeś mnie zgwałcić- na te wspomnienia moje ręce zaczęły dygotać. Spojrzał na moje trzęsące się dłonie. I złapał za nie, delikatnie pocierając. Bipolarny sukinsyn. Może mnie zaraz pobije, a potem pocałuje i powie jak to mnie kocha ?!
-Ale cię nie zgwałciłem- szepnął zdenerwowany ale i przejęty tą sytuacją. On na prawdę nie wiedział? Czy tylko udaje?
-Nie zrobiłeś tego bo miałam okres. Parę dni później na wieść o tym, że mi się skończył od razu się na mnie rzuciłeś wbrew mojej woli. I nie tylko wtedy. Już nie pamiętam kiedy uprawiałam z tobą seks dobrowolnie.
-Oj nie mów, że nie pamiętasz. Dwa dni temu, kiedy przerzuciłem cię przez kolano. Gdybym kontynuował to byś miała orgazm po trzech minutach.- uśmiechnął się chytrze. On jest niepoważny! Adrenalina rośnie. Gdyby mnie teraz nagrali i pokazali ten filmik jutro to na pewno nie uwierzyłabym własnym oczom, że to ja mu to wszystko wygarniam.
-Łał...Nie no dziękuję. Dziękuję ci za okazanie mi łaski, do tego stopnia, że nigdy nie sprawiasz mi przyjemności z wyjątkiem tego razu, kiedy to w połowie rozkoszy mnie zostawiłeś...Ah, zapomniałabym- wyciągnęłam swoje ręce z jego i wstałam nadal patrząc na niego. On był najwyraźniej wstrząśnięty i oszołomiony. Myślę, że z takiej racji, że dawno mnie w takim wcieleniu nie widział.
-Zapomniałabym o tym, że po fakcie iż mnie zostawiłeś, nie pozwoliłeś mi się nawet dotknąć...Co się z tobą dzieje?!- teraz to już na maksa krzyczałam a wodospad łez s pływał po policzkach. Patie weszła.
-Zostaw mnie!- uniósł się Justin na Patie, która chciała go wygonić z pokoju. W sumie nie musi iść bo mam zamiar wieczność przesiedzieć w łazience użalając się nad sobą i całą sytuacją.
-Patie, jak chce to niech tu siedzi- spojrzałam na niego z obrzydzeniem a on najwyraźniej ze smutkiem spojrzał na mnie.
-Lily myś...-przerwał jej Justin.
-Mamo, daj nam chwilę
-Lily wołaj jakby co- powiedziała i wyszła. Justin jeszcze raz na mnie spojrzał. Wziął głęboki wdech.
-Lily...- dawno nie widziałam jego w takim stanie. Ale to i tak nie można porównać do tego co ja czułam przez te wszystkie lata. Chciał do mnie podejść ale ja uciekłam do łazienki, która znajdowała się w tym samym pokoju. Zamknęłam się. Przynajmniej tu jest trochę spokoju. U mnie w łazience jakiś wariat pozbył się zamka. Oparłam się plecami o drzwi, po czym zsuwając się po nich, schowałam twarz w kolana. Usłyszałam ciche ocieranie się o drzwi co oznaczało, że Justin po drugiej stronie zrobił to samo co ja. I teraz, kiedy byłam pewna, że nie dostanie się do mnie i, że jestem bezpieczna zdobyłam się na odwagę, żeby go zapytać.
-Czemu mi to robisz? Co ja ci takiego zrobiłam, że mnie aż tak nienawidzisz huh?- łzy nadal gromadziły się w moich oczach. Usłyszałam westchnięcie.
