piątek, 24 października 2014

Rozdział 10

CZYTASZ-KOMENTUJESZ!!!
Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział!!!!!!

Justin's POV :

Kiedy Lily wyszła z łazienki stałem tam, wpatrując się skupiony w drzwi. Zaskoczyła mnie totalnie, tym, że...WSZYSTKIM! Że wygarnęła mi sporo faktów, ale tym, że jest w ciąży w szczególności. Cieszę się, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Nie jestem w stanie opanować swojej złości. Kocham moją rodzinę, ale nie zawsze pokazuję to we właściwy sposób. Wcześniej, kiedy Lily była w ciąży wszystko szło gładko, nie wściekałem się, nie podniosłem na nią głosu a co dopiero ręki...W głowie mi się to nawet nie mieściło. A teraz? Teraz...Martwię się jak to będzie. Zauważyłem, że ona mnie unika. Nawet jak jest "miło" to ona zawsze, albo boi się spojrzeć mi w oczy, albo, kiedy chcę ją przytulić czuję na odległość jak jest spięta. Utrudnia mi to...Cholernie mi to utrudnia. Staram się. Nie wiem czy jest sens ciągnąć to dalej. To staranie się być, jak to ona określiła "czułym i kochającym mężem" nie wychodzi, odpycha mnie. Dłużej nie dam rady...

Wyszedłem z łazienki i zdecydowałem się pójść do pokoju córki, gdzie była z nią Lily. Zapukałem cicho i wszedłem wolno. Usiadłem naprzeciwko Jazzy, koło Lily. Po jej minie mogłem stwierdzić, że byłoby lepiej jakby mnie tu nie było. Spokój Justin, kurwa spokój, pamiętaj.
-Kochanie, przepraszam- powiedziałem chwytając ją i sadzając ją sobie na kolana, uniemożliwiając jej ucieczkę.
-Lily zostaw nas samych- widziałem w niej niepewność. Iść czy zostać, iść czy zostać. Poszła.
-Puściaj mnie- powiedziała jakby miała się zaraz rozpłakać. Wtuliłem ją we mnie i głaskałem uspokajająco po głowie.
-Kocham cię mała- w końcu sama wtuliła się we mnie i usłyszałem cichy skowyt.
-Hej, ale nie płacz- powiedziałem łagodnie.
-Nie b- bij mni-ie więciej- zaczęła szlochać. Kurwa! Spierdoliłem...
-Nie będę, ale wiesz za co to było prawda?- Zapytałem i podniosłem brew do góry. Odsunąłem się, kiwnęła głową i znów się wtuliła.
-Idziemy na dół? Na bajki iii...-udawałem, że myślę.
-iiii?- Zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha, patrząc na mnie.
-I na lody!- prawie krzyknąłem, a rozbawiona Jazzy zaczęła ciągnąć mnie w stronę wyjścia z jej pokoju.
-Jazzy wszystko dobrze?- Do pokoju weszła lekko przerażona Lily
-Tak, lody chcie!- puściła mnie i pobiegła na dół.
-Już się powygłupiać nie można?- splunąłem. Wkurwiła mnie. Od razu myśli, że jej ręce wyrywam.
-Można- szepnęła i spuściła głowę w dół.
-Masz mnie za potwora?- uniosłem głos. I tak znam odpowiedź, ale zobaczę czy nie kłamie.
-Nie, przepraszam. Więcej się to nie powtórzy- na jej policzki wkradł się rumieniec.
-Wstydzisz się mnie?- zapytałem rozbawiony. Słodko. I kiedy miała już iść, ręką zablokowałem jej drogę.
-N-nie- powiedziała nadal patrząc na dół. Irytowało mnie to. Ma śliczne oczy, lubię, kiedy na mnie patrzy tym bardziej, kiedy się rumieni.
-To wytłumacz mi kotek, skąd u ciebie te rozpalone policzki?- bawiła mnie ta sytuacja a ona coraz bardziej była zawstydzona.
-Dobra, wiem, że i tak żadnej sensownej odpowiedzi nie usłyszę, więc pocałuj mnie i chodź na dół.- Widziałem na jej twarzy takie jakby lekkie zaskoczenie. Jest do cholery moją żoną!!! Czy to dziwne, że ma mnie pocałować?!To co...W łóżku też będzie zdziwienie jak zapragnę ją pieprzyć?! Przepraszam kochać. Od razu na samo wspomnienie tego słowa w głowie odtworzyłem sobie dzisiejszy ranek. Mam swoje potrzeby, które ona musi zaspokoić. Zrobiła co mówiłem, pocałowała mnie i złapała za moją dłoń co mnie zaskoczyło, ale pozytywnie. Zaczęliśmy kierować się w stronę salonu gdzie siedziała Jazzy, ale ona puściła moją rękę.
-A ty gdzie?- zapytałem zdezorientowany.
-Do kuchni, muszę zrobić coś na obiad- powiedziała patrząc nieśmiało, tak jakby obawiała się mojej
reakcji...Nie wiem, odniosłem takie wrażenie.
-Nie możemy czegoś zamówić?
-Jak chcesz- powiedziała obojętnie i zaczęła kierować się w stronę schodów
-Gdzie znowu idziesz?- zaczynała mnie irytować. Chciałem wspólnie obejrzeć jakiś film i zjeść lody.
-Justin, chyba mam prawo do prywatności- stwierdziła bardziej niż pytała...O co jej kurwa chodzi? Przecież jesteśmy małżeństwem, więc mam prawo wiedzieć gdzie i po co idzie.
-Jestem twoim mężem więc mam prawo wiedzieć- powiedziałem lekko poważnie, niech sobie nie myśli inaczej. Ona wciągnęła powietrze i wypuściła.
-Pogadać na skype z Isabellą i Norą- powiedziała i z niewiadomych przyczyn wyczułem u niej strach.
-Jazzy, popatrz na bajki sama na razie, ok?- była zbyt zajęta oglądaniem więc uznałem to za tak. Znów poszedłem do Lily.
-Norą?- kim jest kurwa Nora? Przecież ona jest nieśmiała i od jakiś 2 lat nie przypominam sobie, aby nawiązywała nowe znajomości. Stała się taka krucha, mniej pewna siebie, nieśmiała, zamknięta w sobie. Mi to nie przeszkadza nawet to jest na plus. Mam pewność, że nie pozna żadnego chuja...Tak myślę.
-T-tak- jąkała się. Wiedziałem, że już się boi. Zacząłem do niej podchodzić.
-Kim jest Nora?- zapytałem poważnie chwytając ją zwyczajnie za rękę i idąc do naszej sypialni. Spuściła głowę i opornie szła za mną, jakby nie chciała iść i nie mam pojęcia dla czego, ale coś tu nie gra.
-Koleżanką- mruknęła cicho i dałem jej znak, żeby usiadła na łóżku i podałem jej laptopa, dając do zrozumienia, że ma z nimi rozmawiać. Ja usiadłem przodem do niej a pomiędzy nami był laptop, więc mogłem mieć pewność, że nikt mnie nie zobaczy.
-Rozmawiaj z nimi kochanie- mruknąłem. Byłem ciekawy o co chodzi. Lily chyba bez powodu by się nie jąkała. Widziałem lekką panikę w jej oczach co powodowało, że ciekawość wzrastała z sekundy na sekundę.
-Rozmawiaj tak jakby mnie tu nie było- Uśmiechnąłem się szyderczo. Wolno włączyła skype i usłyszałem głos.
-Hej mała. Gadałam z Norą i załatwione.- Zamurowało ją. Co jest załatwione?
-To super- powiedziała nieswojo.
-Lily, wszystko gra?
-Um, trochę źle się czuję. Odezwę się później.- Zamknęła laptopa i spojrzała na mnie bezsilnie.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć? Co jest "załatwione"?

