IM WIĘCEJ KOMENTARZY TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ.
Lily's POV :
Patrzyłam na Justina i kiedy byłam już pewna, że śpi, wstałam jak najciszej potrafiłam i poszłam do łazienki zrobić coś z wyglądem. Zeszłam na dół, zrobiłam sobie kanapki i włączyłam telewizje, po czym sprawdzając godzinę w telefonie, zobaczyłam nieodebraną wiadomość...
Od: Iss ;* 11:02
Hej kochana ;* ty, ja, dziś hmm... basen ?
Do: Iss ;* 15:24
W sumie, nie mam już okresu. Jeśli nadal chcesz to czemu nie...o której ?
Od: Iss ;* 15:27
Nie aktualne bejbe :D Wyjechałam na tydzień do ciotki...mam się opiekować jakimiś dziećmi, nagła sutuacja :x Jak będę z powrotem, dam znać :*
Do: Iss ;* 15:28
Ok "niańko" xD
Odkładając telefon podskoczyłam ze strachu, czując ręce Justina na mojej tali.
-Spokojnie, to tylko ja- zaczął się śmiać... Tak Justin, chyba aż ty.
-Przestraszyłam się Ciebie, myślałam, że śpisz.
-Spałem. Chciałem się do ciebie przytulić ale nie było Cię koło mnie.- ojej, tak mi przykro...Witaj sarkaźmie. Wyplątałam się jakoś z objęcia Justina, czując potrzebę skorzystania z toalety.
-Ej, gdzie idziesz?
-Do łazienki
Justin's POV :
Idealny moment. Powiedziałem sobie w myślach, biorąc do ręki Lily telefon. No pięknie. Uśmiechnąłem się do siebie widząc napis "nie mam już okresu". Szybko wybrałem numer do mojej mamy, po czym zadzwoniłem.
-Halo ?
-hej mamo, mogłaby dziś Jazzy zostać u ciebie na noc ? Mam dużo roboty, a Lily wygląda na zmęczoną.
-Pewnie. Justin za dużo masz na głowie! Nawet w weekendy pracujesz ?
-No sprawa papierkowa. Mam dowieść jej jakieś rzeczy czy masz jeszcze tamte ?
-Mam. Muszę kończyć Justin. Trzymaj się.
-Dzięki, cześć.
Lily's POV :
-Z kim rozmawiałeś ?- patrzył na mnie, jakby nad czymś intensywnie myślał.
-ymm, Justin ?- przerażał mnie ten sposób w jaki na mnie patrzył.
-Z mamą- odpowiedział nie odrywając wzroku.
-Wszystko ok ?- zapytałam, zdziwiona jego zachowaniem.
-Tak- odpowiedział z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy. Nie powiem, że mnie to nie przerażało. Wolno zaczęłam kierować się w stronę łazienki, nadal patrząc na niego. Potem zaczęłam trochę przyspieszać.
-Gdzie się spieszysz kochanie ?- zapytał podchodząc do mnie, ale ja tylko się odsuwałam, aż tu nagle...BOOM! Ściana, no pięknie.
-Ni-nigdzie- powiedziałam przestraszona, kiedy poczułam, że mnie podnosi i przerzuca mnie sobie przez ramię.
-Justin, puszczaj mnie! Teraz!- on zlekceważył moje protesty, na co tylko się zaśmiał.
-Z czego się śmiejesz ? Puść mnie!- dotarł do naszej sypialni, po czym położył mnie na łóżku. Od razu podniosłam się, aby uciec, ale złapał mnie za ręce i trzymał je nad moją głową. Położył się na mnie.
C-co ty ro-robisz ?- spytałam przestraszona.
-Nie masz już okresu kotek ?- spytał jeżdżąc nosem po mojej szyi. Siedziałam cicho ze łzami w oczach, widząc jedynie same czarne scenariusze.
-Uznam to za "tak Justin, nie mam już okresu"- spojrzał na mnie rozbawiony sytuacją. Zaczęłam się mu jakoś wyrywać, ale on nic sobie z tego nie robił. Był za silny. Poddałam się. Gdy uśmiech zniknął z jego ust, zaczął podciągać mi koszulkę, ukazując mój czarny, koronkowy stanik. Jego oczy momentalnie zrobiły się czarne, pełne pożądania. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
-Nie Justin, proszę, nie rób tego!- błagałam, ale on nawet nie drgnął, był już zbyt nakręcony.
Zdjął mi bluzkę jak i spodnie, po czym sam pozbył się swoich ubrań. Zostaliśmy w samej bieliźnie. Zaczął całować mnie po brzuchu jak i po piersiach, nie puszczając moich rąk. Przejechał palcem po mojej kobiecości.
