CZYTASZ-KOMENTUJESZ!
IM WIĘCEJ KOMENTARZY TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ...
Nie mam zamiaru uprawiać z nim seksu! Patrzę cała roztrzęsiona na jego rękę, która trzyma moją i po chwili lekko pociąga za nią w swoją stronę.
-No dalej kotek...Chodź- przygląda mi się, a mi robi się coraz bardziej ciepło i niezręcznie. Już dawno nie czułam się przy nim swobodnie nago.
-N-nie chcę- uśmiechnął się do mnie, po czym podszedł i położył rękę na moim policzku.
-Lily...Nie wiedziałem, że z ciebie aż taka wstydnisia- pokręcił głową, uśmiechnięty.
-Ja tylko...- przerwał mi
-No chodź już- widziałam, że przewrócił na mnie oczami, rozbawiony całą sytuacją. Nadal nie wykonałam żadnego ruchu. Justin nie tracąc już dłużej czasu, szybko złapał mnie w tali i w zgięciu kolan, po czym mnie podniósł i zaniósł do pokoju. Zobaczyłam zamknięte drzwi. Ciekawe czy zamknął je na klucz. Położył mnie delikatnie na łóżko, po czym sam położył się na mnie. Chyba dopiero teraz dotarło do mnie, że on na prawdę chce uprawiać teraz seks. Rozchylił mi energicznie nogi i delikatnie mnie tam dotknął. To podziałało na mnie niczym kubek zimnej wody. Zaczęłam się wiercić, w celu uniknięcia jego dotyku.
-Justin! ja...- znów mi przerwał
-Shh...Nie zrobię ci krzywdy. Chcę cię tylko posmakować.- Powiedział zadziornie się uśmiechając, zaczynając całować moją szyję.
-Ja nie chcę- próbowałam go odciągnąć. Uśmiechnął się i dalej kontynuował całowanie, ale teraz zajmował się moim obojczykiem.
-Nie chcę rozumiesz? Przestań!- podniosłam głos, na co on natychmiast na mnie spojrzał i zmróżył oczy.
-Dobra, sama tego chcesz. Próbowałem zrobić tak, aby było nam miło, ale widzę, że i tak będziesz stawiała opór. A teraz czy chcesz czy nie, wejdę w ciebie raz a porządnie. A tylko piśnij słowo Lily- wypowiedział te słowa z jadem i złością. Nie dam mu się! Już dość cierpiałam! Jak nie chcę to nie!...Ponownie zaczął rozchylać mi szerzej nogi, a ja mocno strzeliłam mu w policzek. Muszę mu pokazać, że cierpię, że to co robi wcale nie jest miłe, a skoro słowa nie wystarczą to może to pomoże..Wciągnął powietrze głośno i szybko, patrząc się na mnie zszokowany. Zsunął mi nogi i poszedł szybszym krokiem do łazienki. Nie rozumiem co się obecnie dzieje. Dałam mu z liścia a on od tak idzie sobie? I już? Nie powiem, ze mi to nie odpowiada. Wstałam szybko i podeszłam do mojej torby z ubraniami i wyjęłam bieliznę. Szybko ją wciągnęłam i oparłam się o ścianę obok...Ja Lily Bieber, uderzyłam męża w twarz. O kuźwa!.. Zaczęłam szybciej oddychać. Już kiedyś to zrobiłam, ale to było raczej w żartach. Walnęłam Justinowi w twarz. I on zaraz tutaj przyjdzie! M-może lepiej pójdę na dół? Zaczęłam iść na palcach w stronę drzwi, ale się zatrzymałam. Nie, nie idę. Jestem ciekawa co on tam robi i jaki będzie jak wróci. Będzie zły? O, na pewno! Co ty idiotko sobie myślisz? Dałaś w mordę i pocałuje cię za to?! Jestem głupia. Jestem niedobra! Położyłam się do łóżka i szczelnie przykryłam się kołdrą. Odwróciłam się tyłem do łazienki. Zamknęłam oczy. GŁUPIA SUKA! Moje myśli ciągle sprowadzały się do tych słów. Musiałam to zrobić. Do niego nie dociera słowo przestać, albo nie mam ochoty. Musiałam tak postąpić. Łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach. Nie powinnam się obwiniać, ale nigdy tak nie robię. Nie chcę krzywdzić innych! Jestem niedobrą żoną! Nie powinnam być na tym świecie! Otworzyłam oczy i zaczęłam płakać cicho. Skuliłam się na łóżku. Usłyszałam otwieranie drzwi od łazienki, po czym poczułam obok siebie zapadanie materaca, co oznaczało, że położył się obok mnie. Wytarłam nos ręką. Nie mogę teraz płakać... Grobowa cisza. Leży za mną, czuję jego oddech. Blisko mojego ucha...