Lily's POV :

-Chcesz mi o czymś powiedzieć? Co jest "załatwione"?
O BOŻE! Widziałam jego poważną minę. Nie mogę mu powiedzieć! Nie chcę narazić na to dziecka.
-N-nic- Kurwa Lily weź się ogarnij...Nie jąkaj się! Justin odstawił laptopa, po czym przybliżył się do mnie
-Wiesz...Jakoś ci nie wieżę- Szepnął zły do mojego ucha, po czym przygryzł jego płatek i przybliżał się do mnie powodując, że już leżałam pod nim.
-jesteś nieposłuszna- powiedział całując moją szyję co powodowało dreszcz na moim ciele. Jego dłonie zaczęły wodzić po moim ciele, nadal całując i ssąc szyję. Jęknęłam...cicho, ale jednak. Czułam jak na twarzy Justina formuje się triumfalny uśmieszek zwycięstwa.
-Lubisz to, prawda kotek?- mruknął mi do ucha. Zaczęłam nierówno oddychać. Zdjął ze mnie bluzkę, a ja byłam trochę oszołomiona tym co ma miejsce, ale nie myślę teraz racjonalnie i nie protestuję. Nadal całował moją szyję, poczułam jak rozpina moje spodnie i szybkim ruchem zdejmuje je ze mnie. Położył się między moje uda, łapiąc za jedno i ściskając.
-Uwielbiam cię w tym stanie...Nawet nie wiesz jak bardzo.-powiedział uwodzicielskim głosem i nagle poczułam jak wślizguje rękę w moje majtki. Przejechał palcem po mojej kobiecości i zwinnie wsunął we mnie palec. Jęknęłam i odchyliłam głowę do tyłu. Było mi dobrze. Justin zaczął całować moje piersi, zębami odchylając część stanika, aby mieć do nich lepszy dostęp. Drugą ręką trzymał moje ręce. Zaczął wsuwać swój palec we mnie i wysuwać.
-To jak Skarbie?...Powiesz mi co jest załatwione?- szepnął. Wolno ale głęboko oddychałam przez to co robił mi Justin, ale było mi przyjemnie.
-Nic- powiedziałam, tak jakby jęknęłam mówiąc to słowo. Justin znów całował moją szyję, ssając i przygryzając co jakiś czas.
-Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem- wymruczał schodząc pocałunkami na mój brzuch. Z przyjemności jaką mi sprawiał zamknęłam oczy i wygięłam się. Justin przestał mnie całować i puścił moje ręce, dokładając drugi palec. Po chwili poczułam jak wyjmuje swoje palce ze mnie, schodzi z łóżka i spina moje ręce w kajdankach do łóżka. Panika buchnęła we mnie jak zimna woda. Spowrotem położył się na łóżku lecz tym razem koło mnie.
-Shhh...Spokojnie kotek, nic złego się nie dzieje.- głaskał mnie po brzuchu a ja nie wiedziałam czemu to zrobił. Powinnam się bać? Chyba nie skoro mówi "nic złego się nie dzieje". Dał mi do zrozumienia, że jestem bezpieczna.
-Rozchyl nóżki- cicho mruknął do mojego ucha. Zrobiłam co kazał, chciałam więcej. Byłam już podniecona. Zdjął moje majtki i znów położył się na mnie, będąc między moimi nogami. Po raz kolejny wsunął we mnie palce a ja rozpływałam się pod jego dotykiem, co jakiś czas wydobywając z ust jęk przyjemności jaką mi dawał.
-Odpływasz Lily?- zapytał całując mnie po szyi
-Pra-praaa-wie- jęknęłam
-Powiesz mi co jest załatwione?- Kolejny raz mruknął mi do ucha, a ja pokręciłam głową na nie. Jeszcze chwila i dojdę!
-Jak chcesz- spojrzał mi w oczy i mogłam dostrzec na jego twarzy złość a oczy pociemniały. Wyjął ze mnie palce i zszedł ze mnie, po czym zaczął zakładać mi majtki. Ja nadal byłam skuta kajdankami.
-O co chodzi?- Zapytałam go zdziwiona i zdezorientowana. Czułam dziwne uczucie między moimi nogami. On ustał naprzeciw mnie, tylko, że ja leżałam. Spojżał na mnie zadowolony z założonymi rękoma.
-Justin! Nie skończyłeś- przerwał mi
-Wiem- odparł dumny a ja już czułam łzy na policzkach.
-Dla-dlaczego? Nie proszę!- szlochałam i wierciłam się, ponieważ musiałam dojść. Skończył w takim momencie...Ughh. On przyglądał się temu z minimalnym uśmiechem.
-Justin, proszę cię!- Gdyby nie związane ręce sama bym sobie pomogła.
-Nie chcesz mi powiedzieć, więc ja nie pozwolę ci dojść- patrzył na mnie skupiony a ja leżałam, wierciłam się i płakałam. Chwilę później już nie odczuwałam tej potrzeby tak bardzo jak wcześniej więc przestałam się wiercić i płakać.
-To co? Runda druga?- zapytał podchodząc do mnie. Widziałam błysk w jego czarnych oczach.
-Nie! Proszę cię, odepnij mi kajdanki- mówiłam błagalnym tonem
-A powiesz mi o co chodzi?- Pokręciłam głową przecząco
-Rozchyl nogi- powiedział bez uczuć- nie wytrzymam tego! Mimo wierzgania nogami zdjął mi majtki i szybko rozchylił nogi. Zrobił to ponownie a ja nie wytrzymałam i ponowna fala łez pokryła moje policzki. Miałam tego dość!
-Zdecydowałaś się mi powiedzieć?- zapytał poważnie z uniesioną brwią, ale ja płakałam i słowa nie mogłam powiedzieć.
-No już Lily, uspokój się- zaczął głaskać mnie po mokrym policzku.
-N-nie, za-abijesz mniee!
-Niby dla czego?- zdziwił się i zmarszczył czoło. Milczałam.
-Trzecia runda?- zniecierpliwiony zapytał
-Nie! Po-wiem- nie będę w stanie znieść więcej.
-Alee chce żebyś w-wiedział, że zmieniłam zdanie- Słuchał mnie nie wiedząc o co chodzi...Boję się!
-Lily, co jest załatwione?- zdezorientowany patrzył na mnie uważnie. Moje ciało się trzęsło.
-Papiery rozwodowe...rozwód- powiedziałam wystraszona i zerknęłam na niego. Zobaczyłam jak zaciska szczękę i zamyka oczy...On mnie zabije!



HEJ :D
Woooah, się porobiło...
Boicie się reakcji Justina??
Jak mi wyszedł rozdział? Mam nadzieję, że ujdzie xD
Rozdział jest dłuższy od poprzedniego...Miłego czytania ;)



piątek, 17 października 2014

Rozdział 9


CZYTASZ-KOMENTUJESZ!!!
Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział!!!!!!




Lily's POV :


-Że co?!- Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale i lekko wkurzony
-Jeste...- nie dane mi było skończyć
-Słyszałem- powiedział już nieco łagodniej. Patrzyliśmy na siebie, ale ja po chwili opuściłam wzrok na podłogę. On złapał mnie za rękę.
-Zaskoczyłaś mnie tym, ale to nie jest powód do obaw czy zmartwień Lily.
-Nie jesteś zły?- zapytałam cicho
-Nie, dlaczego?- spytał lekko się uśmiechając
-Nie wiem. Wiesz, że teraz nie...- powinnam była ugryźć się w język
-Co, teraz nie?- zmarszczył czoło
-Nie będziesz mógł m-mnie bić i, i g-gwał...- przerwał mi wpijając się w moje usta. Oderwałam się od niego.
-Nie martw się o to- szepnął mi do ucha.
-Byłaś już u jakiegoś lekarza?
-Nie
-Od kiedy wiesz?
-Od około tygodnia. Zrobiłam test.
-Przecież miałaś okres i to było- Nie skończył tylko spoważniał i patrzył dziwnym wzrokiem przed siebie w jeden punkt.
-To było...Zerżnąłem cię, uciekłaś, wyważyłem drzwi, skułem cię kajdanami, a potem zaniosłem do piwnicy i kazałem ci siedzieć?- powiedział to jakby mówił o pogodzie, bez uczuciowo. Na samą myśl o tamtym wydarzeniu dostałam gęsiej skórki. Kiwnęłam głową na tak, że to wtedy rozpoczęła się ciąża.
-Miałam okres wcześniej- wymamrotałam
-No tak, jak masz okres to cię nie pieprzę
-Możesz tak nie mówić?- zapytałam czując się zraniona
-Jak?- spytał prychając
-Rżnąć i pieprzyć to możesz się ty.- powiedziałam, podnosząc ton ze łzami w oczach
-Oczywiście skarbie- uśmiechnął się szyderczo, kontynuując
-Jak masz okres to się nie kochamy, prawda?- zapytał śmiejąc się...prawie dobrze brzmi, tylko trochę literki zamienił. Powinno być: Jak masz okres to cię nie gwałcę, prawda? Taki tylko szczególik. Poszłam smutna do łazienki i chciałam zamknąć drzwi, ale oczywiście brak zamka. Usiadłam na rogu wanny i patrzyłam się w odbicie lustra, gdzie powoli zbliżał się Justin.
-I co...Foch?- zapytał z drwiną w głosie, rozbawiony
-Przestań- powiedziałam na odczepnego
-Tak, foch- stwierdził, przewracając oczami
-Justin przestań, nie mam focha- wstałam i zmarszczyłam czoło
-Nawet nie masz pojęcia jak mnie to pociąga- podszedł do mnie i powiedział patrząc na mnie trochę jakby spod byka
-To niech cię nie pociąga- powiedziałam obojętnie. Czy jest coś co go nie pociąga? Nawet czyjeś cierpienie go pociąga.
-Musisz się hamować, dopiero za jakieś dziesięć miesięcy będziesz mógł mnie rżnąć- to ostatnie wysyczałam. Stał zdziwiony i się na mnie patrzył jak w obrazek.
-Co ty za bzdury gadasz?! Nie wiesz, że jak się jest w ciąży to można się "kochać"?- Na słowo kochać uśmiechnął się szyderczo, po czym przysunął się bliżej mnie.
-I będziemy się kochać słoneczko- szepnął mi do ucha a ja stałam oniemiała
-A no tak, zapomniałam, że moje słowo w tym domu się nie liczy. Władca Bieber robi ze mną co chce i kiedy chce- palnęłam ze łzami w oczach. Widziałam, że go zatkało, że się zdziwił tym co do niego powiedziałam, ale ja sama nie wiedziałam skąd u mnie taka odwaga.
-I co?!...Nawet nic na to nie odpowiesz
-Lily- spojrzał groźnie
-Tak na prawdę jesteś tchórzem Justin. Nie twierdzę, że ja nie, pewnie nawet tysiąc razy gorszym od ciebie, ale jesteś. Boisz się, że jeśli przypadkiem będziesz dla mnie czułym i kochającym...
-Dość!- uniósł swój głos i przybliżył się jeszcze bardziej w moją stronę, o ile było to możliwe. Patrzył na mnie z góry z mordem w oczach.
-Czułym i kochającym mężem, to cię zdradzę, alb...
-Dosyć!- złapał mnie brutalnie za włosy. Łza wypłynęła na mój rozgrzany ze strachu policzek. Mimo ogromnego strachu, kontynuowałam...
-Albo zostawię samego i zabiorę Jazmyn. Ja to wiem, przypomnij sobie dlaczego zacząłeś być dla mnie takim sukinsynem Justin!- prawie wykrzyczałam, ale płakałam
-Zamknij się kurwa dziwko!- wysyczał wściekły. Jego oczy pociemniały i wzmocnił uścisk.
-No dawaj, uderz ciężarną i pokaż jakim jesteś kurwa panem, że ty tu rządzisz. Pokaż, że z Justinem Bieberem się nie zadziera, że ból i cierpienie sprawia ci przyjemność!- nerwy mi puściły a łzy leciały po moich policzkach. Jego wzrok był przepełniony wściekłością.
-Mama- usłyszałam głos Jazzy. Dziękuję! Przy niej Justin nic mi nie zrobi. Mam nadzieję, że tego nie słyszała. Justin natychmiast mnie pocałował i z mocnego szarpania włosów, po prostu wplątał palce w moje włosy. Oderwał się ode mnie i zaczął pocierać swoimi kciukami moje zapłakane policzki. Ja złapałam jego dłonie aby je odepchnąć, ale...Zaraz, zaraz. Przecież on gra!Po prostu gra żeby córka nic nie podejrzewała.
-Nie płacz kochanie,już jest dobrze. Jestem przy tobie- powiedział spokojnym i opanowanym tonem, tuląc mnie do siebie.
-Tak skarbie?- wydostałam się z uścisku Justina i spojrzałam na córkę
-Chodź- cichutko wymamrotała, po czym pokazała rączką abym poszła z nią
-Nie nie sprawia...Już nie- odpowiedział patrząc na mnie zły i tak jakby...zdołowany?
-Co?- zatrzymałam się i spojrzałam na niego zdezorientowana, ale Jaz zaczęła ciągnąć mnie w stronę wyjścia z łazienki.
-Mama!- zaczęła marudzić
-Wiesz co- odpowiedział tym samym
-Chodź już!- pisnęła niezadowolona. Wychodząc z łazienki spojrzałam jeszcze raz na Justina. Nadal w tym samym miejscu uważnie mnie obserwując. Domyśliłam się, że to była jego odpowiedź na moje pytanie. "Nie nie sprawia...Już nie". Czemu powiedział już nie? Nie będzie już więcej mnie krzywdził? Naiwna Lily! Kiedyś też mi mówił, że się zmieni a na drugi dzień znów mnie pobił i wyrządził inne krzywdy. Nie raz słyszałam tą bajeczkę, w której mieliśmy żyć długo i szczęśliwie, ale książe znów znęcał się nad swoją księżniczką...



HEJKA :D
Przepraszam jeszcze raz za opóźnienie dodania rozdziału...Było więcej niż zwykle kom za co serdecznie wam DZIĘKUJĘ ;****  TYLE KOMENTARZY :D JESTEŚCIE NIESAMOWICI !! <3
Jak wam się podoba, może i zbyt dużo się nie działo, ale już niedługo przyjdzie taki rozdział gdzie wyjaśni się sporo rzeczy.
TRZYMAJCIE SIĘ OBSERWATORZY I KOMENTATORZY !!! DO NASTĘPNEGO :D






czwartek, 16 października 2014

INFORMACJA

ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ JUTRO...

Bardzo przepraszam, ponieważ mamy umowę. Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział, ale ja na prawdę nie miałam czasu go napisać. Bardzo jestem wdzięczna za taką liczbę komentarzy od was. Rozdział planowałam dodać 14.10, ale niestety nie napisałam, nie dałam rady. Zawiodłam. Próbowałam pisać jadąc samochodem czy kąpiąc się i coś tam w jedno złożyłam, ale końcówki nie mam dlatego dodam go jutro. ROZDZIAŁ BĘDZIE WIECZOREM, gdyż wcześniej nie będzie mnie w domu... Dziękuję za wyrozumiałość i cierpliwość...

POZDRAWIAM :D
KIN ADAMS

piątek, 10 października 2014

Rozdział 8

CZYTASZ-KOMENTUJESZ!!!
Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział!!!!!!



Lily's POV :

Otworzyłam swoje oczy słysząc głosik Jazzy.
-Ale ja nie chcie- powiedziała naburmuszona...Prawdopodobnie rozmawiała z Justinem
-Nie pytam się czy chcesz czy nie, masz posprzątać- powiedział zirytowany Justin
-To choć ze mną- pisnęła zniecierpliwiona, ciągnąć Justina za rękę. Nie wiedziałam o co chodzi więc jedynie usiadłam na łóżku, na zegarku widniała godzina 09:42 i wsłuchiwałam się w ich rozmowę.
-O nie nie nie moja droga, przeginasz. Kto się bawi lalkami?- Zapytał lekko poddenerwowany
-Jazzy, ale...
-Nie ma ale i teraz idziesz do pokoju i sprzątasz ten bałagan- nakazał zły
-Nie chcie!- tupnęła nogą z założonymi rękoma
-W tej chwili!- krzyknął na nią. Widziałam już rozklejającą się Jazmyn. Szybko do niej podeszłam, stając twarzą w twarz( no prawie, bo jestem niższa) z Justinem. Córka schowała się za mną.
-Nie krzycz na nią- powiedziałam z lekko podwyższonym tonem. Nie powiem, bałam się, ale dla córki zrobię wszystko.
-Jazmyn nie chowaj się, chodź do mnie!- krzyknął. Słyszałam jej cichy skowyt, chwilę po tym złapała za moją rękę i mocno ją ścisnęła.
-Chodź mówię- powiedział już trochę łagodniej, ale mała jedynie pokręciła przecząco głową
-Justin daj jej spokój- wyszeptałam
-Nie! Idź do sypialni, albo piwnica- to ostatnie nie wypowiedział w prost, ale za pomocą poruszania ust. Na to słowo kompletnie się zacięłam i na samą myśl zaczęłam się trząść, a potem poszłam do sypialni. Wszystko obserwowałam. Justin złapał małą i zaczął kierować się w stronę jej pokoju. Niepewnie podeszłam bliżej. Usłyszałam parę plasków.
-aaaaaa- krzyczała piszcząc Jazzy, po czym wybiegła z pokoju zapłakana a za nią Justin.
-Justin proszę- zatrzymałam go i powiedziałam ze łzami w oczach.
-Wyżyj się na mnie ale nie na niej- wypowiedziałam błagalnym tonem
-Nie wyżywam się- powiedział i spojrzał na mnie spod byka zdenerwowany. Bałam się, że mnie nie posłucha, ale poszedł do sypialni i trzasnął drzwiami. W duchu dziękowałam. Poszłam na dół gdzie uciekła Jazzy. Usłyszałam cichy szloch, który wydobywał się z gabinetu Justina. Weszłam do niego i zobaczyłam wystające, trzęsące się nóżki. Skulona siedziała na podłodze za szafką. Podeszłam do niej.
-Nie płacz skarbie- powiedziałam, po czym wzięłam ją na ręce. Ona od razu wtuliła się mocno we mnie i płakała. Próbowałam ją uspokoić.
-Shhh- głaskałam ją po główce, mocno tuląc.
-T-taat-tuś mnie uderzył- mówiła płacząc
-Już więcej cię nie uderzy kochanie. Ale nie płacz już- swoimi małymi rączkami wytarła mokre poliki a następnie postawiłam ją na podłogę i złapałam za mokrą rączkę.
-Chodź wytrzemy nosek- mała przytaknęła i poszła ze mną. Następnie poszłyśmy do kuchni zabrałam się za śniadanie.
-Co chce moja księżniczka na śniadanie?- zapytałam a ona się uśmiechnęła
-Nalesińki
-Naleśniki- poprawiłam ją
-Nalesińki- a ona mnie
-Niech ci będzie- zaśmiałam się. Usłyszałam schodzenie po schodach. Mała natychmiast podbiegła do mnie chowając się za mną. Justin powolnym krokiem podchodził do mnie.
-Jazzy słonko przepraszam- powiedział, ale ona zaczęła płakać kiedy był zbyt blisko niej. Justin zrozumiał aluzje i usiadł przy stole. Za chwile usiadłam razem z nią do stoły, ale Jazzy chciała siedzieć na moich kolanach. Siedziała i jadła patrząc na swoje nogi. Kiedy skończyła, szepnęła mi do ucha, ale na tyle głośno, że Justin na pewno słyszał.
-Zaprowadź mnie do pokoju bo ja się boję- Justin siedział patrząc się na nas. Zrobiłam o co mnie prosiła i zaczęłam kończyć śniadanie.
-Czemu to zrobiłeś?
-Co?- zapytał zdezorientowany
-Czemu ją uderzyłeś?
-Musiałem dać jej parę klapsów- powiedział poważny
-A inaczej nie można było?
-Chodzi ci o karę?...Ona i tak się nie słucha, jest zbyt rozpieszczona. Nie widziałem innej opcji.
-Przecież n...- przerwał mi
-Nie drąż tematu Lily, jestem jej ojcem więc mnie nie pouczaj- powiedział zły
-chodź pogadać do sypialni- powiedział normalnie a ja poszłam za nim. Weszliśmy do niej i poklepał ręką abym usiadła na łóżku. Zrobiłam to.
-Lily musisz mi coś powiedzieć- powiedział patrząc na mnie skupiony. Kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi,
-Co takiego?
-Ty mnie jeszcze kochasz?- zapytał z bólem w oczach. Westchnęłam głośno.
-T-tak- powiedziałam szeptem.
-A ty mnie jeszcze kochasz?- zapytałam smutno
-Tak Lily- powiedział lekko się uśmiechając
-Czy jak ja cię o coś zapytam, to czy będę miała pewność, że mnie nie uderzysz?- widziałam smutek w jego oczach, kiedy to powiedziałam. Nie odpowiedział, ale złapał za moją rękę i lekko się uśmiechnął.
-Dlaczego taki jesteś?- cicho spytałam a on westchnął
-Wiesz, że sam nie wiem. Jak wiesz jestem bardzo niecierpliwy i łatwo mnie wyprowadzić z równowagi. Gdy robię ci te wszystkie złe rzeczy to na początku myślę sobie, że robię dobrze, że tak musi być, ale potem czuję pustkę, nicość.
-Postaraj się to kontrolować, nie bądź zły ale już nie dam rady dłużej- łza spłynęła po moim policzku.
-Nie będę kotek- powiedział i przytulił mnie, sadząc mnie sobie na kolana.
-Może już tak zostać na zawsze?- kiwnął głową na tak a potem złączył swoje usta z moimi, całując mnie namiętnie. Po tym pocałunku patrzeliśmy sobie w oczy, po czym strzeliłam mu z plaskacza.
-A to kurwa za co?!- wrzasnął oszołomiony
-Za Jazzy- uśmiechnęłam się
-No tak, należało mi się- też się uśmiechnął. Znów wymierzyłam mu w twarz.
-A to za mnie- powiedziałam i go pocałowałam. Może i jestem głupia ale od dawna mi tego brakowało. Takiego męża i tych wszystkich pocałunków.
-Dobra, dobra już starczy- powiedział śmiejąc się, łapiąc się za policzek.
-Justin?- wzięłam głęboki oddech, nadal siedziałam na jego kolanach.
-Tak?- spoważniał a ja zamknęłam oczy...
-Jestem.... jestem w ciąży- wyszeptałam




