wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 14

CZYTASZ - KOMENTUJESZ
IM WIĘCEJ KOMENTARZY TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ



Lily's POV :

Zjedliśmy zamówione przeze mnie jedzenie i zaczęliśmy oglądać film.
-Dzwoniłaś do lekarza?- zapytał, patrząc na film.
-Nie...Jeszcze nie- powiedziałam cicho. Justin spojrzał na mnie trochę zirytowany.
-A zamierzasz kiedyś iść?- posłał mi nieco groźne spojrzenie
-Tak- powiedziałam i usłyszałam dzwonek do drzwi. Nachyliłam się, aby się podnieść, ale Justin mnie wyprzedził...
-Hej, jest Lily?- usłyszałam głos Isabell, na co się ucieszyłam. Szybko wstałam i zaczęłam podchodzić do drzwi, ale szło mi to opornie, ponieważ stopy zaczęły boleć.
-Hej, wejdź- posłałam jej uśmiech, po czym spojrzałam na Justina. Z jego miny mogłam wywnioskować, że nie jest zadowolony, że przyszła. Z zamyśleń wyrwała mnie przyjaciółka
-O matko! Lily! Co on ci zrobił?- posłała groźne spojrzenie na Justina, po czym mnie przytuliła i zaczęła kierować się w stronę schodów. Czuję kłopoty.

Justin's POV :

O matko! Lily! Co on ci zrobił? Czy ja dobrze słyszałem? CO ON CI ZROBIŁ? Niby dlaczego mnie obwinia? Przecież nie ma podstaw żeby zarzucić mi, że coś jej zrobiłem... No chyba, że ktoś powiedział Isabell co nieco. Na przykład moja mała Lily. Muszę z nią pogadać. W sumie może nie tylko pogadać...Wróciłem z powrotem na kanapę. Postanowiłem poczekać, aż Isabell wyjdzie.

Lily's POV :

Poszłyśmy do pokoju na górze, który znajduje się obok sypialni. Gdy weszłyśmy, Iss posłała mi pytające spojrzenie.
-Lily, czy to on zrobił ci to wszystko?- zapytała i pokazała na mnie ręką
-Po części- odpowiedziałam i łzy zaczęły gromadzić mi się w oczach.
-Nie płacz kochanie- wzięła moją rękę w swoją i zaczęła odwijać bandaż.
-Nie, zostaw- ona i tak zrobiła swoje. Gdy zobaczyła "dzieło" Justina, natychmiast wytrzeszczyła oczy, po czym spojrzała na mnie.
-Albo coś z tym zrobisz, albo ja. Nie obchodzi mnie czy tego chcesz czy nie. Od cię niszczy!- Uniosła się na mnie. Nie patrzyłam na nią.
-Ciszej...M-mów ciss-szej
-Pomyśl o tym i odezwij się.- wyszła lekko zdenerwowana, a ja tam stałam i patrzyłam na drzwi. Usłyszałam jak Iss mówi cześć i trzaska drzwiami, a po chwili kroki, które z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze. Do pokoju wszedł zły Justin. Zamknął drzwi. Odwróciłam się do niego plecami ze strachu, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Słyszałam jak powoli do mnie podchodzi. Stał za mną, ale bałam się odwrócić...Nagle złapał mnie za rękę, na której widniał napis "JB". CHOLERA! Odwinięta ręka. Teraz na pewno się zorientuje, że jej pokazywałam.
-Czemu kurwa odwijałaś tą rękę?!- wydarł mi się do ucha, na co podskoczyłam.
-J-ja...-przerwał mi.
-Co ty?! Powiedz pierdolone: pokazywałam Isabell- wycedził mi do ucha. Zaczęłam się trząść.
-Sama odwinęła- wyszeptałam ze spuszczoną głową. Odwrócił mnie w swoją stronę.
-Skąd ona wiedziała, że to ja ci zrobiłem?- zapytał z chytrym uśmieszkiem na twarzy, który nie koniecznie oznaczał dobry nastrój. Wręcz przeciwnie, oznaczał złość.
-N-nie wie...- znów mi przerwał
-Ah nie wiesz? Może ci przypomnę Lily hmm?- spojrzał na mnie spod byka, a słona łza wypłynęła z mojego oka. Nim zdążyłam odpowiedzieć na jego pytanie, poczułam mocne pieczenie na prawym policzku. Pisnęłam i złapałam się za obolałe miejsce. Złapał mnie za ramiona dosyć mocno.
-Skąd ona kurwa o tym wie? Powiedziałaś jej?- zapytał niby spokojnie, ale jednak na odległość można było wyczuć od niego wściekłość. Nadal milczałam i poczułam kolejny cios w polik. Płakałam.
-J-ja!- krzyknęłam, a na jego twarzy znów pojawił się ten sam uśmiech co przedtem.
-Tak myślałem kotek. Wiesz, że tego tak zostawić nie możemy prawda?- pogłaskał mnie po czerwonym policzku.
-Zostaw mnie!- cała dygotałam ze strachu i patrzyłam na niego moimi szklistymi oczami, kiedy on jak gdyby nigdy nic uśmiechał się chytrze.
-Masz do wyboru- zaczął spokojnie.
-Nie!- krzyknęłam i zaczęłam biec w stronę drzwi. Nie dana mi była ucieczka, ponieważ poczułam ręce na tali ciągnące mnie w przeciwnym kierunku. Wyrywałam się i płakałam głośno. On mnie trzymał, dociskając moje plecy do swojej klatki piersiowej, po czym zaczął szeptać.
-Mogę ci zaoferować coś co będzie przyjemne dla mnie, ale nie koniecznie dla ciebie...Wiesz o czym mówię- powiedział i pocałował mnie w szyję. Płakałam głośno i krzyczałam, ale on nie dawał za wygraną.
-Albo odwiedziny w piwnicy- przestałam się wyrywać, po czym powiedziałam coś kompletnie nie w moim stylu.
-Czy jak pójdę do piwnicy...Zostaniesz ze mną?- szepnęłam końcówkę zdania i czekałam na jego reakcję. Zaczął się śmiać.
-A niby dlaczego miałbym tam siedzieć?- spytał logicznie
-Boję się...Nie chcę siedzieć tam sama- odwróciłam się w jego stronę a on spojrzał głęboko w moje wystraszone oczy.
-Dobrze...- Najzwyczajniej w świecie zgodził się.
-Ale jest warunek
-Jaki?- pomyślał chwilę, po czym powiedział
-Przyznasz mi się czy ciąża to prawda- jego wzrok był zabójczo skupiony na moich oczach.
-Jeśli przyznasz się teraz, unikniesz dodatkowej kary za kłamstwo a ja pójdę z tobą- powiedział spokojnie