-Co to było?- zapytał niskim, lekko zachrypniętym tonem. Nie wydawał się zły, co było dziwne. Ale nie było mu do śmiechu...Znów cisza.
-Hmm? Odwróć się- nie jestem pewna czy to jest dobry pomysł. Może będę udawać, że śpię?...Nie, to nie przejdzie. Poczułam rękę na tali, która powoli mnie obracała w jego stronę. Odwrócił mnie, ale głowę miałam nisko ułożoną na poduszce. Dzięki temu mogłam uniknąć jego wzroku.
-Odpowiesz mi?- Przejechał palcem po moim czole, zjeżdżając na policzek, aż do brody.
-Uderzyłam cię- zaszkliły mi się oczy. Nie chciałam nikogo krzywdzić...Nawet jego. Podniósł mi dwoma palcami brodę.
-Popatrz na mnie.- leniwie podniosłam na niego wzrok.- Ty płaczesz?- Zapytał, a kąciki jego ust minimalnie się uniosły. No tak, przecież on to lubi...kiedy płaczę.
-Dlaczego?- był zdziwiony.- Bo cię uderzyłam.- Kąciki jego ust, które przed wypowiedzeniem mojego zdania były skierowane ku górze, natychmiast opadły.
-Dlatego? Przecież ja...- nie dokończył. Tym razem to on próbował patrzeć wszędzie tylko nie na mnie. Wziął głęboki oddech i spojrzał się na mnie intensywnie. Choć była już noc, to i tak mogłam wiele dostrzec przez światło księżyca. Zaczął bawić się moimi włosami, palcami.
-Czujesz się przy mnie bezpiecznie?- Zupełnie zmienił temat. Wiem co wtedy chciał powiedzieć. "Przecież ja...Nieraz cię biłem"... Zmienienie tematu było łatwiejsze niż wypowiedzenie takich słów.
-Szczerze?- kiwnął głową na tak, kontynuując bawienie się włosami.-
-Nie- jego wyraz twarzy posmutniał, ale co mam mu powiedzieć? Tak Justin, a co mi grozi przy tobie? Chyba, że nie!
-Czemu?
-Ty pytasz czemu? Jeszcze pięć minut temu, o mało co byś mnie wziął bez mojej woli...zresztą kolejny raz.- Zmarszczył brwi i zacisnął szczękę.
-Mam potrzeby i potrzebuję aby ktoś się tym zajął. Tym kimś jesteś ty- nadal miał poważny wyraz twarzy. To co powiedział totalnie mnie dobiło.
-Ah, czyli moje potrzeby się nie liczą? Liczysz się tylko ty? I co? Jeśli nie mam ochoty to mam się podporządkować pod ciebie? A co ze mną?
-Nie mów, że ci się to nie podoba Lily, wiem co jest dla ciebie dobre.- Tak, bicie i gwałt.
-Nie. Kiedy bierzesz mnie siłą, wcale mi się to nie podoba.- byłam już wściekła za to co on wygaduje!
-Na prawdę nie masz ochoty teraz na seks?- pyta za zdziwieniem.
-Nie!- krzyknęłam szeptem.
-A co ze mną?- Widziałam złość wymalowaną na jego twarzy
-Tego nie wiem, ale wiem, że masz nie szlajać się po żadnych burdelach...Zrób to chociaż dla Jazzy! Jakby się ktoś o tym dowiedział to na pewno cicho by nie było. Prędzej czy później zrozumie znaczenie słowa dziwka.- Zasłonił mi dłonią buzię, aby mnie uciszyć. Patrzyłam na jego oczy, które z mordem patrzyły się na mnie. Ciemniejsze niż noc, niż smoła, niż czerń. Widziałam w nich jedynie blask bijący od księżyca. Przypomniały mi się czasy kiedy wpatrywałam się w nie godzinami.
-Lily mówię do ciebie!- wydarł się szeptem.
-No co?
-Zapamiętaj sobie, raz na zawsze. Nigdy, przenigdy cie nie zdradziłem, nie zdradzam i kurwa nie zamierzam, zrozumiano? O czym ty do cholery mówisz? Czy do ciebie kurwa nie dociera fakt, że kocham tylko ciebie szmato?!- Cisza...Zaniemówiłam, a z oczu zaczęły płynąć łzy. Jak on mógł? Justin chyba też zaczyna żałować tego co powiedział. Wywnioskowałam to z jego miny, ale powiedział co powiedział i stało się. Odepchnęłam jego rękę i szybko wstałam na równe nogi.
-Jak możesz?- Posmutniał, zupełnie go nie rozumiem.- Ty draniu! Właśnie widzę jak mnie kochasz!- z szeptu przeszłam na pełen żalu i negatywnych emocji ton. On również wstał. Palcem wskazującym, wskazałam na niego.
-Nie podchodź do mnie- łzy zamazywały mi obraz. Na palcach, ale szybko, w celu uniknięcia hałasu podbiegłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę. Zamknięte! Odwróciłam się do niego. Wystraszyłam się widząc go tuż za mną. Zerknęłam na łazienkę, w celu domyślenia się, czy zdążę dobiec do łazienki i się zamknąć. Marne szanse, ale co mam do stracenia?.
-Lily nie- Powiedział spokojnie. Złapał mnie od tyłu i mnie podniósł. Wyrywałam się, ale to na nic. Usiadł na łóżku i ułożył mnie sobie na nogach. Nadal z nim walczyłam, ale złapał mnie mocno, tuląc mnie ciasno do siebie, sprawiając, że nie mogę ani się wyrwać, ani uciec, ani poruszyć. Płakałam mu w klatkę piersiową . Docisnął, nie za mocno moją głowę do niej i głaskał po głowie.
-No już..Shhh- zaczął się delikatnie ze mną w rękach bujać. Nie powiem, że to nie pomagało. Ale nadal czułam się okropnie.
-Przepraszam Kotek- pocałował mnie w czoło, nie przerywając bujania.
-Nie jestem szmatą- wypłakałam te słowa. Cały czas mnie głaskał po włosach.
-Nie, nie jesteś- ponownie mnie pocałował- Shh, nie płacz już. Zdenerwowałem się...dlatego tak powiedziałem, ale wcale tak nie myślę. Lily kocham cię.- teraz zaczął głaskać mnie po policzku.
-Czemu ci nie wierzę?-spytałam go, patrząc mu prosto w oczy.
-Bo już mi nie ufasz. Zbyt dużą krzywdę ci wyrządziłem.- Ooo... Mów dalej, to coś nowego.
-Ja nadal nie wiem czemu- powiedziałam niepewnie bojąc się reakcji. Spojrzał na mój zabandażowany nadgarstek, na którym znajdował się napis JB, ale nadal był owinięty w bandaż, po czym wziął tą rękę w swoją. Zahaczał lekko palcem o bandaż.
-Sam nie wiem- zamknął na chwilę oczy, po czym otworzył. Jakoś mu nie wierzę, że nie wie dlaczego wyrządza mi krzywdę.
-Nie chcę teraz o tym rozmawiać...czy możemy iść spać?- zapytał z oczami pełnymi żalu.
-Tak, ale nie rób niczego, czego bym nie chciała- puścił mnie
-Nie będę- położyliśmy się, a on szczelnie okrył mnie kołdrą, po czym przytulił. Czuję się dziwnie po tej rozmowie. Ten wieczór był tym z gorszych, mimo tego że nie doszło do żadnej krzywdy fizycznej. Źle mi jest teraz leżeć tak z nim, pomimo, że to on wtula się we mnie a ja nie. Darowałam już sobie odpychanie go ode mnie, ponieważ nie wiem jak może na to zareagować. Ale też dlatego, że jestem zmęczona. Jutro ma przyjść psycholog i nie chcę wyglądać jak strach na wróble, muszę spać. Więcej spać.
Justin's POV:
Otworzyłem zaspany oczy. Obok nie dostrzegłem Lily. Zerknąłem na zegarek. 11:42. Kurwa! Dziś muszę być w pracy na spotkaniu z klientami. Szybko poderwałem się na równe nogi i wskoczyłem wziąć prysznic. Po prysznicu ubrałem się w bardziej eleganckie ubrania i wyszedłem z pokoju. Drzwi były zamknięte. Pewnie Lily zobaczyła kluczyk na szafce przy łóżku... Schodząc na dół usłyszałem głos jakiegoś mężczyzny. Ah no tak, psycholog. Zszedłem na dół do kuchni w celu zjedzenia jakiegoś śniadania.
-Dzień dobry Panie Bieber- powiedział do mnie i wyciągnął do mnie dłoń. Odwzajemniłem ten gest. Zobaczyłem psychologa z Lily sam na sam. Moja mama pewnie poszła się przejść z Jazzy. Nie widzę ich butów w przedpokoju...
-Może zechce pan usiąść? Chyba wiem jak panu pomóc.- Taa, jasne. Uśmiechnąłem się do niego sztucznie.
-Widzi pan, mam ważniejsze sprawy na głowie. Na przykład utrzymanie rodziny.- Działa mi na nerwy.
-A to nie jest utrzymanie rodziny? Z tego co wiem to Pańska żona rozważała wziąć z panem rozwód.- Bezczelny sukinsyn! uniosłem brwi i zrobiłem oczy typu: Kto? Ja?!
-Jeśli pan chce, to ja mogę panu postawić diagnozę...o wiele szybciej niż pan mi- Lily się na mnie spojrzała. No co?
-Justin!- skarciła mnie łagodnie.
-Taka prawda kochanie. Chyba nie wątpisz w moje możliwości, prawda?- Chytrze się uśmiechnąłem. Spuściła głowę.
-Pan już chyba wystarczająco dobitnie pokazywał swoje możliwości na skórze żony. Mam rację?- Zrobił minę: I co? Zgasiłem cię!
-Pójdę już. Czas to pieniądz, a ja zarabiam 10 tysięcy na godzinę.- teraz to ja go zgasiłem. Lekko uśmiechnąłem się zwycięsko. Brakowało mi jeszcze tylko jednego. Podszedłem do Lily, nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek, patrząc intensywnie na niego. Tak, 1:0 dla Biebera.
-Przekażę żonie wszystkie ważne informacje- powiedział i próbował wyglądać na obojętnego, ale wiem że go wyprowadziłem z równowagi.
-Tak, koniecznie- tak bardzo się cieszę, że aż stypa. Nie mam już czasu na śniadanie. Chwyciłem jakieś jabłko i wyszedłem z domu, po czym odjechałem...
Hej :D
No i jest 19... Justin miewa humorki no nie? Mam mnóstwo nauki, dlatego teraz tak nawalam, ale postaram się to zmienić. Nowy semestr- więcej czasu. Sami wiecie jak jest xD
A co do tygodnia z rozdziałami, to dam wam znać kiedy będą ;) Proszę o komentarze. Jest was coraz mniej...Nie wiem czy nie chce wam się komentować, czy ubywa czytelników. Nie, żebym tylko narzekała xD Dziękuję tym, którzy komentują i obserwują :*