-Będzie mniej bolało jak się rozluźnisz kotek.- powiedział, widząc strach w moich oczach. Energicznie zdjął mi majtki, po czym szybkim ruchem wszedł we mnie. Pisnęłam z bólu na co on nawet nie zareagował. Puścił moje ręce chcąc odpiąć mój stanik. Najmocniej jak mogłam odepchnęłam go od siebie, co mi się udało pod wpływem strachu, i szybko pobiegłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i oparłam się o ścianę, po czym osunęłam się na podłogę. chwilę później usłyszałam głośne walenie w drzwi.
-Otwieraj kurwa! Lily!- darł się, uderzając w drzwi. Bałam się, cholernie się bałam.
-Lily, skarbie otwórz- Powiedział już nieco opanowany. Przestał uderzać. Siedziałam, szlochając co chwilę jak i pociągając nosem.
-Kotek wiem, że tam jesteś, słyszę cię.- mówił spokojnie, ale ja nie dam się nabrać.
-Jeśli zaraz nie otworzysz drzwi to je wyważę, a wtedy nie będzie miło.- ostrzegł mnie, a ja trzęsłam się cała ze strachu. Spanikowana nie wiedziałam co zrobić. Naglę usłyszałam huk. Justin wyważył drzwi. Spojrzałam na niego jakbym ducha zobaczyła. Sparaliżowana nie mogłam się ruszyć, ani nic powiedzieć. Po prostu patrzyłam tak na niego, a gdy zbliżał się do mnie zwinęłam się w kulkę. Zacisnęłam oczy i schowałam głowę między moje ręce.
-Pff...Teraz to ja bym na twoim miejscu Lily nie próbował wzbudzać na mnie litości.- powiedział z mordem w oczach. Chwycił mnie za ramiona, a po chwili podniósł mnie, kierując się w stronę sypialni. Zaczęłam szlochać głośniej, zdając sobie sprawę z tego, że już przegrałam. Rzucił mnie na łóżko i położył się na mnie, trzymając bardzo mocno moje ręce.
-Justin, co-o ty rob-biszz ?- zupełnie zignorował moje pytanie. Kątem oka widziałam jak szuka czegoś, w dolnej szufladzie, w półce koło łóżka. Nie, nie, tylko nie to! Tylko nie kajdanki!
-Nie Justin, błagam, nie!- krzyczałam, czując ból w gardle.- Proszę cię!- spojrzałam na niego bezsilna, zapłakana i przestraszona. Zaczął przypinać mi ręce do łóżka.
-Czy mam ci Lily zakleić tą śliczną niewyparzoną buźkę taśmą ?- kiwnęłam zapłakana przecząco głową.
-No ja myślę- odpowiedział, po czym spojrzał na mnie tępo, a kiedy już przypiął mnie do łóżka, zaczął rozpinać mi stanik. Ponownie we mnie wszedł. Teraz już naga leżałam pod nim, szlochając przez ból jaki mi sprawiał.
-Justi-in proszę ci-cię wo-olniej- mówiłam przez płacz, ale on udał, że tego nie słyszał.
-Shhh- uspokajał mnie. Ja nie miałam już siły, miałam dość!
-P-Przestań już! B-boli!- spojrzał na mnie.
-Rozluźnij się to nie będzie bolało- wychrypiał mi do ucha. Ja tylko zacisnęłam powieki, czekając aż skończy.
Kiedy Justin skończył, ubrał się, po czym wyjął z szafki jakieś moje ubrania i rzucił je w moją stronę. Odpiął mi kajdanki. Widząc, że nie reagowałam na jego gest wziął mnie na swoje kolana i zaczął mnie ubierać. Nie patrzyłam na niego, nie odzywałam się, po prostu nic. Kiedy byłam już ubrana, wziął mnie na ręce i zaniósł na dół.
-Gdzie mnie niesiesz ?- zapytałam szeptem wycieńczona i zapłakana
-Poniesiesz karę Lily.- odpowiedział, w ogóle nie zważając na mój stan.
-Co ja źle zrobiłam ?- zapytałam cicho. Kolejne łzy opuściły moje oczy.
-Uciekłaś mi, nie chciałaś otworzyć drzwi.- spojrzał na mnie tępo. Nie chcąc pogarszać sytuacji w jakiej się znajdowałam, nie wyrywałam się. Nie miałam siły. -Chyba powinnaś przemyśleć swoje zachowanie Lily w odpowiednim miejscu. Myślę, że piwnica to będzie dobre rozwiązanie.
-Nie, j-ja przep-praszam, już nie u-ucieknę!- zaczęłam histeryzować. Dobrze wiedział, że mam złe wspomienia dotyczące piwnic, przez co się bałam.