HEEJ :D POZDRAWIAM xD
Jest dużo komentarzy i szybciej rozdział :D
Co by się tu rozpisywać...Zaskoczeni?  Jak myślicie, jak zareaguje Justin?
Mam nadzieję, że się podoba... DZIĘKUJĘ ZA TYYYYLE KOMENTARZY!!! JESTEŚCIE NIESAMOWICI!!!!!

niedziela, 5 października 2014

Rozdział 7

CZYTASZ-KOMENTUJESZ!!!
Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział!!!!!!


Lily's POV :

Powoli zaczęłam otwierać oczy dostrzegając kogoś przy wejściu do sypialni. Po chwili widziałam już, że był to Justin. Patrzyłam na niego jak zamyka sypialnię, a następnie kieruje się w moją stronę. Gwałtownie usiadłam i przyciągnęłam do klatki piersiowej swoje nogi, ale już żałowałam tego ruchu, ponieważ zabolała mnie głowa. Justin podszedł do drugiego końca łóżka i pokazał palcem abym się do niego przysunęła. Ze strachem zaczęłam powoli przysuwać się do niego i w końcu siedziałam naprzeciwko, patrząc na niego z dołu. Popatrzył tak jakby na moje czoło... Zaraz. Dlaczego on patrzy na moje czoło? Złapał ręką mój podbródek i skierował mój wzrok na niego.
-Nie trzeba szyć- powiedział a ja zaczęłam panikować, domyślając się o co chodzi. Poszedł do łazienki.
-Chodź- nakazał, a ja posłusznie podeszłam do niego. Zastanawiało mnie jeszcze jedno. Przecież ubierałam piżamy, to skąd na moim ciele bielizna. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk, kiedy to Justin poklepał ręką błąd w łazience na znak abym usiadła. Nie chcąc mu się sprzeciwiać, zrobiłam to co mi nakazał.
-Co ty robisz?- zapytałam, ale on nie odpowiedział tylko nadal  nalewał wodę utlenioną na gazę.
-Nie ruszaj się, albo dostaniesz- powiedział poważny, a ja zaczęłam znów się bać, a chwilę później trząść jak zobaczyłam co trzyma w ręku. Przystawił mi gazę do czoła a ja mimowolnie krzyknęłam z bólu, którego wcześniej tak nie czułam.
-Shh- zaczął delikatnie pocierać a ja poczułam łzy na policzkach. Szczypało, tak cholernie szczypało, ale już chyba to lepsze niż "dostanie" od niego. Bo po nim nie wiem czego mogę się spodziewać.
-przestań płakać- starał się mówić spokojnie.
-Boli- szepnęłam patrząc na podłogę. Kiedy skończył, przykleił mi plaster, a następnie zaniósł mnie na łóżko. Położył mnie i sam położył się obok mnie.
-I co mam z tobą zrobić teraz?- bardziej stwierdził niż zapytał, więc nawet nie odpowiedziałam tylko wzruszyłam ramionami.
-Dlaczego mam na sobie bieliznę, przecież jest noc- zapytałam smutno i niewinnie, taka moja natura.
-Przeszkadza ci to?- zapytał patrząc na mnie tępo. Byłam odwrócona w jego stronę.
-Długo spałam?- spytałam cicho obawiając się, że go rozzłoszczę więc zmieniłam temat
-Półtorej godziny- mruknął. Wyczułam, że już go irytuję pytaniami, więc jedynie zamknęłam oczy próbując usnąć, no ale...
-Mam tak spać?
-Jak?- zapytał zły
-No... w bieliźnie- skuliłam się trochę, nie wiedząc co zrobi...
-Chcesz to ją zdejmij- powiedział lekko się uśmiechając. Wstałam i podeszłam do szafki, aby wziąć piżamy
-Nie nie Lily... Powiedziałem, że możesz zdjąć. Albo w prawo albo w lewo. Wybieraj, no chyba, że wolisz abym sam wybrał? Uśmiechnął się chytrze. Patrzył na mnie a jego oczy powoli zaczynały przybierać czarny odcień. Z powrotem położyłam się koło Justina. Objął mnie w pasie i obrócił tak, że leżałam na plecach. Przykrył nas kołdrą, po czym wsunął rękę pod kołdrę a następnie zaczął delikatnie głaskać mój brzuch. Przysunął się do mnie i pocałował mnie w policzek. Było mi wygodnie i byłam zmęczona, więc zasnęłam...