-Tak, to prawda...Ale już nie jestem w ciąży.- powiedziałam z bólem w oczach. A na jego twarzy wymalowany był szok i złość...
-co?..Ale jak to kurwa już nie?- zaczynam się bać. Jest zły, a nawet bardzo zły. W skali od 1 do 10 to jest to 10 na pewno. Patrzy się surowo i intensywnie w moje oczy a strach mnie paraliżuje i nawet nie drgnę palcem.
-Po-ooroniłam- wyjąkałam.
-A u lekarza byłaś w ogóle? Skąd te przypuszczenia?- byłam, ale nie chciałam aby ze mną szedł. Zdawałam sobię sprawę, że przy moich dziennych stresach spowodowanych przez Justina ta ciąża może być zagrożona...A teraz on mnie zabije. Dosłownie mówiąc.
-B-bo jja byłamm u lekarza...jak spałeś- z każdą sekundą jego wyraz twarzy robił się coraz to poważniejszy.
-Ale co się stało?- spytał wściekłym tonem.
-J-ja nie wiem- skłamałam. Nie wyznam mu prawdy. Tylko bardziej się wkurzy. Z zamyśleń wyrwał mnie silny ból na policzku. Uderzył mnie. Spojrzałam na niego raptownie a obraz coraz bardziej mi się rozmazywał przed oczami przez zgromadzające się łzy.
-Dl-dlaczego mnie u-uderzyłeś?- łzy spłynęły a on stał beztrosko, niewzruszony przede mną.
-To wszystko twoja wina- powiedział z kpiną z szyderczym uśmiechem mówiącym "wcale mi do śmiechu nie jest...Zaraz cię zabiję"
-Nie!
-Tak!
-To twoja wina!- od razu zmrużył na mnie oczy.
-Ty dziwko!- uderzył mnie o wiele mocniej niż poprzednio, przez co upadłam na podłogę.
-Oh moja wina?- mówi i zaczął kopać mnie w brzuch. Krzyczę. Brak jakiejkolwiek reakcji.
-Prze-przestań!- krzyczę między płaczem błagalnie.
-Myślisz, że to moja wina?! Masz wszystko a ty mi się kurwa tak odwdzięczasz?! Oskarżasz mnie o takie rzeczy?! To tylko i wyłącznie twoja wina szmato! Nie dbałaś o życie tego dziecka tak jak powinnaś!- skończył kopać mnie, po czym stanął nade mną kiedy ja płakałam i zwijałam się z bólu.
-Wstawaj dziwko!- nie ruszyłam się. Ból nie pozwolił mi na to.
-Wstawaj mówię!- gdy ponownie nie zareagowałam, chwycił mnie mocno za włosy zmuszając do wstania. Chociaż w chwili obecnej nie nazwałabym tego staniem, a raczej klękaniem przed nim. Mój płacz był połączony z krzykiem.
-Zasada numer dwa!- krzyknął na co się wzdrygnęłam.
-Sz-aacune-ek
-I gdzie tu szacunek Lily? Nie słuchasz się! Chyba znasz zasady tak?powiedział nadal patrząc na mnie ozięble. Kiwnęłam w pośpiechu głową na tak, obawiając się kolejnego zbicia.
-Oświeć mnie! Zasada numer jeden!- szarpnął teraz tak za moje włosy, że głowa była skierowana prosto w jego stronę.
-Mów!
-P-posłuszeeństwo
-Zasada numer dwa
-S-szacunek
-Trzy
-Szczeerość
-Kim ja dla ciebie kurwa jestem, hm?- zaczyna się. Tyle razy będę cię szkolił aż się kurwa nie nauczysz! Kim ja dl...
-Mężem!- krzyknęłam razem ze szlochem. Uderzył mnie ponownie bardzo mocno.
-I pamiętaj kurwa o tym!...A teraz jadę do pracy- bezuczuciowym wzrokiem spojrzał na mnie a ja zwijałam się z bólu i płakałam, płaszcząc się przed nim.
-Ogarnij się i przygotuj na prawdziwy ból Lily. Jak wrócę to zapewniam cię, że pocierpisz. Postaram się zapewnić ci porządną lekcję, którą zapamiętasz do końca swojego życia. To co było teraz, traktuj jako rozgrzewkę.- powiedział i założył mi kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnął się szyderczo i wyszedł, trzaskając drzwiami. Kolejna fala łez zakryła moje policzki. Jeszcze przez jakiś czas leżałam na podłodze zwinięta w kulkę i płakałam. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym oparłam się o ścianę. Lekko uniosłam koszulkę i serce na chwilę mi stanęło. Zobaczyłam kilka dużych siniaków i lekkie przetarcia. Delikatnie dotknęłam obolałego miejsca opuszkami palców i syknęłam z bólu. Miałam metr od łóżka więc przeczołgałam się do niego. Złapałam jedną ręką łóżko a drugą ręką brzuch. Powoli próbowałam się podnieść. Wstałam najpierw na kolana, potem wolno wdrapałam się na łóżko. Stwierdziłam, że to jest ten moment. Moment, którego nie mogę wytrzymać z powodu ogromnego bólu. Sięgnęłam po strzykawkę ze środkiem przeciwbólowym o bardzo mocnym działaniu, który kiedyś schowałam za łóżkiem, w miejscu gdzie nikt do niego nie zagląda. Wzięłam igłę ze strzykawką napełnioną płynną substancją. Ponownie odsunęłam koszulkę, a moje tętno wzrosło. Nie wiem czy ze strachu czy z bólu, czy może przez to jak źle wygląda boczna część mojego brzucha. Przyłożyłam igłę do bolącego miejsca i ze zdenerwowania przygryzłam wargę. Wiedziałam, że będzie to bolesne, ale w tym momencie nie miałam innego wyjścia. Tak czy inaczej cierpiałam. Szybkim ruchem wbiłam igłę w obolałe miejsce. Jęknęłam i skrzywiłam się. Wstrzyknęłam całą zawartość. Z powrotem schowałam na miejsce przedmiot i naciągnęłam na obolałe miejsce koszulkę. Leżałam na łóżku, czekając aż zacznie działać. Nie mogę tak żyć. Iss ma rację. Co on zamierza mi dziś zrobić? Zabić? Jeśli nie to jestem tego świadoma, że ból będzie nie do zniesienia. Już nie chcę. Odwróciłam głowę chcąc pozbyć się tych wszystkich dręczących myśli, a mój wzrok utkwił na znanym mi dobrze telefonie. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i wzięłam go, po czym wybrałam numer do Isabel. Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał. Czwarty sygnał. Poczta głosowa. Nagram jej się...To nie może czekać,
-Iss to ja.- powiedziałam załamanym głosem co chwila pociągając nosem.
-Emm...Mam dość!- zaczęłam znów płakać.
-Wyjeżdżam od niego! Zabieram Jazzy. Nie mam siły na takie życie! Czy ja na to zasługuję? Nie chcę tak żyć! Z nim żyć!- wzięłam głęboki oddech.
-W każdym razie zabieram ją i jadę przed siebie. Przenocujemy dziś w hotelu, a jutro...-głos mi się załamał i na chwilę przestałam, aby się trochę uspokoić, po czym powiedziałam pół szeptem...
-A jutro jakoś będzie. Pa.- zakończyłam nagrywać wiadomość głosową i już praktycznie nie czułam bólu. Zaczęło działać. Wstałam i zabrałam się za pakowanie rzeczy. Kiedy już je spakowałam, poszłam do pokoju Jazzy i zaczęłam pakować jej rzeczy. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. To była Isabel. Chwilę stała jak słup, aby po chwili mocno mnie do siebie przytulić.
-Boże! Jak ty wyglądasz! Co ci zrobił?- przejęta panikowała
-P-pobił mnie- zaczęłam płakać w jej ramię.
-Jedź. Wiedz, że dobrze robisz. Ale czemu hotel? Przecież możesz zostać u mnie.
-Nie! Wie gdzie mieszkaszz. Pierwsze co to przyjedzie do ciebie w poszukiwaniu mnie.
-No fakt. Masz samochód?
-Wezmę jego
-Wykluczone skarbie. Wtedy to bez problemu cię znajdzie! Weź mój.
-Dziękuję, ale i tak już dużo dla mnie robisz- spojrzała spod byka.
-Lily, nie wkurzaj mnie nawet! Bierzesz moją pamelkę i jedziesz- wariatka, która nazywa samochody i którą kocham bardzo mocno. Jest moją mamą, siostrą i przyjaciółką w jednym..Nic nie odpowiedziałam tylko ponownie się w nią.
-Miałaś rację
-Z czym?
-Z tym środkiem przeciwbólowym
-Używałaś go? Aż tak bolało? Lily. Nie możesz go używać tylko na siniaka spowodowanego plaskaczem. To jest bardzo silny środek!- skarciła mnie
-Al-le j-ja nie na to- szepnęłam po czym podniosłam koszulkę do góry. Isabel zakryła usta ręką, po czym przejechała lekko opuszkiem palców po sińcach.
-Dorwę gnoja...Zapierdole. Uciekaj dziewczyno i to szybko! Gdzie on teraz jest?
-W pracy. Muszę jeszcze jechać po Jazzy. Jest u Patie. Zawiozę cię do domu. Jesteś pewna co do samochodu?
-Jak diabli. Masz uciec od niego. Tego jestem pewna. Daj rzeczy i jedziemy.- spakowałam rzeczy do samochodu, po czym Iss wsiadła a ja jeszcze raz spojrzałam na wnętrze domu, po czym zamknęłam go i wsiadłam na miejscu kierowcy, ruszając z nadzieją na lepsze życie. Odwiozłam przyjaciółkę i pożegnałam się z nią...