-Przepraszam, gówno warte!- powiedział zły i położył mnie na starym materacu w jednym z pomieszczeń piwnicy. Kiedy już miał zamiar wychodzić, szybko doczołgałam się do jego nogi, po czym złapałam ją dość mocno,dając mu znak aby nie odchodził.
-Lily, to na mnie nie działa. To jest twoja kara i odsiedzisz ją tutaj, przemyślisz wszystko co zrobiłaś źle i ani mi się śni siedzieć tu z tobą. -powiedział jakby to było oczywiste.- A teraz puszczaj moją nogę i nie krzycz czasem, bo to spowoduje, że zostaniesz tu dłużej. Jeśli będzie trzeba to Jazmyn zostanie nawet tydzień u mojej mamy, no ale chyba nie chcesz tyle tu siedzieć, prawda? -zapytał głupawo się uśmiechając, jednocześnie patrząc na mnie z góry. Szybko zaprzeczyłam głową. -Tak myślałem. Na materac!- przeniosłam się na materac i spojrzałam na niego zapłakana. Wyszedł z pomieszczenia i zamknął mnie na klucz. Siedziałam tak skulona, było dość zimno. Miałam na sobie zaledwie spodenki i koszulkę. Zaczęłam desperacko szlochać. Byłam cała obolała, nie miałam siły. Położyłam się na materacu i pozwoliłam moim ciężkim powiekom opaść.
Obudziłam się rozglądając się dookoła, dostrzegając w rogu postać. Oczywiste, że był to Justin. Natychmiast się podniosłam do pozycji siedzącej, skuliłam się. Zaczęłam żałować mojego ruchu, ponieważ wywołał on ból na moim ciele jednak w tamtej chwili niezbyt przejęłam się bólem, bardziej przerażał mnie fakt, że Justin obserwuje mnie uważnie.
-Która jest godzina ?- wymamrotałam i przetarłam ręką zaspane oczy.
-01:57- powiedział nadal patrząc na mnie.
-Justin ?- zapytałam ledwo słyszalnie.
-Co ?- zapytał niezbyt przyjemnym tonem.
-Zimno mi- spojrzał na mnie spod byka i wyszedł trzaskając drzwiami, zamykając je.
-Po co kretynko ? no po co się odzywasz?!- krzyknęłam sama do siebie, wpadłam w szał. Wszystko to co robił mi Justin, coraz bardziej wpływało na moją psychikę. Jeszcze ta piwnica. Te wszystkie wspomnienia wracały, obiecywał mi przecież, że więcej tego nie zrobi. Dobrze wie, że zgwałcono mnie kiedyś w piwnicy. A mimo to zrobił to. Nienawidzę go! Histerycznie zaczęłam bujać się do przodu i do tyłu. Siedziałam na chłodnym materacu roztrzęsiona i zanosiłam się płaczem... Usłyszałam kroki, byłam zdziwiona. Przecież go zdenerwowałam faktem, iż było mi zimno. Po co do mnie schodził ?To co zobaczyłam, zaskoczył mnie. Justin wszedł z kocem i kubkiem, z którego wydobywała się para. Zamknął drzwi, po czym podszedł i usiadł koło mnie. Okrył mnie kocem, po czym wziął na swoje kolana.
Objął mnie i zaczął kołysać uspokajająco. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, a Justin nadal mnie kołysał. Mój oddech był ciężki i nadal płakałam, tyle, że ciszej.
-Shhh...No już spokojnie.- uspokajał mnie lecz ja napal czułam jak łzy leją się po moich policzkach
-Jesteś głodna ?- zaprzeczyłam głową.
-Po prostu śpiąca, mogę już iść spać do sypialni ?- zapytałam bardzo cicho, jak i smutno. Nie odpowiedział tylko podniósł mnie i wreszcie wyniósł z piwnicy. Zaniósł do naszego łóżka i delikatnie położył. Zdjął moje ubrania i założył piżamy, po czym przykrył mnie kołdrą i zgasił światło, a on poszedł pod prysznic. Ja mam dość! Nie chcę żyć w obawie, że zaraz mi się dostanie, bo coś zrobię "źle". Najgorsze jest to, że tak na prawdę nie wiem dlaczego taki jest. Kiedyś było idealnie, a teraz ?Czuję się jak nic nie warta szmata, która
jest podporządkowana pod swojego właściciela. Nie mam siły, nie mam siły na nic. Na życie też.
HEJ HEJ!
TAK
ŁADNIE KOMENTUJECIE MIŚKI, ŻE POSTANOWIŁAM ROZDZIAŁ DODAĆ SZYBKO. NAWET
NIE WIECIE JAKI MAM ZACIESZ KIEDY CZYTAM TE WSZYSTKIE WASZE
KOMENTARZE!!!
Dzisiejszy rozdział to istny dramat. Niestety, ale takie sytuacje na świecie są :(
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :D