CZYTASZ-KOMENTUJESZ
IM WIĘCEJ KOMENTARZY TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ
Lily's POV:
-Wejdę jeszcze do łazienki. Zaczekaj Lily- Justin powiedział i wszedł do domu, a Patie miała zaniepokojony wyraz twarzy.
-Na pewno wszystko ok? Pokłóciłaś się z Justinem?- co mam odpowiedzieć? Nie nie pokłóciłam się, ale jak wrócimy do domu to nie jestem pewna czy się jeszcze spotkamy? Z namysłu wyrwał mnie jej głos.
-O co poszło skarbie?- przytuliła mnie.
-O nic...Nie pokłóciliśmy się. Ja po prostu źle się czuję.- wymusiłam uśmiech.
-No powiedzmy, że ci wierzę. Możesz zawsze na mnie liczyć.- uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek. Zauważyłam, że Justin już wychodzi, po czym zaczęłam iść w stronę samochodu, którym tu przyjechałam, ale Justin złapał mnie za rękę.
-Nie jedziesz tym samochodem, jedziesz ze mną.- widziałam to świdrujące spojrzenie mówiące "zaraz cię zabiję", ale na szczęście jego mama już poszła.
-N-noo a co z...-przerwał mi.
-Przyjadę później po ten samochód.- posłusznie, chcąc nie pogarszać swojej obecnej sytuacji posadziłam córkę z tyłu, a ja poszłam do przodu. Justin wsiadł i trzasnął zły drzwiami. Odpalił samochód i zaczęliśmy jechać w stronę domu.
-mama? Nie jedziemy na wakacje?- spytała zdziwiona i lekko poirytowana Jazzy. Po tych słowach Justin spojrzał na mnie pociemniałymi oczami, a ja jedyne co zrobiłam to spuściłam wzrok na kolana. Są tak interesujące w tej chwili.
-Nie jedziemy na wakacje Jazzy- powiedział i kontynuował dalej.
-mama jest zmęczona, a ja mam dużo pracy. Jak przyjedziemy do domu to pójdziesz prosto na górę, do pokoju się pobawić dobra?
-Dobra- mruknęła niezadowolona
-mama zrobiła coś źle i muszę jej pomóc- dorzucił i ponownie obdarzył mnie piorunującym spojrzeniem, a na moim ciele pojawiły się nieprzyjemne dreszcze...
Podjechaliśmy na podjazd i od razu wyszłam z samochodu z nogami jak z waty, obawiając się tego co się zaraz stanie. Weszłam do salonu i położyłam się na kanapę, gapiąc się jak głupia w sufit. Usłyszałam jak wchodzą do domu, po czym zamykanie drzwi i odgłos małych stópek biegnących na górę.
-Jazzy! Nie biegaj po schodach!- zbliża się do mnie. słyszę jego kroki coraz głośniej, aż w końcu widzę go nade mną z chytrym uśmieszkiem. Patrzę na niego i łza wypływa mi w stronę ucha. Jego uśmiech znika i poirytowany siada przy moim ciele.
-Co ja ci zrobiłem, że ryczysz?
-Zabijesz mnie?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a on patrzył na mnie intensywnie.
-Kusząca propozycja, ale nie...nie zabiję cię. Zależy mi na tobie - powiedział i otarł mi łzę.
-To znaczy, że mnie kochasz?- lekko się uśmiechnął a ja zaczynam już mieć mętlik w głowie. O co chodzi?
-Jesteś moja i zawsze cię kochałem, kocham i będę kochać- nie nadążam za nim.
-Skoro tak twierdzisz, to czemu mnie tak traktujesz?- uśmiech zniknął
-Chyba już to przerabialiśmy, tak?- kiwnęłam głową, ale nie jestem pewna czy tak czy nie. Czemu on mnie jeszcze nie zabił? To te jego gierki? Czemu nie wydaje się być zły?
-Co mi zrobisz?- spytałam cicho, patrząc na niego błagalnie i kiedy miał już coś powiedzieć ja mu przeszkodziłam.
-Proszę nie bij mnie, jestem obolała.- błagalnym głosem powiedziałam i podwinęłam bluzkę ukazując siniaki na brzuchu. Jego oczy się rozszerzyły i przejechał palcem po sińcach.
-T-to ja?- patrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Tak- szepnęłam. Justin głośno wciągnął powietrze i spojrzał na mnie spod byka.
-P-proszę nie bij mniee. Błagam- on wstał.
