piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 25

Justin's POV:

Odstawiłem pustą szklankę do zlewu, po czym poszedłem do salonu gdzie siedziała Lily i oglądała telewizje.

Poszedłem do niej i usiadłem obok. Spojrzała na mnie, po czym przejechała opuszkami palców po mojej ręce.
-Kiedyś mówiłeś, że pojedziemy na wakacje- powiedziała cicho z lekkim uśmiechem
-Mam dużo pracy- przytaknęła lekko smutna i zabrała rękę, po czym chwyciła pilot i przełączyła na inny program
-To kiedy pojedziemy?- powiedziała z nadzieją
-Jak będę miał mniej pracy- odpowiedziałem z irytacją w głosie. To chyba jest logiczne.
-Spokojnie. Tylko pytam- powiedziała ze spuszczoną głową. Siedzieliśmy w ciszy, która mnie denerwowała.

Oczywiście telewizor był włączony, ale między nami było jakieś spięcie.
-Kurwa Lily. Czy ty musisz zawsze narzekać?!- podniosłem lekko głos.
-P-przecież nic nie powiedziałam.- szepnęła bawiąc się palcami.
-Siedzisz oburzona na cały świat. Przecież muszę pracować!- spojrzałem na nią ze złością. Nic, zero reakcji.
-Rozmawiaj ze mną do jasnej!- już mi podnosi ciśnienie.
-A-ale jest w porządku. Pojedziemy jak będziesz miał mniej pracy.- widziałem jak szybko otarła łzę z policzka.
-Myślisz, że nie widzę? Okłamujesz mnie, że wszystko dobrze a ty kiedy nadarzy się okazja ryczysz? Idź do mojego gabinetu- Powiedziałem stanowczo. Jęknęła z niezadowoleniem.
-Przecież nic się nie stało, Justin
-Nie dyskutuj ze mną! Już cię tu nie ma. Zaraz do ciebie przyjdę.- kiwnęła głową po czym wstała, i poszła tam gdzie kazałem.

Poszedłem do kuchni. Wyjąłem z szafki dwa opakowania tabletek i ruszyłem w stronę swojego gabinetu. Kiedy otworzyłem drzwi zobaczyłem skuloną Lily, która opierała się o ścianę. Zobaczyła mnie po szym szybko wstała i otarła łzy z policzków. Żuciłem opakowania na biurko. Zobaczyłem zmieszanie na twarzy Lily.
-Może zechcesz otworzyć któreś?- powiedziałem patrząc na nią intensywnie. Spojrzała na mnie szybko ze strachem.
-Otwórz!- powtórzyłem głośniej. Podeszła do biurka, po czym zaczęła otwierać jedno opakowanie.
-Dobrze, a teraz wyjmij- mówiłem zły. Lily powoli wyjęła saszetki.
-Myślę, że nie muszę pytać gdzie są brakujące tabletki. Więcej tego gówna mi nie dawaj.- Burknąłem, na co ona potaknęła smutno i zaczęła kierować się do wyjścia. Zagrodziłem jej drogę, łapiąc ją w tali.
-Ej ej... A ty gdzie?- zapytałem zszokowany tym, że sobie tak po prostu chciała opuścić to pomieszczenie.
-D-do Jazzy.- Mruknęła pod nosem. Pomyślałem chwilę, po czym pozwoliłem jej wyjść. Wyjąłem telefon, po czym wybrałem połączenie do mojej mamy.

Lily's POV:

Szybkim krokiem...Nie, poprawka. Można nazwać to biegiem. Biegiem ruszyłam na górę do łazienki w naszej sypialni, po czym przemyłam twarz chłodną wodą i odetchnęłam głęboko. Wytarłam twarz ręcznikiem, po czym spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Kiedy stwierdziłam, że po łzach ani śladu poszłam do pokoju Jazzy, gdzie znajdował się też Justin. Wzdrygnęłam się kiedy go zobaczyłam. Jazzy odwróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie.
-Co miałaś powiedzieć?- Justin spojrzał na małą, po czym przeniósł wzrok na mnie. Jazzy do mnie podeszła, po czym wtuliła się we mnie mocno i zaczęła cicho chlipać.
-psie-psieplasiam- powiedziała smutno, na co ja od razu zareagowałam. Wzięłam ją na ręce i mocno do siebie przytuliłam.
-Shh... Już dobrze Jazzy.- Zaczęłam ją uspokajać, głaszcząc ją uspokajająco po główce.
-Juź n-nie będe- wydukała, po czym jeszcze bardziej przytuliła się do mnie, a głowę schowała w zagłębienie mojej szyi.
-Wiem, będziesz grzeczna, prawda?- pokiwała głową w miarę możliwości, po czym usiadłam z nią w objęciach, na jej mini łóżeczku.
-To może teraz zrobimy coś pysznego, co?- Spytałam ją, chcąc poprawić małej humor. Justin wyprzedził jej odpowiedź.
-Jazzy jedzie zaraz do babci, nie mała?- Zapytał ją, na co ona pokiwała głową.
-Taak. Do pieśka teź- uśmiechnęła się.
-Bierzesz jakieś zabawki ze sobą?- zapytałam ją, chcąc pomóc jej się spakować
-Tego tyjko- powiedziała i wskazała palcem na misia leżącego na końcu łóżka.