-Już ci mówiłem, że cię kocham Lily- powiedział smutno z nutą poirytowania.
-No właśnie widzę. Pocałunki, zaufanie, poczucie kochanym, bezpieczeństwo, a przede wszystkim dbanie i opieka. Czy tak nie okazuje się miłości?- mówiłam już nieco ciszej, wyżalając mu się i rozmyślając jednocześnie nad tym wszystkim.
-Codziennie rano wstaję i żałuję, że się budzę, trzęsąc się ze strachu jak zakończy się dzisiejszy dzień. To nazywasz miłością? Jak ty to wszystko widzisz huh? Czy kiedy ja płaczę to co? Cieszysz się czy jak? Bo ja cię kompletnie nie rozumiem.
-To nie tak...-westchnął- Im bardziej cię pragnę, tym bardziej chcę zadawać ci ból- O Matko! Co?!- Rozczula mnie gdy tak płaczesz...Gdy mogę całować twoje mokre od łez, zaróżowione policzki.
-Jesteś jakimś sadystą!- płacz przemienił się w ryk. Teraz to już i tak moje życie nie ma sensu...Martwię się o Jazmyn. Jak Justin może być jej ojcem. Z wyglądu taka podobna do niego. Z charakteru taka delikatna i potulna do wszystkiego...Teraz już nie panuję nad łzami.
-Lubisz mnie w takim stanie?- otworzyłam wściekła i przygnębiona drzwi na co Justin również wstał i spojrzał na mnie. Otworzył usta w szoku. Zdaję sobie sprawę z tego jak wyglądam. Rozmazany makijaż, potargane włosy, cała zaryczana.
-No dalej. Upokorz mnie bardziej, przecież to lubisz. Masz moje policzki takie jak lubisz- wpadłam w szał, a on stał i patrzył na mnie intensywnie.
-Takie zaróżowione, a może zbyt mało co?- zgłupiałam. Uderzyłam się z plaskacza.- Tak dobrze? Czy nadal zbyt blade hmm?- kiedy nastawiałam się zadać sobie kolejny cios, Justin złapał mnie za obydwie ręce i przywarł mnie delikatnie do ściany, pewnie abym nie uciekła. Patrzył skupiony w moje zapłakane oczy z moimi nadgarstkami, które przygwoździł po obu stronach mojej głowy.
-shhh...Lily nie płacz, proszę.- oparł moje czoło o swoje i zamknął oczy. Minę miał surową, ale wewnątrz się powoli kruszył.
-Ile razy ja prosiłam? Pewnie nawet nie zliczę.- pocałował mnie w policzek, ale potem odwróciłam głowę nie mogąc dłużej na niego patrzeć. Sadysta nie mąż. Do pokoju weszła Patie.
-Justin, psycholog jest na dole i czeka.- Psycholog? D-dla nieggo? Dziękuję ci Patie. Może ten koszmar się skończy i Justin zmieni się na lepsze? Justin spojrzał na mnie groźnie. Oh...wspomnij Patie o jego bipolarności dobrze?
-Wiedziałaś o tym?- zmrużył na mnie oczy. Pokiwałam głową na nie.
-Chodźcie już.- jak to chodźcie? ja? po co ja tam?
-Czy muszę iść?- jak ja wyglądam! Patie! ugh... nie chcę tam iść, przecież ja nic nie zrobiłam
-Tak, musisz wszystko opowiedzieć- Nie, nie, nie i nie...Znów znając swoje nerwy się rozryczę na te wspomnienia. Usłyszałam jak Justin przeklnął cicho pod nosem i oburzony zszedł z nami na dół...