-Nie okładaj mnie pięściami- zaczęłam szybko prosić i odwróciłam się ze strachu tak, że leżałam na brzuchu Justin spojrzał na mój tyłek, po czym odszedł. A-ale jak to? Nic mi nie zrobi? Kątem oka zauważyłam, że idzie na górę. Mam odetchnął z ulgą, czy się bać? Nie zmieniłam pozycji, gdyż było mi dość wygodnie. Usłyszałam jak schodzi po schodach Justin. Tylko zamknęłam oczy, ponieważ nie wiedziałam co zamierza. Znów stał nade mną i wziął mnie na ręce. Niesie na górę i stawia na...korytarzu? Stoję i patrzę jak idzie do Jazzy i coś mówi. Ona schodzi zadowolona na dół i po chwili słyszę, że włącza telewizor. Chyba bajki. Justin znów mnie bierze na ręce i zanosi do sypialni. Na łóżku widzę czarny, skórzany pejcz i kajdanki. Nie wiedząc co zamierza moje ciało zaczęło się trząść. Justin mnie posadził na łóżku i usiadł koło mnie. Patrzyłam na niego obawiając się tego co zamierza.
-Chcesz wiedzieć po co to?- powiedział wskazując na pejcz i kajdanki.
-P-pobijesz mnie tym?- spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
-Tak, ale nie tak jak to sobie wyobrażasz.
-T-to jjak?- na prawdę nie wiem o co mu chodzi.
-Przełożę cię przez kolano. A może poradzimy sobie bez pejcza...Co ty na to? Inaczej mówiąc zleję cię. Nie usiądziesz przez tydzień.- powiedział z głupawym uśmieszkiem i pociemniałymi, pełnymi pożądania oczami.
Ja wstałam i zaczęłam się od niego oddalać. Nie chcę tego. Cholera.
-Nie- piszczę.
-Tak Lily. Chyba, że wolisz inną karę, ale uprzedzam, że będą bardzo nieprzyjemne.- Na prawdę nie chce tego. Inne kary? Ale jakie?
-Chodź tutaj- mówi władczo. Blednę. Jezu...On mówi poważnie. Stoję, wpatrując się w niego, w zupełnym bezruchu.
-N-nie chcę tego- mówię półszeptem.
-Dostaniesz klapsy, a potem szybko i ostro cię zerżnę. Ah, przepraszam- uśmiechnął się szyderczo.
-Będziemy się kochać- zmrużył na mnie oczy i uśmiechnął się lekko. Głos ma cichy i groźny. Jestem lekko zszokowana. Justin przygląda mi się, czekając. Oczy mu płoną z podniecenia, a ja zupełnie tego nie rozumiem. Powinnam uciec? No dobra ucieknę, ale co dalej? I tak jest w stosunku do mnie łagodny. Prawdę mówiąc to spodziewałam się śmierci. Justin przygląda mi się, czekając. Oczy mu płoną.
-Czekam...Nie należę do ludzi cierpliwych i ty wiesz o tym- nierówno oddycham przerażona. Krew szybciej krąży w moich żyłach a nogi mam jak z waty. Powoli i niepewnie idę w jego stronę.
-Grzeczna dziewczynka- mruczy. Nagle chwyta mnie i przekłada przez kolano. Jednym płynnym ruchem przesuwa mnie tak, że klatką piersiową opieram się o łóżko obok niego. Lewą nogę zarzuca na moje nogi, bierze kajdanki i zapina mi je na rękach za moimi plecami, tak, że nie jestem w stanie się ruszać. O kurwa.
-Odwróć głowę w moją stronę i patrzysz na mnie- nakazuje stanowczo. Natychmiast robię co karze.
-Dlaczego jesteś karana?- niezręcznie mi być w takiej pozycji. Jeszcze ten jego sposób mówienia, jakby gadał o pogodzie.
-Znów się zawiesiłaś? Pytam cię o coś!- uniósł się trochę.
-B-bo ucieekłam- szepczę
-Uważasz, że to było uczciwe w stosunku do mnie?- pyta
-Nie
-Zrobisz to jeszcze raz?
-Nie- może i tak.
-Dostaniesz klapsy za każdym razem, gdy nawet wspomnisz o ucieczce, zrozumiano?- patrzy na mnie groźnie. Kiwam głową na znak, że rozumiem. Powoli opuszcza mi spodnie. Jakie to poniżające. Poniżające, przerażające i żenujące. Cholera. Będzie bolało? Kładzie rękę na moich pośladkach. Głaszcze je, przesuwając po nich dłoń. Aż nagle jego dłoń znika, po czym uderza mnie mocno. Piszczę. O kurwa! Jestem zszokowana, próbuję wstać, ale Justin widząc co zamierzam dociska mnie prawą ręką do łóżka uniemożliwiając kompletnie jakiekolwiek ruchy.
-Nie kotek- śmieje się. Znowu mnie głaszcze tam gdzie uderzył. I kolejny klaps. Piszczę.
-Cicho- mierzy mnie surowym wzrokiem, a ja już więcej nie chcę. Chcę wstać! Teraz! To boli! I klaps. Zaciskam usta, próbując w ten sposób być cicho. Znów głaszcze. Jego ręka ponownie znika, a ja zaczynam się wiercić, aby uniknąć ciosów.
-Nie ruszaj się- warczy
-Inaczej wlepię ci jeszcze więcej klapsów.- Zwisam w bezruchu na jego kolanie. Głaszcze mnie teraz, a za chwilę znowu klaps, który w wykonaniu Justina jest na prawdę bardzo mocny...