Justin's POV:


Po zawiezieniu małej do mojej mamy, oczywiście nie obyło się bez wywiadu na temat mojego zachowania w stosunku do Lily, zacząłem rozmyślać nad Lily i jej ostatnimi przewinieniami. Trochę się jej wszystkiego nazbierało. Zacząłem myśleć co zrobię po powrocie...Od czego zacznę, jak i gdzie. Krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach, a ja robiłem się coraz bardziej nakręcony. Zacisnąłem mocno ręce na kierownicy, po czym ruszyłem w stronę do domu, myśląc tylko o tym co niedługo się zdarzy.Wysiadłem z samochodu, po czym przyciskiem na kluczykach zamknąłem samochód. Spiesznym krokiem szedłem w stronę drzwi od domu, po czym wszedłem do środka i zamknąłem je za sobą. Zacząłem zdejmować buty, ale moja uwaga była głównie poświęcona na rozpromienionej twarzy Lily. W dłoniach trzymała telefon i czytała coś z niego. Zdjąłem całkowicie buty i poszedłem do niej. Siedziała na stole w kuchni, ale kiedy mnie zobaczyła szybko zeskoczyła i odłożyła telefon. Stałem przed nią
-Cześć. Jesteś głodny?- Obdarzyła mnie przelotnym spojrzeniem, po czym zaczęła oddalać się ode mnie. W porę złapałem ją ręką w trali, uniemożliwiając jej dalsze ruchy. Chwyciłem jej telefon ze stołu, po czym odblokowałem.
-Zostaw Justin- powiedziała pod nosem.- I puść mnie- zrobiłem to, ale próbowałem rozgryźć co tak zawzięcie czytała w tym telefonie. Oderwałem na chwilę wzro od telefonu, aby zobaczyć do kąd poszła, po czym ponownie wróciłem wzrokiem do telefonu. Wszedłem w wiadomości a po przeczytaniu tego nazwiska moje oczy automatycznie się zmróżyły. Kliknąłem na wiadomość od tego nadawcy i od razu ścisnąłem telefon, po czym po przeczytaniu całej wiadomości odłożyłem głośno telefon na stół.
Lily!!- wydarłem się głośno...

Lily's POV:

Lily!!- wzdrygnęłam się i próbowałam się uspokoić co w ogóle mi nie wychodziło biorąc pod uwagę fakt, że cała się trzęsłam. Przeczytał to i mimo tego, że to nie moja wina oberwę. Ja wiem, że tak się stanie. cZEMU?!
-Tak?- starałam się zachować pozory i zapytałam zwyczajnie.
-Chodź tu!- Znów krzyknął. Na drżących nogach wstałam i zaczęłam iść w jego kierunku.
-No podejdź- powiedział już nie tak głośno jak przed chwilą. Patrzył się na mnie tępo, a ja rozważałam nad opcją: Uciekaj przez okno.
-Co się stało?- Spytałam go cicho mając odrobinę nadziei na to, że im ciszej go zapytam o cokolwiek, tym mniej zły na mnie będzie.
-Zdejmij spodnie- Powiedział już opanowanym tonem i nawet wysilił się na "uśmiech grozy" jakkolwiek to brzmi.
-P-po co?- Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Bałam się bo nie ważne co każe mi zrobić w tym momencie, na pewno będzie bolało.
-Zdejmuj!- powiedział to tak stanowczo i władczo, że powoli zaczynały mi się uginać kolana, ale nie chciałam żadnej krzywdy, dlatego postanowiłam przeciągać to w nieskończoność. Sama nie wiem czy z kożyścią dla mnie, czy też nie. W duchu modliłam się żeby, na przykład ktoś teraz do nas przyszedł. Chodź to bardzo mało prawdopodobne, bo do Justina może przyjść albo Ryan, albo ktoś z pracy, a teraz szczerze w to wątpię. A do mnie? Kogoś w ogólę obchodzę? A Isabel, też nie? Nawet na moje sms'y nie odpisuje. Z taką myślą moje samopoczucie spadło conajmniej o dziewięćdziesiąt procent.
-Masz trzy sekundy Lily. Jeśli nie zrobisz tego, zrobię to sam. I obiecuję ci, że jeśli już się pofatyguję ze zdjęciem ci tych spodni będziesz mnie błagała na kolanach, żebym przestał robić to co planuję ci zrobić.- Jego oczy natychmiastowo pociemniały a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
-Jeden- zaczął opanowanym i władczym tonem. Poczułam się taka malutka i bezbronna w tym momencie, stojąc tak przed nim. Stchurzyłam. Zaczęłam powoli odpinać drżącymi rękoma guzik od jeansów. Lekki uśmiech zwycięstwa zawitał na jego twarzy. Po chwili odpięłam rozporek. Nie miałam aż tyle odwagi, żeby zsunąć z siebie spokdnie.
-Co dalej?- zapytał.
-Nie m-mogę- powiedziałam przerażona.
-Nie możesz, czy nie chcesz Lily? Bo to różnica- powiedział z powagą wymalowaną na jego twarzy. Chwilę milczałam i jedna łza spłynęła na mój policzek.
-Też tak myślę- powiedział i zaczął energicznie ściągać mi spodnie.
-Przetestowałaś właśnie moją cierpliwość, na twoją nie kożyść.- Kiedy opuścił już je do kostek, podniósł mnie, po czym przerzucił sobie mnie przez ramię. Zacisnęłam mocno powieki chcąc powstrzymać łzy, ale po prostu płynęły i słychać było jak kapały na podłogę. Nawet nie mogłam kopać, gdyż uniemożliwiły mi jeansy. Weszliśmy do jego...Gabinetu? Postawił mnie na podłodze, ale zanim to nastąpiło całkowicie zsunął mi rurki.
-Pochyl się nad biurkiem.- powiedział a na jego twarzy w tym momencie nie mogłam wyczytać żadnych emocji. Na drżących nogach podeszłam do biórka.
-No dalej- wycedził przez zęby.- Oprzyj łokcie na blacie, nachyl się i patrz na biurko.- powiedział władczo a ja stałam osłupiała przed tym biórkiem, zastanawiając się nad jego słowami. W końcu, powoli umiejscowiłam wewnętrzną stronę moich dłoni na powierzchni biurka, co spowodowało zetknięcie się zimnego blatu z moją skórą. Następnie dołączyły moje łokcie, tak jak mi kazał. Wiedziałam co nastąpi. Za chwilę zdejmie mi majtki i potraktuje jak szmatę. Przeleci mnie a potem zostawi zapłakaną.
-Wypnij się bardziej- zażądał. Uchyliłam usta a kropla łzy kapnęła na biurko. Poczułam jak przesuwa mi koszulkę w stronę moich piersi, odsłaniając tym samym moje plecy. Po chwili zrobiło mi się chłodno i niewygodnie w tej pozycji. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk odpinania paska i jedyne co mogłam w tym momencie to oparcie głowy o moją rękę. Łzy zaczęły płynąć a ja tępo patrzyłam się w ciemną przestrzeń pomieszczenia. Przymnęłam oczy i czekałam aż zsunie mi majtki. Na samą myśl moje policzki zaczęły przybierać nieco ciemniejszą barwę, gdyż mimo tego, że to jest mój mąż takie sytuacje jak ta należą do tych krępujących. W tym momencie nie myś.... Uchyliłam usta i zachłysnęłam się powietrzem....
-AAaa!- pisnęłam i natychmiast się wyprostowałam. Ból moich pośladków był niemiłosierny, jakby coś przecięło moją skórę.
-Kładź się- usłyszałam jak mówi do mnie tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Nie p-proszę- wychlipałam, ale obawiając się jego reakcji z powrotem umiejscowiłam dłonie na blacie.
-Powiedziałem kładź się- stanowczym ruchem docisnął moje plecy do biurka, a następnie uderzył mnie paskiem dwa razy mocniej niż poprzednio. Łzy zaczęły wypływać z coraz to większą ilością. Ponownie poczułam okropny ból na pośladkach. Krzyknęłam i zacisnęłam mocno oczy. Kolejny raz.
-Błagam przestań- wypowiedziałam szybko, płacząc jednocześnie. Nie jestem w stanie znieść więcej.
-Jakie przestań? Rozkręcam się dopiero kotek- powiedział i mogłam wyczuć jak się przy tym uśmiecha w złości. Za chwilę znów poczułam ten ból. Jakby ktoś przypalał mi skórę w dolnej parti ciała. Zanim wymierzył mi kolejny raz zsunęłam się lekko z biurka, próbowałam w jakiś sposób uniknąć kolejnego bólu, który i tak z każdą minioną sekundą nasilał się.
-Popraw się- powiedział szybko na co ja jedynie zaskomlałam. Pomijając ból, ta pozycja była męcząca, już nie miałam siły. Szarpnął mnie za włosy. Na co jęknęłam
-Mówię do ciebie! Popraw się i masz mi się nie z suwać!- Zrobiłam co kazał, utrzymując się na drżących nogach.
-Boli- wychlipałam zapłakana. Prychnął
-A myślisz, że po co jest to wszystko? Ma boleć a ty masz się nie ruszać- Uderzył po raz kolejny. Tak mocno. krzyknęłam i zacisnęłam ręce w pięści.
-Proszę..Przzestań!