Obudził mnie płacz Jazzy. Spojrzałam na zegarek, 03:16. Zauważyłam, że nie było obok Justina. Wyciągnęłam z szafy szlafrok i założyłam go, po czym zaczęłam kierować się w stronę pokoju córki. Przez lekko uchylone drzwi widziałam jak Justin tuli ją do siebie, ale ona nadal płakała. Niepewnie weszłam do pokoju i usiadłam naprzeciwko Justina z Jazzy.
-Maa-mm-a- płakała wyciągając do mnie rączki. Wzięłam ją na swoje kolana.
-shh... Jaz- uspokajałam ją delikatnie poruszając się w przód i w tył. Spojrzałam na Justina, który nie odrywał wzroku od moich oczu. Tak zwany wzrok mordercy, który widywałam często. W tym momencie nie obchodziło mnie nic poza nią. Nawet jeśli znów będzie chciał mnie ukarać za to, że ją wzięłam, to to będzie tego warte. Parę minut później uspokoiła się trochę.
-Weź ją do sypialni a ja pójdę po jej syrop- powiedział na co ja przytaknęłam głową.
-Gdzie idzieś?- spytała cichutko i patrzyła na mnie
-Będziesz z nami spała- powiedziałam i położyłam ją na łóżko. Justin przyszedł i dał małej syrop, po czym położył się obok córki. Jazzy leżała w środku i zasypiała. Byłam odwrócona przodem do niej i do Justina. Przyglądałam się Jazzy tak jeszcze i myślałam nad tym, jaka ona jest podobna do Justina. Na szczęście tylko z wyglądu. Kiedy tak na nią patrzyłam, Justin objął małą ręką, po czym pocałował ją w policzek patrząc na mnie, dając mi do zrozumienia, że ona jest jego. Ja również objęłam ją ręką i pocałowałam ją w nosek patrząc na niego.
-Nie wkurwiaj mnie nawet- wyszeptał patrząc na mnie tępo
-Niby czym?- szepnęłam niewinnie
-Już ty kurwa wiesz- wysyczał
-Chcesz mnie ukarać? No dawaj Justin, pobij mnie, albo mam lepszy pomysł. Przywiąż mnie do łóżka, zerżnij mnie jak szmatę, co ty na to? Będzie fajnie.- wysyczałam ze łzami w oczach patrząc na niego. Justin był początkowo zmieszany, ale chwilę po tym uśmiechnął się chytrze.
-Rozumiem, prowokujesz mnie. Kochanie, jak chcesz seksu to możesz mi o tym powiedzieć.- mówił szeptem. Dokładnie wiedział, że nie o to mi chodziło. Lekko się podniósł, po czym nachylił się nade mną do mojego ucha.
-Pobawimy się, może nawet teraz?- zapytał, ale i tak wiedziałam, że nie będzie liczył się z moją odpowiedzią.
-Nie- szepnęłam stanowczo, ale przestraszona. Nie o to mi chodziło.
-Rozchyl nóżki kotku- szepnął z szyderczym uśmiechem, ale mogłam wyczuć, że jest zły.
-Nie chce, j-ja żartowałam wtedy.- odpowiedziałam szybko jakby to było logiczne. Spojrzałam na niego zdołowana i zawstydzona. Chciałam spać.
-Rób co mówię- wysyczał przez zaciśnięte zęby. Zamknęłam oczy i przełknęłam ślinę, po czym wykrztusiłam z siebie.
-Nie chcę- powiedziałam wymijająco
-Nie interesuje mnie to, zresztą sama mówiłaś- powiedział oczywiście
-To było ironicznie Jus...- nie dał mi dokończyć
-Rozchylaj. Kurwa. Nogi.- powiedział z przerwami wściekły. Justin patrzył na mnie a łza wypłynęła mi z oka. Powoli zrobiłam co kazał i ponownie zamknęłam oczy. Justin wsunął rękę pod kołdrę i zaczął kierować nią powoli w moją stronę. Justin lekko trącił ręką Jazzy a ona złapała ją i wtuliła się w nią. Nie czując żadnego dotyku powoli otworzyłam oczy i zerknęłam na niego, widząc jak patrzy na córkę z troską w oczach. Patrzył na nią tak spokojnie i się uśmiechnął po czym pocałował ją w czółko. Potem spojrzał na mnie i powoli uśmiech znikał.
-Idź już spać- wymamrotał . Jedyne co zrobiłam to odwróciłam się od niego i próbowałam zasnąć...