Stanęłam samochodem pod bramą domu, w którym była córka. Wysiadłam samochodem i podeszłam do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem.
-Cześć kochanie! Ty po Jazzy?
-Tak, ja właśnie...
-Mama!- córka podbiegła do mnie i wtuliła się we mnie. Wzięłam ją na ręce i podziękowałam Patie za pomoc.
-A może wejdziesz?- spytała, uśmiechając się do mnie. Nadal się zastanawiam, jak taka przemiła kobieta jak Patie mogła urodzić takiego potwora pozbawionego uczuć jakim jest Justin.
-Nie dziękuję. Muszę jeszcze gdzieś jechać.
-Gdzie?- zawsze była ciekawa wszystkiego.
-Aa...mam coś ważnego do załatwienia. Takie moje bzdety.- wysiliłam się na lekki uśmiech.
-No skoro tak
-Do zobac...- przerwała mi
-No proszę! Justin jedzie.- momentalnie zrobiło mi się gorąco. Szybko się odwróciłam. Nie ma szans na to, żeby mnie nie zauważył. Jazmyn wymknęła mi się z rąk i pobiegła do niego. Panika zawładnęła moim ciałem.


Justin's POV :


Co jest? Co ona tu...czyj to samochó...Zaraz zaraz...
-Tata!- pisnęła uśmiechnięta Jazzy i wyciągnęła do mnie ręce. Wziąłem ją, po czym zacząłem iść w stronę Lily i mojej mamy. Jeśli to jest to o czym myślę to z Lily będzie nieciekawie. Bardzo nieciekawie...
-Co ty tu robisz?- rzuciłem nieprzyjemnym tonem, żałując tego, gdyż matka spojrzała na mnie surowo.
-J-ja przy-przyjechałam ppo Jazzy- wydukałam, dalej będąc w transie szoku.
-Kochanie, czemu się jąkasz?- uśmiechnąłem się szyderczo, znając odpowiedź na to pytanie.
-Z-zaschło mi w gardlle- oj, kłamczucha. Zawsze gdy się boi to się jąka.
-Oczywiście- chytry uśmiech i jedziemy. Chce grać? Proszę bardzo.
-To może wejdziecie?- spytała moja lekko zdezorientowana mama.
-Nie mamo... Będziemy lecieć- dzięki za wszystko. Pożegnaliśmy się a ja kątem oka widziałem niepokój na twarzy Lily.
-Kochanie, nic ci nie jest? Jakoś zbladłaś- moja mama zapytała. Spojrzałem lekko spod byka na Lily, dając jej do zrozumienia, że ma wymyślić jakieś sensowne kłamstwo.
-Jestem trochę zmęczona. W porządku- ma szczęście...ale nie na długo. Tylko wrócimy do domu a raz na zawsze. Powtarzam na zawsze zapamięta ten dzień. Dzień w którym złamała wszystkie zasady...



Heej :)

Przepraszam za przerwę w blogu, ale miałam pewnego rodzaju kryzys :/ Kilka razy podchodziłam do pisania tego rozdziału no i jest coś takiego...Nie wiem czy się podoba ale proszę zostawcie po sobie ślad. Mam pomysły na nowe opowiadania, ale to będę prowadziła nadal. Jedyne co mogę powiedzieć to przepraszam! Żeby jakoś złagodzić waszą złość, rozdział dodałam długi, pomimo trudności z utworzeniem... Zaskoczeni takim obrotem akcji?? Piszcie w komentarzach ;)

22 komentarze:

  1. Świetny tylko czemu tyle czekać trzeba T.T
    Teraz pytanie tylko kiedy następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak na mój gust to ona tego już nie przyżyje i to będzie jej koniec;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeej w końcu dodałaś rozdział. Zaczynałam się martwić, że tak długo nic się tutaj nie pojawiło. Świetny rozdział. Boję się o Lily i współczuje jej. Teraz Justin się zrobił taki oziębły i w ogóle. Idk co może jej jeszcze zrobić. Chciałabym żeby chociaż trochę się uspokoił. Życzę weny i czekam na następny. kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  4. cjsbcos brak mi słów. W niektórych momentach aż przestawałam czytać bo nie mogłam. Po prostu nie wiem co się ze mną stało. Rozdział genialny. Boże dlaczego do niego nic nie dociera. Jak bym mogła do bym go uderzyła normalnie. Oby od niego uciekła. Może jej się jakoś uda. Myślę, że nie zrobi jej krzywdy jak w domu będzie Jezzy. Czekam na następny mam nadzieję, że szybko się pojawi. Życzę weny :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Szybko nexta proszę! Boze dlaczego ona nie zdążyła uciec. Co z niego za skurwysyn! zajebałabym takiego! Brak mi słów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Już myślałam ,że się uwolni a tutaj... takie coś. Pieprzony Justin. Mam nadzieje,że Lilka zacznie się buntować i walczyć, i że faktycznie ucieknie. Szczerze mówiąc na początku tego opowiadania miała nadzieję,że Justin z biegiem czasu zrozumie co wyrabia własnej żonie i zacznie powoli się zmieniać, pokocha ją. Po przeczytaniu tego rozdziału nie mam nawet ćwiartki tej nadziei. Pozdrawiam.

    mniejmyslecwiecejsiecalowac.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Jjezu!!!!!!! Jak można wytrzymac tyle cierpienia i bólu???? I co teraz się z nią stanie?!?!? No przecież on ją ku*wa zabije!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy next ? odpiszz pls

    OdpowiedzUsuń
  10. kiedy next odpisz pls

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przyszłym tyg...Nie wiem jeszcze kiedy dokładnie

      Usuń
  11. Pomyśl nad założeniem aska albo twiitera, taki wygodniejszy kontakt z tobą :D. Świetny rozdział. Czekam na next. Czasem mam ochotę na to żeby on ja zabił może by zaczął myśleć albo czuć, ale co z tego jeśli juz nie miałby dla kogo się starać? Zastanawiam mnie tylko to dlaczego on jest dla niej takim skurwysynem? Boi się że go zostawić jak będzie miły czy co? Bo ją kocha prawda? Jeśli by jej nie kochał pozwoliłby jej odejść... chyba.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dlaczego Justin jest takim bezdusznym palantem? Czy on się opamięta?

    OdpowiedzUsuń
  13. W końcu ktoś się opłaci Justinowi za bycie takim chujem. Świetnie, że Patie weszła wtedy do domu!
    Dodaj szybko nn rozdiał!!

    OdpowiedzUsuń