W pokoju było słychać tylko mój płacz, świst powietrza, plask i mój krzyk. Płacz, świst, plask, krzyk. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy tak było. W końcu przestał a ja opadłam na podłogę.
-Wstawaj- Powiedział pewny siebie
-Bła-agam już nie-e- zapowietrzałam się. Poczułam jak łapie mnie za ramię i za włosy. Krzyknęłam i w taki sposób podciągnął mnie do góry. Dostałam ciarek. Wzdrygnęłam się i zaczął ciągnąć mnie w stronę kuchni. Za włosy, które trzymał, zmusił mnie do oparcia głowy na blacie kuchennym. Ciasno wplątał swoje palce, do tego stopnia, że nie mogłam poruszyć głową. Usłyszałam jak otwiera szafkę i wyjmuje coś. Rzucił naprzeciwko moich oczu tabletki. Podniósł moją głowę, nadal ciasno trzymając moje włosy.
-Otwórz!- Zażądał. Drżącymi palcami zaczęłam otwierać opakowania.
-Wyrzuć do zlewu wszystko- Nie! Wymierzył mi klapsa ręką. Gorący, nieprzyjemny prąd przeszedł przez moje pośladki.
-Teraz!- Zaczęłam wyjmować po kolei tabletki do zlewu, a on odkręcił wodę. Patrzyłam jak nowe, lepsze życie oddala się ode mnie z każdą sekundą...


HEJ :)
BARDZO BĘDĘ WDZIĘCZNA ZA KOMENTARZE ;)

czwartek, 2 lipca 2015

!!!

Hej 
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest...Nawet nie wiem od czego zacząć. Może postaram się wam "wyspowiadać". 

Ostatni raz u spowiedzi świętej byłam w "długo temu xD" obraziłam was następującymi grzechami:
-Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo długo nie dodawałam rozdziału.
-Nie dawałam znaku życia.
-ehh...

Żałuję i obiecuję poprawę....

Przepraszam..... 

Żebyście mnie totalnie nie znienawidzili, to postaram się pobawić w sąd a na swoją obronę mam poniższe argumenty: 

Przez jakiś czas na prawdę miałam w głowie pustkę. To nie tak, że idę sobie po zakupy i myślę co by tu napisać. Ja na prawdę siadałam przed laptop i to co pisałam wcale mnie nie satysfakcjonowało. Nie podobało mi się i nie chciałam tego publikować żeby was tylko "zaspokoić" nowym wpisem. Potem zbliżał się koniec roku, a że moje oceny takie a nie inne, starałam się z wielu przedmiotów wyciągać na lepszą ocenę. Przez długi czas nie wchodziłam nawet na bloga. No a ten początek wakacji, spędziłam praktycznie ciągle poza domem.

Dlatego bardzo proszę, aby sąd nie był dla mnie aż tak ostry :)

PS: ROZDZIAŁ DODAM JUTRO PO POŁUDNIU... Dziękuję za wyrozumiałość.