HE HEJ :D
Przepraszam, że trochę czekaliście, ale mam też życie osobiste....No więc jest rozdział już 17. Jak to leci xD Jak wrażenia? DZIĘKUJĘ ZA TAK OGROMNĄ ILOŚĆ OBSERWATORÓW I WYŚWIETLEŃ <3

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 16

CZYTASZ - KOMENTUJESZ

Lily's POV:

Po skończonym prysznicu schodzę na dół w celu przygotowania kolacji. Justin jest w gabinecie i pracuje, a ja zabieram się za robienie naleśników. Jazzy ze skupieniem ogląda bajki, a ja jestem pełna nadziei, że córka niczego nie słyszała kiedy byłam z nim na górze. Na samą myśl się rumienię, tyle, że na tyłku. Szczerze mówiąc zaskoczona byłam, że przełożenie mnie przez kolano będzie karą. Fakt, czułam się jak dziecko, poniżone dziecko, które dostaje lanie dlatego, że robi cyrk w sklepie, kiedy nikt nie chce kupić mu wymarzonej zabawki...Nie chce o tym myśleć. Siniaki na brzuchu dają o sobie znać.


Justin's POV:

Siedziałem przy biurku nad papierami, ale szczerze to myślami byłem gdzie indziej. Zbyt łagodnie potraktowałem Lily. Lanie. Serio Justin? Pieprzenie, które miało dać przyjemność tylko mi, a jednak było jej dobrze. Chodziło mi o coś kompletnie innego. może powinienem dokończyć po kolacji?
-Justin!- usłyszałem jej wołanie. Pochowałem papiery i poszedłem do kuchni.
-Ymmm, pięknie pachnie- wymruczałem jej do ucha i przytuliłem ją od tyłu. Jej ciało momentalnie zrobiło się sztywne.
-Boli tyłek?- uśmiechnąłem się chytrze i klepnąłem w niego. Podskoczyła. Urocze.
-Hmm?- dalej kontynuowała przygotowywanie naleśników a ja obejmowałem ją w tali. Zatopiłem swój nos w jej włosach i zaciągnąłem się powietrzem. Jak zawsze ten zapach. Zapach szamponu i Lily perfumy, które uwielbiam. Zacząłem lekko bujać się z nią na boki. Ona zajmowała się kolacją a ja już rozmyślam co z nią zrobię. Mmmm... ona leżąca pode mną skrępowana kajdankami i ostre pieprzenie do rana. Niewykonalne raczej z Jazmyn za ścianą.
-Justin puść mnie- powiedziała cicho i zrobiłem co chciała. Nałożyłem sobie porcję na talerz i usiadłem do stołu a razem ze mną Lily i Jazzy. Zacząłem jeść, ale zauważyłem, że Lily nie je.
-Dlaczego nie jesz?- pytam ją zdziwiony. Przecież od obiadu minęło sporo czasu i wiele, oj wiele się działo.
-Jakoś nie mam ochoty- powiedziała i nawet mogłem zauważyć, że wysiliła się na lekki uśmiech. Mnie to nie interesuje, że ona nie ma ochoty. Musi jeść. Ile ona w ogóle waży? 30 kilogramów? Nie mam pojęcia, ale wiem, że stanowczo za mało. Spojrzałem na nią chłodnym wzrokiem.
-Jedz- warknąłem, ale nie na tyle, żeby przykuło to uwagę Jazzy. Lily niechętnie wzięła widelec i zaczęła jeść, choć muszę przyznać, że szło jej to marnie.
-Mogę juź iść na górę się pobawić?- Jazzy spytała Lily. Pozwoliła jej co mi o wiele bardziej ułatwi karanie Lily. Czuję niedosyt po tamtej karze. To musi być coś co zapamięta na długo...
-Masz ochotę jeść?- spytałem niecierpliwie. Była zaskoczona.
-Przecież wiesz, że nie.- no i bardzo dobrze. Wstałem od stołu a razem ze mną Lily i kiedy widziałem, że ma zamiar iść na górę pociągnąłem ją za rękę w swoją stronę. Odwróciła się i spojrzała na mnie.
-Wiesz co kochanie? Nie jestem usatysfakcjonowany z poprzedniej kary.- jej wzrok natychmiast zamienił się w istny strach.
-Przecież mnie ukarałeś. Zrobiłeś ze mną co chciałeś! Jak to nie jesteś usatysfakcjonowany?!- podniosła ton i powoli zaczynała wyplątywać swoją rękę z mojej.
-Nie tym tonem!- ja również się uniosłem.
-Zostaw mnie! Nie chcę już tego! Nienawidzę cię!- zatknąłem jej usta ręką i przygwoździłem do ściany, trzymając jej obie ręce po obu stronach jej głowy.
-Nigdy więcej już tak do mnie nie powiesz szmato- powiedziałem jej ściszonym głosem przez zaciśnięte zęby.
-Powiem!B-bo to prawda! Nienawidz...-Tak kurwa ze mną nie będzie pogrywać. Strzeliłem jej z plaskacza. Dziwka.
-Puszczaj mnie- powiedziała wystraszona i pobudzona. Już była cała zapłakana. Ryczy.
-Nie rycz bo ci zafunduję coś co jest na prawdę warte ryczenia- Zaraz coś jej zrobię. Jak ona działa mi na nerwy! Mocniej docisnąłem ją do ściany. Jej policzek zdążył już przybrać kolor bordowy. Ryczy.
-Nie płacz kurwa- powiedziałem już nieco głośniej poirytowany, no bo ile można ryczeć. Baby. Dobra ostrzegałem. Nie uciszyła wycia. Znów jej strzeliłem z plaskacza tym razem mocniej. Zawyła. Rękę docisnąłem na jej buzi w celu uciszenia.
Jeszcze raz zawyjesz, a obiecuję, że zr...- O KURWA! Drzwi...
-Justin synku przyszłam odd...- Moja mama weszła do domu. Stała w drzwiach i z szokiem wymalowanym na twarzy patrzyła to na mnie to na zapłakaną Lily. Upuściła torbę.
-J-Justin odsuń się od niej!- krzyknęła. KURWA!