Po jakimś dwunastym klapsie nie mam już nawet siły zwisać. To jest męczące. I klaps. Tym razem już nie wytrzymuję.
-Aaaa!- piszczę.
-Dopiero się rozgrzewam- mruczy. Znowu mnie uderza. To się robi coraz trudniejsze do zniesienia. Bolą mnie ręce od tych kajdanek. Głaszcze mnie, a potem znów uderzenie. Wydaję okrzyk bólu.
-Nikt cię nie słyszy, maleńka, tylko ja- mówi zadowolony. Uderza mnie jeszcze raz, i jeszcze. Mam ochotę błagać go, żeby przestał, ale nie zrobię tego. Nie dam mu tej satysfakcji. Justin daje mi lanie jeszcze parę razy. Moje ciało jest wykończone.
-Wystarczy- mówi chrapliwie i zmysłowo. Nie wiem czemu ma taki ton. Może nawet lepiej. nachylił się tak by być blisko mojego ucha i szepnął zmysłowo...
-A teraz cię zerżnę- oczy płoną mu z podniecenia. Co? Nie! Nagle wsuwa we mnie dwa palce, kompletnie mnie tym zaskakując, wciągam gwałtownie powietrze.
-Poczuj to...Przekonaj się jak bardzo to lubisz śliczna dziewczynko- śliczna dziewczynko? A temu co się stało? Moje myśli rozprasza jego dotyk. To jest druga część kary? Wbrew pozorom to jest nawet...przyjemne.
-Jesteś taka wilgotna...dla mnie- mówi z zadowoleniem.
-Nie wygodnie mi- niepewnie i cicho mówię. Wyjmuje palce i odpina kajdanki. Wstaję po woli, ale nie na długo, ponieważ wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Kładzie się na mnie. Jedną ręką trzyma moje ręce nad moją głową i zaczyna całować szyję, a drugą ręką dotyka mojej kobiecości. Mimo tego, że on jest nadal tym Justinem, który mnie jeszcze dziś pobił i mój tyłek jest pewnie bordowy i piecze jak cholera, to chcę więcej. Przerywa całowanie i patrzy na mnie świdrującym i przerażającym spojrzeniem.
-Następnym razem kiedy odstawisz taki numer możesz mieć pewność, że nie będę taki miły.- Powiedział i kontynuował swoje wcześniejsze czynności. Justin zdejmuje mi majtki. Słyszę jak rozpina rozporek.
-Teraz cię przelecę...Nie nazwę tego kochaniem się kotek. Pamiętaj, to ma być ostro i szybko dla mojej przyjemności...nie twojej. Nie dojdziesz.- mruczy mi do ucha z pożądaniem. Sekundę później jest już we mnie cały. Justin porusza się w szybkim tempie, podrażniając moje biedne pośladki.
-Kocham. Pieprzyć. Się. Z. Tobą...Nie. Uciekniesz.- mówi między pchnięciami. I znów nie mam żadnej swobody poruszania się. Jak zwykle Pan "nie ruszaj się" wie jak mnie unieruchomić. Skrępował mi ręce. Kiedy już doszedł, wyszedł ze mnie i położył się obok, wpatrując się we mnie. Jestem obolała. A mój tyłek to już inna historia, należąca do tych mrocznych, w dziale książek pod tytułem kary. Mam niedosyt, muszę dojść. Chcę go tam. Powoli przesuwam rękę w dół, aby sobie ulżyć. Justin widząc co zamierzam od razu chwycił mnie za rękę.
-Nie dotykaj się. Chcę żebyś czuła frustrację i niedosyt.- w jego oczach znów jest ten mrok zmieszany z pożądaniem. Justin nagle przesuwa dłoń, tak, że dotyka mojej kobiecości, a jeden z palców powoli wsuwa do środka. Cichy jęk wydostaje się z moich ust.
-To jest moje- szepcze kusząco i groźnie.
-Tylko moje, rozumiesz?- pyta, zmieniając głos na bardziej stanowczy.
-Tak- głośno oddycham, pragnąc więcej.
-Dobrze...Grzeczna dziewczynka- uśmiecha się lekko i całuje w czubek nosa. Wyjmuje palec i idzie w stronę łazienki.
-Idziemy pod prysznic- mówi
-N-nie- jak to? ale ja nie skończyłam.
-Mówiłaś coś- pyta mnie z morderczym spojrzeniem. Dobrze wie co powiedziałam, ale w ten sposób daje mi do zrozumienia, żeby lepiej zmienić zdanie. Justin wyciąga do mnie rękę na znak, abym podeszła do niego
-Nic- wstaję i wyciągam swoją rękę, podając mu ją.
Hej :D
Po raz kolejny przepraszam za długie niedodawanie rozdziału, ale się nie rozdwoję. Proszę nie wpisujcie mnie na waszą czarną listę xD Starałam się i wyszło tak i siak. Pozdrawiam ;)