Nie mogłam zasnąć a jedyne co słyszałam to dwa równe oddechy. Po cichu wstałam i poszłam do kuchni. Sięgnęłam szklankę i nalałam sobie wody, po czym wypiłam ją duszkiem.
-Kurwa- usłyszałam Justina i zlękłam się przez co szklanka wypadła z mojej ręki i rozbiła się na setki kawałków.
-Co ty tu robisz?! Myślałem, że śpisz! Kurwa, przestraszyłem się- powiedział tak samo wystraszony jak ja
-A skąd mogłam wiedzieć, że ty się obudzisz? Myślisz, że ty mnie nie wystraszyłeś?- powiedziałam patrząc na niego, ale nawet w ciemności dostrzegłam, że spuszcza ze mnie wzrok i patrzy gdzie indziej.
-Nie ruszaj się!- powiedział jakby lekko przejęty
-Justin, coś chodzi po mojej nodze!- bałam się robactwa a w szczególności pająków
-To tylko krew- powiedział nadzwyczajnie
-Usiądź na wyspę ja to zmiotę i poczekaj na mnie. Jak powiedział tak zrobiłam, żadna nowość. Gdy zmiótł szkło wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę w salonie, który był połączony z kuchnią.
-Pokaż tą nogę- pokazałam, po czym zaczął mi ją bandażować
-Mogę jutro jechać na noc do Is?- zapytałam znudzona ciągłym siedzeniem w domu
-Nie wiem... Chyba powinniśmy skończyć to co dziś w nocy zaczęłaś, nie sądzisz?- zapytał pewny siebie, patrząc spod byka swoimi czarnymi oczami
-Nic nie zaczęłam- szepnęłam
-To było mniej więcej tak: No dawaj Justin, ukarz mnie i pobij a potem przywiąż mnie do łóżka pieprz się ze mną. Będzie fajnie.- spróbował udawać mój głos na co ja się zaśmiałam.
-To było ironicznie- stanowczo powiedziałam, na co on się zaśmiał
-Nie wykręcisz się- uśmiechnął się szyderczo, po czym zaczął przybliżać twarz do mojej.
-Tatuś?- szybko odwróciliśmy się w stronę schodów gdzie stała zaspana Jazzy.
-Chodź- pokazała rączką żeby Justin poszedł z nią. Poszli do łazienki a ja wróciłam do sypialni i położyłam się spać.


Justin's POV :

-Tatuś?- zapytała słodko trzepocąc rzęsami, kiedy ja zmieniałem jej bandaż
-Co mała- popatrzyła na mnie po czym powiedziała
-Jak będę duzia to chcie żeby ktoś mnie pokochał tak zie aś tak jak ty mamę mooooćno- powiedziała a ja się zaciąłem.
-Zakochasz się ale najpierw skończ przedszkole mała, chodź, idziemy spać- wziąłem ją na ręce i położyłem obok już śpiącej Lily. Położyłem się obok niej, ale tym razem nie obok Jazzy. Przytuliłem Lily.
-Dobranoc księżniczko- wyszeptałem i pocałowałem ją w policzek
-Dobranoc Justin- wymamrotała cichutko a ja byłem zszokowany. Nie spała i słyszała to. Teraz mogłoby zostać tak jak jest, ale taki już jestem, popierdolony. Co gorsza nie robię nic aby się zmienić. Teraz leżę obok dwóch najważniejszych osób na świecie, ale nie umiem tego docenić, nie umiem docenić tego co mam. Zawsze dla mnie jest coś źle. Będę nad tym pracował, będę się starał. Zmienię się, po prostu. Dla nich...



HEJ :D
Jak rozdział?? Może być?
Dziękuję tym osobom, które komentują, ponieważ doceniają, że staram się i główkuję co napisać. ZA TO WAM DZIĘKUJĘ<3 Ci co czytają proszę chociaż o kropkę czy cokolwiek, abym wiedziała ile jest na tej stronie czytelników !!!