Lily's POV:
Boże, co ona tu robi. Justin w dalszym ciągu dociska mnie do ściany. Patrzy na mnie z mieszanym wyrazem twarzy. Patie podbiegła do niego i odepchnęła go ode mnie, po czym przytuliła mnie.
-Lily twoja twarz!- złapała mnie delikatnie za twarz. Chodź pojedziesz do mnie. Gdzie Jazmyn?- Ja nie mogłam powiedzieć ani słowa bo i płakałam i byłam sparaliżowana.
-U góry- szepnął Justin ze spuszczoną głową. Patie oderwała się ode mnie i zawołała Jazzy. Zeszła i była zdziwiona.
-Mama, co ci się stało w policzek?- spytała a ja nie panując nad tym co robię, wypuściłam kolejną falę łez.
-Kochanie, chodź do babci. Pojedziemy do mnie dobrze?- Patie wzięła Jazzy na ręce.
-Lily, jedziesz do mnie. Justin- spiorunowała go wzrokiem.
-Z tobą się jeszcze rozliczę- powiedziała oschle. Justin chyba nie do końca przetwarza co się właśnie dzieje, ale ja też.
-Lily chodź kochanie. Pojedziesz do mnie, już jest w porządku.- Powiedziała jego mama i wymusiła uśmiech. Wychodząc z domu odwróciłam się i spojrzałam na Justina, który był...smutny? Jego wzrok był pełen żalu i bólu. Dawno nie widziałam w nim takich emocji. Wyszłam z domu i poszłam do samochodu, po czym odjechałyśmy...

-Jazzy właśnie zasnęła. Lily, opowiedz mi wszystko.- Patie chciała porozmawiać na temat Justina. Od czasu kiedy Justin przygwoździł mnie do ściany ciągle płakałam.
-T-to było... J-ja...- Ciężko mi było cokolwiek powiedzieć.
-Kochanie, czy on często robił ci krzywdę?- łzy ponownie zaczęły spływać większą ilością. Zdecydowałam powiedzieć jej wszystko. Może Justina to zmieni, a może nie, ale niby co mam do stracenia?
-Codziennie- wyszeptałam. Patie otworzyła szerzej oczy. Była zszokowana.
-Co ci robił?
-Zależy
-Od czego?
-Od tego co źle według niego zrobiłam- zmarszczyła brwi
-Nie rozumiem
-Justin mnie karał kiedy coś robiłam źle- Wyraz jej twarzy mówił: Ty żartujesz prawda? Ty nie mówisz o moim synie. Pomyliłaś z kimś Justina.
-A co robiłaś źle?
-Bardzo często, kiedy odmawiałam mu seksu, on albo mnie bił, albo zamykał w piwnicy.- Patie oczy się zaszkliły.
-Wczoraj coś ci zrobił?- jej głos się załamywał. Na jej pytanie kiwnęłam głową na tak.
-Co?- nic nie powiedziałam tylko po prostu podniosłam koszulkę ukazując moje wielkie sińce. Momentalnie jej dłonie zaczęły drżeć.
-Co jeszcze źle robiłaś?
-Różnie to bywało. Raz mnie pobił za to, że na imprezie nie odebrałam od niego telefonu, raz za to, że go zdenerwowałam lub mu pyskowałam, ale ja nigdy mu nie pyskuję. Boję się nawet próbować.- po tych słowach Patie wtuliła się we mnie a ja zaczęłam żałośnie płakać w jej objęciach...
HEJJ :D
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!! 
Przepraszam za opóźnienia związane z rozdziałem, ale były święta i nie bardzo paliłam się do siedzenia przed laptopem. Wolała spędzać czas z rodziną lub też urodziny. Sami wiecie jak to jest xD No więc...Zaczyna się coś dziać. Co o tym myślicie? Dobrze, że Patie przyjechała do nich w samą porę? Komentujcie ;)
POZDRAWIAM
-KIN ADAMS